Chcą być jak "Taksówkarz" i kierowca z "Drive". Dlaczego faceci identyfikują się z przegrywami?

Maja Mikołajczyk
26 września 2022, 20:07 • 1 minuta czytania
Patrick Bateman z "American Psycho", Travis Bickle z "Taksówkarza" i bezimienny Kierowca z "Drive" – te kultowe filmowe postacie (a właściwie już ikony popkultury) są częstymi bohaterami memów z tak zwanymi "Literally Me Guys". Co takiego mężczyźni widzą w przegrywach i zaburzonych psychicznie protagonistach, że na ich widok wykrzykują: "To właśnie ja"?
O co chodzi z fenomenem "Literally Me Guys"? Fot. kadry z filmów "American Psycho", "Taksówkarz" i "Drive"

Kim są "Literally Me Guys"?

Widzowie identyfikowali się z bohaterami filmowymi zanim jeszcze ktokolwiek wpadł na pomysł wynalezienia Internetu. Trend "Literally Me Guys" wiąże się jednak konkretnie z 2014 rokiem i obsesją użytkowników 4chana na punkcie bezimiennego Kierowcy granego przez Ryana Goslinga w filmie "Drive" Nicolasa Windinga Refna.

Dlaczego padło akurat na niego? Najprawdopodobniej chodziło o takie cechy, jak społeczne niedostosowanie, samotniczy tryb życia oraz milczący charakter. Wkrótce memy odwołujące się do tych cech (oraz innych) zaczęły powstawać nie tylko z Goslingiem, ale również z innymi filmowymi outsiderami.

Identyfikowanie się z protagonistami, których w najlepszym przypadku można by nazwać "przegrywami" (często są to bohaterowie wykazujące objawy zaburzeń psychicznych) i bycie z tego dumnym sprawiło, że samo to zjawisko po jakimś czasie stało się obiektem memów.

Za pierwszego mema wyśmiewającego ten fenomen uznaje się udostępnioną w 2018 roku przez użytkownika nazywającego się Mikael Kael El grafikę, na której siedzący przed ekranem komputera nastolatek porównuje się do Ala Pacino w "Człowieku z blizną", Cary'ego Granta, Keanu Reevesa w "Constantine'ie" oraz Humphreya Bogarta w "Casablance".

Dlaczego mężczyźni identyfikują się z przegrywami?

Wszyscy "Literally Me Guys" (obok wspomnianych można także wymienić Jokera z filmu z Joaquinem Phoenixem, Williama "D-Fensa" Fostera z "Upadku" czy Louisa Blooma z "Wolnego strzelca") to generalnie młodzi mężczyźni żyjący na marginesie społeczeństwa.

Część z nich intencjonalnie wybiera taki styl życia, co wydaje się godne podziwu dla osób, które funkcjonują w ten sposób nie ze względu na wybór, ale konkretne problemy w relacjach społecznych, jednak bardzo łatwo są w stanie same się przekonać, że izolacja to ich świadoma decyzja, dzięki czemu mogą łatwo w ten sposób podnieść swoją własną samoocenę.

Ponadto bohaterowie memów "Literally Me" to często te same fikcyjne postacie, które podaje się za wzór samców sigma – niezależnych mężczyzn sukcesu, unikających wszelakich zobowiązań społecznych i dysocjujących się od swoich emocji.

W rzeczywistości jednak tacy bohaterowie jak Joker czy Travis Bickle niewiele mają wspólnego z tzw. grindsetem (nastawieniem ukierunkowanym na osiąganie coraz większych sukcesów), a więcej z frustracją i brakiem satysfakcji z roli, jaką zajmują w społeczeństwie.

I winny jest tu – uwaga, po raz kolejny – patriarchat, który wciąż wciska mężczyzn w ciasny gorset stereotypów płciowych, a że nie każdy ma predyspozycje do zarabiania milionów dolarów i nie wszyscy urodzili się z buźką jak Christian Bale z "American Psycho", to mamy gotowy przepis na depresję u co wrażliwszych jednostek.

Skoro więc ciężko jest osiągnąć poziom "Wilka z Wall Street" (swoją drogę też będącego czasami bohaterem memów "Literally Me"), to można w zamian identyfikować się z bohaterami, którzy siłę czerpią z przeciwstawiania się tym społecznie usankcjonowanym wartościom.

Ironia najlepszym lekarstwem?

Część osób (ze śmiesznymi obrazkami można się przecież utożsamiać bez względu na płeć) identyfikuje się z memami "Literally Me" ironicznie, a co więcej spora część z nowszych memów tego typu już z gruntu nie podchodzi do swojej treści poważnie.

Na serio można się myślę utożsamiać z łączącym tych bohaterów poczuciem wszechogarniającego smutku, dezorientacji i beznadziei, które atakują tym bardziej w aktualnej, niespokojnej sytuacji społeczno-politycznej na świecie.

Szczególnie młodzi mężczyźni, chociaż już częściej socjalizowani do okazywania uczuć i płaczu niż kiedyś, nie wiedzą, co z tymi przygniatającymi do ziemi uczuciami zrobić. Lepiej więc chyba dla nich, żeby zamiast wyładowywać te emocje za pomocą przemocy fizycznej (jak to często robią bohaterowie tych memów), pośmiali się z innymi ze śmiesznych obrazków z Internetu.