Zamieszanie ws. tabletek z jodkiem potasu. MSWiA wyjaśnia, czy zagrożenie jest realne
- Rząd rozpoczął dystrybucję tabletek z jodkiem potasu w związku z niepewną sytuacją w Ukrainie
- Tabletki trafiły do władz samorządowych i w razie potrzeby zostaną przekazane mieszkańcom
- Wiceszef MSWiA Błażej Poboży uspokaja, że są to wyłącznie działania prewencyjne
Dlaczego rząd rozpoczął dystrybucję tabletek z jodkiem potasu?
Groźby Putina, że Rosja jest w stanie "użyć wszelkich środków" i kolejne ataki na Zaporoską Elektrownię Jądrową skłoniły nasze władze do podjęcia stanowczych kroków prewencyjnych. Kierownictwo MSWiA zdecydowało o rozpoczęciu dystrybucji jodku potasu w ramach działań wyprzedzających, na wypadek gdyby doszło do uszkodzenia reaktora zaporoskiej elektrowni lub innych "nieoczekiwanych zdarzeń".
Jednocześnie wiceszef MSWiA Błażej Poboży podkreśla, że niebezpieczeństwo jest znikome. – Zagrożenie skażeniem radiacyjnym jest bardzo mało prawdopodobne – uspokaja wiceminister. Zaznaczył jednocześnie, że "na wszelki wypadek odpowiedzialna władza i państwowe instytucje muszą się szykować na takie scenariusze".
Tam będzie można dostać tabletki z jodkiem potasu
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji już rozpoczęło dystrybucję tabletek do samorządów. – Zależy nam, aby były one dostarczane jak najbliżej obywatela, ale nie do obywatela – zaznaczył Poboży. Podkreślił, że tabletki nie są przekazywane bezpośrednio Polakom, bo jodek potasu "brany na zapas" i w niekontrolowany sposób może być szkodliwy dla zdrowia.
W razie potrzeby tabletki będą rozdzielały samorządy. W miastach mają powstać punkty, w których jodek będzie przekazywany mieszkańcom. Pierwsze transze trafiły już do poszczególnych jednostek.
Województwo łódzkie otrzymało już 3,5 mln tabletek. Trafiły one też do Wrocławia w liczbie – 859 tysięcy. Jednak miasto już wystąpiło o zwiększenie liczby tablet do 1,5 mln sztuk, ponieważ dostarczona liczba preparatu jest niewystarczająca.
Niestabilna sytuacja w Ukrainie
W związku z sytuacją w Ukrainie i oświadczeniem Rosji o anektowaniu zajętych obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego po pseudoreferendach, powraca temat ewentualnego użycia broni jądrowej przez Rosję.
Władimir Putin w swoim orędziu, które wygłosił 21 września, zaznaczył, że Rosja jest gotowa "użyć wszelkich środków". Putin przypominał także Zachodowi, że Rosja ma "nowoczesną broń rażenia".
Jednak bardziej realne, lecz wciąż mało prawdopodobne, jest zniszczenie jednej z elektrowni jądrowych w Ukrainie, które często stają się celem ataków rosyjskich wojsk. Należy pamiętać, że tego rodzaju elektrownie są szczególnie chronione.
Jak pisaliśmy w naTemat.pl systemy bezpieczeństwa w elektrowniach jądrowych są rozwijane i doskonalone przez dziesiątki lat, dzięki czemu odporne są na przykład na wypadek uderzenia samolotu czy trafienia w nie rakietą.
– Elektrownie jądrowe to są gigantyczne bunkry przystosowane do tego, żeby dawać opór tego typu czynnikom zewnętrznym, zarówno jeśli chodzi o działania ludzkie, jak i naturalne. Są one świetnie zabezpieczone, mają wiele systemów pasywnych i aktywnych, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, mogą doprowadzić do wstrzymania pracy reaktora nawet bez udziału personelu zewnętrznego, więc są to naprawdę bezpieczne jednostki, nie ma powodów teraz do obaw ze względu na to co dzieje się na Ukrainie, jeśli chodzi o zdarzenia radiacyjne – uspokajał w marcu Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego Energetyka24.com.