Gigantyczna sensacja w ćwierćfinale ME! Polska zagra o medale, mistrzowie wyrzuceni z turnieju
- Polscy koszykarze pokonali Słowenię w ćwierćfinale EuroBasketu
- Biało-Czerwoni do przerwy dominowali, ale potem stracili przewagę
- Końcówkę meczu zagraliśmy jednak popisowo i mamy półfinał ME
Polscy koszykarze w Berline już napisali historię, bo po raz pierwszy od 1997 roku przedarli się do ćwierćfinału EuroBasketu, a przy okazji udowodnili, że potrafią grać w basket bardzo dobrze. Mateusz Ponitka, Aleksander Balcerowski, AJ Slaughter i spółka mieli apetyt na niespodziankę, ale nikt nie spodziewał się, że mogą rzucić się tak skutecznie do gardła mistrzów Europy i zmusić ich do gry w głębokiej defensywie.
Nasi rywale to przecież mistrzowie Europy, którzy pewnie przedarli się do najlepszej ósemki EuroBasketu, a ich popisem był mecz z Francją, głównie przez niesamowity występ gwiazdy tego zespołu, Luki Doncicia. Słowenia wygrała go 88:82, a zawodnik Dallas Mavericks rzucił wtedy aż 47 punktów, co jest drugim najlepszym wynikiem w historii mistrzostw Europy. Rywale przed rokiem pozbawili nas szans na występ na igrzyskach, nadszedł czas na rewanż.
Już pierwsza kwarta pokazała, że stać nas na twardą i skuteczną walkę z gigantem o awans do czwórki. Polacy trafiali, dobrze bronili, a liderem na parkiecie był Mateusz Ponitka. Pod koszem świetnie walczył Aleksander Balcerowski, a na dystansie nie zawodził Michał Sokołowski, który musiał mierzyć się przy okazji z gwiazdą rywali. Nasi wyszli na prowadzenie 29:26, ale to nie był koniec emocji.
A Polacy poszli za ciosem i rozbili rywali w drugiej odsłonie. Nie działało praktycznie nic w ekipie z Bałkanów, wściekał się trener Aleksander Sekulić, a jego ludzie rzucili tylko dziewięć (!) punktów w tej odsłonie. Biało-Czerwoni grali swoje, dobrze w ofensywie pokazał się AJ Slaughter i nagle okazało się, że mamy dwadzieścia punktów zapasu. Berlin takiej sensacji jeszcze nie widział.
Do przerwy słynny Luka Doncić rzucił raptem dziewięć punktów, grał z kontuzją nogi i nie radził sobie dobrze w defensywie, a w ataku nasz zespół radził sobie z nim zaskakująco dobrze. Jeszcze na koniec w swoim stylu rzucił trójkę przez ręce naszych defensorów i na tablicy wyników pojawił się wynik 58:39 dla Biało-Czerwonych. Gigantyczna sensacja wisiała w powietrzu. Została jednak druga połowa, a przecież rywale w kosza grać potrafią.
I błyskawicznie nam pokazali, że nie zostali mistrzami Europy w 2017 roku przez przypadek. Przeanalizowali naszą grę, zaczęli bronić i rozpoczęli kwartę od prowadzenia 5:0. Wreszcie naszą niemoc pod koszem przerwał Aaron Cel (60:44), ale zaraz Słoweńcy podziurawili naszą defensywę jak sitko rzutami za trzy. Luka Doncić trafiał, Goran Dragić trafiał i trafiał Jaka Blazić. Po jego rzucie było już tylko 61:60 dla Polski, rywale szli serią (21:3).
Tragicznie rzucali nasi koszykarze, nie trafiali nawet prostych sytuacji, jak AJ Slaughter. Wreszcie Jarosław Zyskowski dał nam chwilę oddechu, trafił dwa wolne. Po chwili AJ Slaughter dorzucił jeszcze jeden punkt, ale kwartę trzecią nasz zespół przegrał po koszmarnej grze 6:24. I nagle okazało się, że nie jesteśmy tak blisko półfinału ME, jak się nam wydawało kilkanaście minut wcześniej.
Czwartą kwartę rywale rozpoczeli od celnych rzutów Gorana Dragicia i Vlatko Cancara, prowadzili już 67:64, a nasz zespół był wciąż w szoku. Przebudził się Mateusz Ponitka, nasz lider i kapitan, jednak po drugiej stronie boiska Klemen Prepelić dziurawił nasz kosz i Słowenia prowadziła 71:67. Zamiast kontrolował grę, musieliśmy odrabiać straty i gonić faworytów ME.
Cały czas Klemen Prepelić psuł nam szyki, uciekał defensorom, trafiał i grał świetnie. Ale Michał Sokołowski odpowiedział udaną akcją i było 73:70 dla rywali, a nasi mieli piłkę. I wreszcie coś zaskoczyło, jak to miało miejsce przed przerwą. AJ Slaughter trafił trójkę, po chwili dorzucił akcję 2+1 po faulu technicznym Luki Doncicia i nasi prowadzili 76:74. Walka była wprost dramatyczna, a kibice aż łapali się za głowy.
Mateusz Ponitka trafił trójkę, na cztery minuty przed końcem meczu znów było bardzo dobrze, konkretnie 79:76 dla Biało-Czerwonych. Dobrą wiadomością dla nas było to, że zaciął się Luka Doncić, który nie trafiał, a nasi opanowali własną tablicę i szli po swoje. Ponitka zagrał jeden na jeden z Donciciem, Słoweniec faulował i zakończył mecz. A Polak dorzucił dwa wolne, dając nam prowadzenie 82:76. Znów było bardzo blisko półfinału.
I znów odrabiali straty nasi rywale, a wtedy Mateusz Ponitka trafił kolejną trójkę, dając nam prowadzenie 87:80. Nasz kapitan po chwili pognał pod własny kosz i zatrzymał akcję rywali, na 69 sekund przed końcem szczęście było bardzo blisko. A nasz bohater był nie do zatrzymania, grał po prostu fenomenalnie. Trafił dwa wolne, było 81:90 i nic już nie mogło nam odebrać awansu.
Mistrzowie Europy walczyli do samego końca, wydawało się, że strata do reprezentacji Polski jest zbyt duża, a czasu zbyt mało. Dramatyczny mecz twał, a Słowenia w 30 sekund trafiła dwa rzuty i nasi prowadzili raptem 90:97. Ostatnią akcję zagrał AJ Slaughter, nie trafił, ale rywale już nie mogli nas skontorwać. Cóż to było za widowisko! Jakiż dramat! I jakie wspaniałe zwycięstwo naszych koszykarzy i trenera Igora Milicicia.
Biało-Czerwoni pierwszy raz od 1997 roku wystąpili w ćwierćfinale EuroBasketu i po raz pierwszy od 1967 roku przedarli się do najlepszej czwórki ME. Czekaliśmy na ten moment aż 55 lat, a teraz z Francuzami zagramy o występ w finale. Mecz półfiałowy odbędzie się w piątek 16 września o godzinie 18:00. W drugim półfinale Niemcy zmierzą się z Hiszpanią (godina 20:30). Transmisja w TVP Sport.
Słowenia - Polska 87:90 (26:29, 9:29, 24:6, 24:26)