Wielu podejrzewało to od początku. Ekspert wskazał, jak zniszczono Nord Stream
- Były szef ukraińskiego koncernu naftowego Naftohaz Andij Kobolew jednoznacznie ocenił, że za awarią gazociągów Nord Stream stoi Rosja, która zaplanowała atak już na etapie budowy
- Zdaniem eksperta to szantaż energetyczny jest narzędziem, który Rosjanie mają zamiar stosować wobec Europy
- Rosja nadal nie przyznaje się do doprowadzenia do eksplozji, która zdaniem ekspertów miała doprowadzić do awarii
Informacje o tym jak doszło do awarii gazociągów Nord Stram 1 i Nord Stram 2 przekazał Andij Kobolew, były szef ukraińskiego koncernu naftowego Naftohaz. Jak powiedział w rozmowie z "Süddeutsche Zeitung", doprowadzenie do wybuchów było wcześniej zaplanowaną operacją.
– W ostatniej fazie budowy Nord Stream 2 wszystkie zagraniczne firmy i należące do nich statki zostały już objęte sankcjami. Tak więc budowa rurociągu została ukończona wyłącznie przez rosyjskie statki. Te statki techniczne były eskortowane przez rosyjskie okręty wojenne. A rurociąg został ukończony dokładnie w miejscu, w którym teraz nastąpiła eksplozja – argumentował Kobolew.
Jak powiedział bawarskim dziennikarzom, Rosjanie od początku planowali sabotaż. Ukraiński specjalista wyjaśnił również, w jaki sposób miało dojść do eksplozji.
– Rurociągi na Morzu Bałtyckim są bardzo dobrze monitorowane. W rury wbudowano wiele czujników, które umożliwiają monitorowanie przepływu gazu – powiedział Kobolew i dodał, że ładunki wybuchowe zostały umieszczone w rurociągach przez rosyjskie okręty wojskowe, co "jest potwierdzone".
– Wiadomo również, że te okręty otrzymały zadanie od rosyjskiej marynarki wojennej, by prowadzić operacje dywersyjne na pełnym morzu – ocenił były szef ukraińskiego koncernu. Dodał także, że Rosjanie od początku zamierzali traktować dostawę surowca jako narzędzia szantażu.
– Dla Rosji same dostawy gazu to nie biznes. Dostawy te były bronią, której Rosja zawsze była gotowa użyć do szantażowania Europy. Szczególnie Niemcy nigdy nie chcieli tego przyznać – tłumaczył Kobolew w rozmowie z "Süddeutsche Zeitung".
Wycieki z gazociągu do Morza Bałtyckiego
Do wycieku gazu z rurociągów Nord Stream na Morzu Bałtyckim doszło na południowy zachód od wyspy Bornholm – na wodach międzynarodowych, tuż przed wejściem gazociągu na wody terytorialne Danii.
Wycieki z gazociągów 26 września odkrył myśliwiec F-16 duńskich sił powietrznych, a silne eksplozje odnotowała w miejscu wystąpienia awarii Szwedzka Narodowa Sieć Sejsmologiczna.
W rurach gazociągu co prawda nie płynął gaz, ale utrzymywało się ciśnienie powyżej 100 barów. Jak poinformował operator gazociągu, po awarii ciśnienie spadło do około 7 barów. Choć unijne instytucje nie wydały jednoznacznych ocen tego, kto ma stać za uszkodzeniem gazociągów, te pojawiały się w międzynarodowej debacie.
Za uszkodzeniem Nord Stream stoi Rosja?
Minister spraw wewnętrznych Dolnej Saksonii Boris Pistorius powiedział, że Nord Stream to nie jedyny cel Rosjan w infrastrukturę, z której korzystają Niemcy i zasugerował, że "może dojść do kolejnych ataków". Z kolei szefowa duńskiego rządu Mette Frederiksen podczas otwarcia Baltic Pipe mówiła, że "trudno sobie wyobrazić, że to przypadek". Jednoznaczne jest także stanowisko Rosji, która odpycha zarzuty dotyczące sabotażu. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow określił, że "dość przewidywalne, a zarazem głupie i absurdalne jest dopuszczanie takiej narracji do debaty".
Zdaniem Rosjan uszkodzenie jest korzystne dla Amerykanów. Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa na konferencji prasowej oświadczyła, że to Stany Zjednoczone czerpią zyski z awarii.
– Antony Blinekn nie ukrywał faktu, że głównym celem jest oderwanie Europy od rosyjskich surowców energetycznych i teraz nie wie, kto na tym skorzysta? To wy skorzystacie – powiedziała.