Wypadek, który wstrząsnął światem sportu. Mija kolejny rok bez Arkadiusza Gołasia

Maciej Piasecki
16 września 2022, 15:44 • 1 minuta czytania
Miał wszystko, żeby osiągnąć wielkie sukcesy w światowej siatkówce. Niestety, rozwijającą się karierę oraz całe życie Arkadiusza Gołasia, zatrzymał tragiczny wypadek. Dokładnie 16 września 2005 roku, to jeden z najczarniejszych dni w historii polskiej siatkówki. 17 lat później wspominamy postać świetnego kadrowicza.
Arkadiusz Gołaś nadal funkcjonuje w pamięci kibiców polskiej siatkówki. Tragicznie zmarły siatkarz odszedł zbyt wcześnie... Fot. MAREK BARCZYNSKI/East News

Arkadiusz Gołaś był uważany za jeden z największych talentów polskiej siatkówki na początku XXI wieku. Grał na pozycji środkowego, posiadając świetne warunki fizyczne. Był bardzo skoczny, atakując piłkę na nieosiągalnym dla rywali zasięgu.

Zawodnik urodził się w Przasnyszu, ale pierwsze siatkarskie szlify zbierał Ostrołęce. Stamtąd przeniósł się do MKS MOS Woli Warszawa. Kolejnymi klubami na drodze środkowego mierzącego 201 cm wzrostu były: AZS Częstochowa oraz włoska Sempre Volley Padwa.

Gołaś w reprezentacji Polski rozegrał 141 meczów. Był uczestnikiem igrzysk olimpijskich w Atenach (2004). Dodatkowo trzykrotnie zdobył wicemistrzostwo Polski, zdobył też brąz, zarówno w kraju, jak i podczas turnieju Top Teams Cup (w barwach AZS Częstochowa).

Jego kariera rozwijała się niemal modelowo. W polskiej lidze reprezentant osiągnął w klubie pod Jasną Górą wszystko to, co mógł. Kolejne, włoskie wyzwania, dodawały Gołasiowi pewności siebie, szeregując Polaka w gronie najlepszych siatkarzy świata. Tak przynajmniej można napisać w odniesieniu do pozycji środkowego bloku, gdzie Gołaś imponował zarówno zasięgiem wyskoku w bloku, jak i ataku.

Śmierć w drodze do nowego klubu

Regularna gra w kadrze Polski, występ na igrzyskach w Atenach oraz solidne występy w lidze włoskiej, zaowocowały kolejnym, wielkim krokiem. Gołaś w sezonie 2005/06 miał zostać siatkarzem Lube Banca Macerata. Niestety, w drodze do nowego miejsca w zawodowej karierze, zdarzył się tragiczny wypadek.

– O śmierci Arka dowiedziałem się we Włoszech, grałem wtedy w Modenie. Razem z Sebastianem Świderskim wsiedliśmy do samolotu i przylecieliśmy na pogrzeb. W Italii tragedia też odbiła się szerokim echem. Arek wyrobił sobie dobrą markę po pierwszym sezonie i ten transfer miał być kolejnym, ważnym krokiem. A tu zdolny siatkarz ginie w drodze do spełniania kolejnych marzeń. Z biegiem lat myślę, że po prostu… zabrali nam Arka, tam na górę, do świetnej drużyny. Mam nadzieję, że ma tam z kim pograć na fajnym poziomie i że jest tym najlepszym. Zawsze tak było i nie wyobrażam sobie innego scenariusza – wspominał na łamach TVP Sport kolega Gołasia z boiska, Dawid Murek.

Samochód prowadzony przez niedawno poślubioną żonę Agnieszkę, w niewyjaśnionych okolicznościach, zjechał nagle z autostrady i uderzył w betonową ścianę. Siatkarz siedzący na fotelu pasażera, nie przeżył tego wypadku.

Magiczna "16" w reprezentacji Polski

Tragiczne zdarzenie w austriackim Griffen, koło Klagenfurtu, wstrząsnęło światem sportu. Gołasia żegnały tysiące fanów, nie tylko związanych z siatkówką. Pamięć o reprezentancie Polski nadal żyje, imieniem siatkarza nazwano m.in. halę sportową w Ostrołęce, gdzie zaczynał. Organizowany jest również memoriał im. Arkadiusza Gołasia.

"17 lat temu 16 września okazał się jednym z tych dni, w których człowiek pragnie mieć możliwość cofnięcia czasu" – napisał na Instagramie z okazji 17. rocznicy śmierci przyjaciel Gołasia, również z boiska, Krzysztof Ignaczak.

Rok po śmierci siatkarza reprezentacja Polski sięgnęła po wicemistrzostwo świata. Na podium Biało-Czerwoni pojawili się w czarnych koszulkach, z numerem 16. Właśnie taki miał Gołaś podczas występów w narodowych barwach. Z szesnastką grał później wspomniany Ignaczak. Obecnie ten numer ma Kamil Semeniuk, jeden z liderów kadry.

A kilka dni przed kolejną rocznicą, Biało-Czerwoni ponownie sięgnęli po srebro MŚ.