Coraz więcej 30-latków mówi, że "się sypie". "Problemy zaczynają się wcześniej u syna niż u ojca"

Aneta Olender
05 września 2022, 19:47 • 1 minuta czytania
Mówili, że życie zaczyna się po 30. I mieli rację, ale tylko ci, którym chodziło o życie wypełnione wizytami u lekarzy. Choć to żart, nie bawi on rozmówców i rozmówczynie naTemat. Osoby, które przyznają, że ich zdrowie zaczęło się sypać niedługo po 30. urodzinach. O tym, że rzeczywiście coś jest na rzeczy, mówią też lekarze.
W gabinetach lekarskich coraz częściej pojawiają się osoby po 30. Fot. Nataliya Vaitkevich / Pexels

Czuję, że lepiej nie będzie

Renata za dwa miesiące będzie świętować swoje 33 urodziny. Czego sobie życzy z tej okazji? Chociaż miesiąca bez bólu pleców lub bez problemów z żołądkiem. Oczywiście, kiedy o tym mówi, śmieje się, ale przyznaje, że niestety trochę to jednak śmiech przez łzy.


— Sypałam się już wcześniej, ale nie na taką skalę. Mam wrażenie, że od kilku lat jest to równia pochyła. Nie mówię już tylko o bolącym krzyżu, "nienaoliwionych" kolanach czy kacu trwającym trzy dni po dwóch piwach. Mówię generalnie o zdrowiu — zaznacza Renata.

"Sypie się" w jej przypadku dotyczy głowy, żołądka, jelit, hormonów, czyli zdaniem Renaty, wszystkiego po kolei. — Przyznam szczerze, że nie za bardzo dbam o zdrowie i po prostu nie chce mi się latać po lekarzach, ale gdybym była bardziej ogarnięta, właśnie to bym non stop robiła. Bo zawsze coś jest nie tak, coś alarmuje i wymaga badań — przyznaje.

— Oprócz tego czuję się po prostu zmęczona i zrezygnowana, bo realia nie ułatwiają nam życia po trzydziestce. Śmieciówki, inflacja, chore raty kredytów, astronomiczne koszty wynajmu. Trochę się odechciewa, bo co to za życie? Nieustanna walka i zmagania. I jeszcze zdrowie psychiczne, które posypało się kompletnie, również przez pandemię. Gdy patrzę na siebie sprzed kilku lat, myślę sobie: o kurde, byłam młoda i mimo że nie było wcale idealnie, to byłam szczęśliwa. Teraz jest po prostu bleh i czuję, że lepiej nie będzie — podsumowuje. Czytaj także: Dlaczego po 30. nie potrafimy "zarywać nocy", a 35+ to początek końca. Oto co zmienia się w ciele kobiety po 30. i 40.

Spory szok

— Zawsze się z tego śmiałem i nie wierzyłem w to. Wiadomo, człowiek zdrowy... Jednak ostatnio zacząłem się zastanawiać, czy coś faktycznie nie jest na rzeczy. Mój młodszy brat, który jest tuż przed 30., za każdym razem, gdy idzie grać w piłkę, wraca z kontuzją. I nie jest to psychicznie łatwe, bo do tej pory niby mogłeś wszystko i zawsze, a nagle nie jest to takie oczywiste — przyznaje Paweł.

W przypadku Pawła, podobnie jak u Renaty, coś zaczęło się dziać w 33. roku życia. Wcześniej był okazem zdrowia – wysportowany, aktywny, w gabinecie lekarskim pojawiał się od święta. — Największy problem zdrowotny, jaki pamiętam, to zapalenie płuc w dzieciństwie i skręcona kostka — wspomina.

I szybko dodaje, że w tym roku wydarzyło się coś dla niego nietypowego. — Nagle, z dnia na dzień, awaria kręgosłupa, odcinka lędźwiowo-krzyżowego, do tego stopnia, że nie mogłem wstać z łóżka i chodzić. Spory szok dla kogoś do tej pory sprawnego. Skończyło się SOR-em, rehabilitacją i wnioskiem od ortopedy, że teraz już tak będzie — opowiada mężczyzna.

"Naprawienie kręgosłupa" chwilę mu zajęło. Gdy wydawało się, że wszystko jest już w porządku, pojawiły się kolejne problemy. — Parę miesięcy później zacząłem mieć dziwne i nagłe zawroty głowy. Teraz jestem w ciągu tylu wizyt u specjalistów i badań, że myślę, że w dwa tygodnie było tego więcej niż przez ostatnie 10 lat łącznie. Generalnie myślę, że 30 lat to dobry moment, żeby zrobić sobie taki kompleksowy przegląd stanu zdrowia, by wiedzieć, co i jak — podkreśla Paweł.

Było coraz gorzej

Magda dobrze pamięta, co poczuła, jak dużego lęku doświadczyła, kiedy po przyjściu do pracy zadała sobie sprawę, że nie pamięta, jak ma na imię jej kolega. — Byłam przerażona. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się zapomnieć czegoś takiego. Wiedziałam już, że jest źle — podkreśla.  

Rozmówczyni zaznacza, że problem nie pojawił się nagle, tamtego dnia – już wcześniej organizm wysyłał jej sygnały, które zaczęły ją niepokoić.

— To była końcówka roku, mieliśmy sporo pracy, ale nie ekstremalnie dużo. W pewnym momencie zauważyłam, że podczas rozmów zaczyna brakować mi słów, zapominam nazwisk, itp. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Zaczynałam się coraz bardziej martwić, oczywiście wyszukiwałam w sieci informacji o tym, czy w wieku 30 lat można zachorować na Alzheimera — przyznaje.

Do lekarza poszła jednak dopiero po zdarzeniu, od którego zaczęła opowiadać swoją historię. Wtedy zdecydowała, że nie ma na co czekać. W gabinecie opowiedziała o objawach, ale uwadze lekarki nie uszło zdenerwowanie i napięcie towarzyszące Magdzie.

— Zapytała, jak wygląda moje życie, ile pracuję, czy jestem narażona na stres. Kiedy powiedziałam jej, jak pracuję, że owszem często robię coś po godzinach, czasami w weekendy, ale nie czuję się przepracowana, ona tylko uśmiechnęła się pod nosem. Potem spokojnie wytłumaczyła, że musimy zrobić serię różnych badań, ale na pewno nie mam Alzheimera — wspomina rozmówczyni, która, co warto wyjaśnić, pracuje w mediach.

Lekarka powiedziała mi, że do niej i jej kolegów lekarzy przychodzi coraz więcej osób w wieku około 30 lat, które mają problemy z pamięcią i pytają dokładnie o to samo: "czy mam Alzheimera?". Tymczasem zazwyczaj okazuje się, że wszystkiemu winne są stres i przepracowanie. Żyjemy w świecie, w którym wszystko robimy szybko, przyswajamy mnóstwo nowych informacji, a nawet jak pracujemy za dużo, to tego nie zauważamy. Wydaje nam się, że dopiero kiedy zaczniemy padać na twarz, to będzie znaczyło, że przesadzamy. Magdalena

Na całe szczęście okazało się, że wyniki badań Magdy nie są złe. Jakie rady w związku z tym usłyszała kobieta? Miała więcej spać i nie pracować po godzinach. Lekarka przepisała jej też różne witaminy, które miała zacząć łykać.

— Akurat przyszła przerwa świąteczna, mogłam odpocząć. Wystarczyły 2-3 tygodnie dbania o siebie i pamięć zaczęła wracać do normy. Teraz gdy tylko zaczynam mieć problemy z pamięcią i skupieniem, wiem, że to mój organizm daje mi sygnał, że powinnam zwolnić — zaznacza Magda.

Jest gorzej niż było

– Odczucia wielu z nas rzeczywiście są takie, że pokolenia są coraz słabsze – mówi dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, który od lat pracuje w Podstawowej Opiece Zdrowotnej.

Rozmówca naTemat podkreśla, że cześć osób rzeczywiście może borykać się z pewnymi dolegliwościami, które u ich rodziców pojawiały się dużo później. — Problemy ze zdrowiem dopadają młodsze osoby i poza wszelką wątpliwością - co widzą lekarze, a być może właśnie rodzinni najbardziej - jest to, że problemy zaczynają się wcześniej u syna niż u ojca — zaznacza dr Sutkowski.

Lekarz podkreśla, że nie ma jednak definicji hasła "ktoś się sypie". W każdym przypadku może to oznaczać coś innego – to bardzo indywidualna kwestia. .

— Człowiek może sypać się psychicznie, ale to tylko jeden aspekt, ponieważ fizycznie ludzie również sypią się szybciej. Ktoś szybciej ma chorobę zwyrodnieniową, a ktoś inny szybciej ma chorobę wieńcową. Czasem to są zupełnie banalne rzeczy, które ktoś uważa za bardzo poważne, a czasem są to rzeczy banalne, które ktoś uważa za banalne, ale mimo wszystko chce się poradzić. Oczywiście czasem są to też rzeczy poważne — mówi lekarz.

Jestem biegaczem, maratończykiem, oczywiście amatorem, ale biegałem i biegam niezłe. W latach 80. czy 90., gdybym wystartował w Maratonie Warszawskim, na który przyjechałaby polska czołówka biegaczy, byłbym na jakimś 200, 220 miejscu, Dzisiaj rekord świata w maratonie jest lepszy niż w tamtych czasach, ale nie chodzi o rekord, chodzi o populację – dzisiaj mój wynik w Maratonie Warszawskim byłby 50. może 40. Są wybitne jednostki, które zdecydowanie szybciej biegają, natomiast populacyjne wydaje się, że jesteśmy nieco słabsi. Dr Michał Sutkowskilekarz rodzinny

Dr Michał Sutkowski zaznacza, że ta zmiana jest wypadkową różnych elementów. I nie chodzi jedynie o tempo życia, choć na pewno ma ono na nas duży wpływ. Problemem jest również zbyt mała aktywność fizyczna. — Brak ruchu, brak sportu, w takiej ilości, w jakiej my mieliśmy w pokoleniu rodziców dzisiejszych 30-latków. Dziś w pokoleniu młodzieży i w pokoleniu osób 30-letnich jest dużo więcej nadwagi i otyłości — wyjaśnia rozmówca naTemat.

Doktor Sutkowski dodaje też, że 30, 40 lat temu ludzie nie używali nawet określenia "sypie się", a do lekarza udawali się zdecydowanie rzadziej. Dziś do gabinetu internisty trafiamy z o wiele większą ilością tego, co nas martwi. Czy to przesada? Wydaje się, że niekoniecznie, bo jeśli coś nie pozwala normalnie funkcjonować, lepiej tego nie lekceważyć. Okresowy przegląd zdrowia również jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Czytaj także: https://natemat.pl/268929,mlodzi-ludzie-sa-wiecznie-zmeczeni-meczy-ich-przede-wszystkim-praca