Szpital przeniósł pacjentkę w trakcie tranzycji na oddział męski. "Upokarzanie, szarganie godności"
Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl >>
Rozprawa miała być we wrześniu. Bo i w Polsce nie wystarczają opinie psychologa i psychiatry ze specjalizacjami z seksuologii i fakt, że rozpoczęło się już proces tranzycji. Trzeba jeszcze pozwać własnych rodziców o złe "ustalenie płci".
Ale 21-letnia Florentyna w sądzie stawić się nie mogła. Cierpi na chorobę Leśniowskiego-Crohna, a od kwietnia jej stan się pogarszał. Zapalna choroba jelita o niewyjaśnionej etiologii w fazie zaostrzenia przejawia się chronicznymi biegunkami i bólem brzucha, skurczami, ale też osłabieniem, gorączką, krwawieniem z przewodu pokarmowego, niedożywieniem, a nawet anemię.
Niewiele ponad tydzień temu Florentyna ze względu na bardzo silne objawy została skierowana przez lekarkę na SOR, a następnie trafiła na oddział gastroenterologiczny szpitala im. Heliodora Święcickiego UM w Poznaniu. Ze względu na podejrzenie u 21-latki choroby afektywnej dwubiegunowej, dziewczynę przewieziono do innej placówki — szpitala klinicznego im. Karola Jonschera UM — gdzie umieszczono ją na oddziale psychiatrycznym.
Nieswoiste zapalenia jelit, do których należy choroba Leśniowskiego-Crohna są dziś korelowane ze zwiększeniem ryzyka występowania chorób psychicznych — przede wszystkim depresji, zaburzeń lękowych i właśnie choroby afektywnej dwubiegunowej. Naukowcy szacują, że występowanie nasilonego lęku towarzyszy około 29-35 proc. pacjentów, zaś podczas remisji choroby — nawet 80.
W fazie zaostrzenia chorzy właściwie nie mogą normalnie funkcjonować — pomijając kwestię bólu i osłabienia, bardzo częste wizyty w toalecie to standard. Każde wyjście z domu rodzi olbrzymi stres i wstyd.
Przemoc szpitalna
I tu zaczyna się dramat Florentyny. Pielęgniarki pracujące na oddziale psychiatrycznym szpitala im. Karola Jonschera uznały, że dziewczyna przeszkadza innym pacjentkom "za częstym" wstawaniem do toalety i miały przywiązać ją na noc do łóżka pasami, żeby nie budziła starszej pani, z którą leżała na sali.
Rodzina i przyjaciele postanowili nagłośnić sprawę w mediach, tym bardziej że w momencie przeniesienia dziewczyny na oddział psychiatryczny, kontakt z nią stał się utrudniony i sporadyczny. Florentyna nie miała ze sobą ładowarki do telefonu.
Wedle relacji znajomych dziewczyny, gdy poprosiła personel o naładowanie komórki, pielęgniarki miały niechętnie przystać, a następnie zwrócić jej telefon z baterią naładowaną na 11 proc. Od przyjaciela Florentyny dziennikarze, którzy jako pierwsi napisali o sprawie, usłyszeli, że personel szpitala miał wobec niej stosować również przemoc słowną i fizyczną.
Transfobiczna decyzja
W dodatku ordynator postanowił nagle przenieść dziewczynę na oddział dla mężczyzn, zaś w rozmowie z lekarką Karoliną Stachowiak, którą bliscy Florentyny poprosili o interwencję, stwierdził, że takie jest prawo i "czy ma powiedzieć pacjentkom, że leży tu mężczyzna?". O Florentynie wyrażał się zaś per "on". To tzw. misgenderowanie — forma przemocy wobec osób niebinarnych i transpłciowych.
Podkreślał też, że "pacjent" jest w szpitalu z własnej woli — całkiem jak gdyby robił łaskę, że Florentyna w ogóle może w szpitalu przebywać. W rozmowie z Karoliną Rogaską z "Newsweeka" dodał też, że "może opowiedzieć, ile problemów sprawia leczenie osób transpłciowych".
Tymczasem prawo nie reguluje tego, gdzie ma przebywać osoba transpłciowa — wszystko zależy od lekarzy, którzy mają nad pacjentami władzę. Reguluje za to prawa pacjenta — w tym prawo do godności i intymności, które w tym przypadku zostały pogwałcone.
– Przyczyn nie można szukać jedynie w niedostosowanym system opieki zdrowotnej. Dyskryminacja często wynika z braku zrozumienia i empatii, niechęci, która jest wynikiem niedoedukowania medyków. Decyduje ideologiczne, a nie naukowe podejście do tematu. Takie traktowanie osób transpłciowych jest niezgodne z wytycznymi Komisji Europejskiej czy WHO, poniża i pozbawia godności osobę pacjencką — mówi Agata Stola — psycholożka i seksuolożka pracująca z osobami transpłciowymi i ich rodzinami.
O złej woli ordynatora poświadcza tu już choćby fakt, że wygląd Florentyny mógł zdziwić nie pacjentki, ale właśnie pacjentów, narażając ją na konieczność tłumaczenia, dlaczego dziewczyna trafiła na oddział męski, nieprzyjemne komentarze, a nawet przemoc słowną.
Na przekór zaleceniom
Sposób, w jaki potraktowano Florentynę, jest tym bardziej bulwersujący, że chodzi o oddział psychiatryczny. Umieszczenie jej na oddziale męskim wbrew jej woli jest nie tylko transfobiczne, ale i nienaukowe. W ICD-11 - klasyfikacji chorób Międzynarodowej Organizacji Zdrowia, która w styczniu tego roku zastąpiła obowiązującą dotychczas klasyfikację ICD-10 nie występuje w ogóle określenie "transseksualizm", sugerujące zaburzenie. WHO używa tu określenia "niezgodności płciowej" i depsychopatologizuje transpłciowość.
W dodatku ordynator oddziału — Filip Rybakowski — jest profesorem nauk medycznych, wykładowcą akademickim i członkiem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, trudno więc zakładać, że nie ma kontaktu z piśmiennictwem naukowym. Przeszkodą nie jest też z pewnością bariera językowa, jako że prof. Rybakowski ma na koncie kilka przekładów literatury popularnonaukowej.
— Umieszczanie osób transpłciowych na oddziałach niezgodnych z ich tożsamością płciową niestety zdarza się w Polsce notorycznie — i to nawet w przypadku osób, które tak jak Florentyna dysponują dokumentacją medyczną. Dla mnie to kwestia ideologiczna — bo i jak lekarz może "nie uznawać" opinii psychiatry i psychologa? LGBT+ to żadna ideologia, ale ludzie. Natomiast ideologie i to bardzo szkodliwą tworzy homofobiczne społeczeństwo — komentuje Agata Stola.
Lekarka Katarzyna Marzęda w swoim artykule wskazuje i na wadliwość kształcenia medyków — na studiach o transpłciowości słyszała tylko raz i to na prawie ciekawostki. Błędne jest też założenie, że to wiedza "zbędna", bo dotyczy małego odsetka osób — w końcu na medycynie studenci uczą się i o przypadkach, które występują znacznie rzadziej.
Co prawda brakuje statystyk dotyczących osób transpłciowych w Polsce, ale szacuje się, że w Stanach stanowią 0,6 proc. Marzęda ekstrapolowała te dane — jeśli i w Polsce takich osób byłoby 0,6 proc., oznaczałoby to, że jest ich ponad 156 tys. To tak, jak gdyby wszyscy mieszkańcy Jeleniej Góry, Piły i jeszcze kilka tysięcy osób było narażonych na dyskryminację.
— Tranzycja to długi i trudny proces wymagający nakładów finansowych, emocjonalnych i osobistej odwagi. Osoby transpłciowe spotykają się z nieustannym kwestionowaniem ich wyborów, z szykanami, z sugestiami, że to "wymysły", często zapadają na depresję, zmagają się z lękami. Mieliśmy już w Polsce kilka dramatycznych przypadków samobójstw osób niebinarnych i transpłciowych. To przerażające, że w miejscu, jakim jest szpital, gdzie ma być niesiona pomoc, również doświadczają przemocy. Klasyfikacje medyczne zatwierdzane przez międzynarodowe towarzystwa naukowe są traktowane, jak gdyby były "kwestią wyboru"- mówi Stola.
Sprawa Florentyny zyskała spory rozgłos, zaś Rzecznik Praw Pacjentów potwierdził, że zajmuje się sprawą. Wedle nieoficjalnych źródeł być może Florentyna będzie przeniesiona do szpitala w Gnieźnie, ale na razie, mimo rozlicznych protestów i podjętych działań, wciąż jest w Poznaniu. Wciąż na oddziale męskim.
Czytaj także: https://natemat.pl/337311,alice-jest-transplciowa-dziewczyna-zbiera-na-operacje-korekty-plci