Iga Świątek powinna zostać ministrem zdrowia. Albo nawet premierką, prawda?

Krzysztof Gaweł
10 października 2022, 23:56 • 1 minuta czytania
W poniedziałek obchodzimy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego i możemy powiedzieć jasno: nie jest dobrze. Nasza ochrona zdrowia kompletnie nie radzi sobie z wyzwaniami, które niosą obecne czasy. System nie działa, ludzie cierpią i wydaje się, że nikt nie chce o nich walczyć. I wtedy do akcji wkracza Iga Świątek, która powinna chyba zostać ministrą zdrowia albo nawet premierką. Wówczas coś by się wreszcie zmieniło na lepsze.
Fot. SYLWIA DABROWA/Polska Press/East News

Obserowanie Igi Świątek na korcie i poza nim to czysta przyjemność. Nie, tu nie chodzi tylko o jej znakomite wyniki, o to że wygrywa z kim chce i jak chce, dzięki czemu kibicowskie ego jest miło łechtane raz za razem i nawet zza ekranu telewizora czujemy się wszyscy choć przez chwilkę lepsi. Choć tak też bywa, prawda? Ale chodzi mi o coś innego. O całokształt tego kim jest i jak się zachowuje, jak korzysta ze swojej pozycji i przywilejów, które owa daje.

Iga Świątek na korcie to mistrzyni, symbol sportowej klasy, zadziorności i uporu. Mistrzyni. Ale Iga Świątek poza nim to osoba niezwykle empatyczna, sympatyczna i mądra, symbol otwartości i wrażliwości. Mistrzyni. Mamy wielką przyjemność śledzić rozwój tej wyjątkowej dziewczyny i w zasadzie na oczach świata obserwować jej ewolucję. Tak na korcie, jak poza nim. I sam już nie wiem, czy jej postawa i osiągnięcia pozasportowe nie biją tych sportowych.

Ujmuje mnie to, jak się wypowiada. Z dystansem, lekką ironią, ale też wielką klasą i swobodą. Ma szacunek dla rywalek, choć potrafi tupnąć nogą czy uderzyć pięścią w stół. A to na federację, bo uważa że ta przegina z piłkami. A to na swojego trenera, gdy się z nim zwyczajnie nie zgadza. A innym razem na fanów, bo im zwyczajnie klasy i ogłady zabrakło. I co ważne, zabiera głos dokładnie wtedy, gdy potrzeba.

Po turnieju w Ostrawie został mi w pamięci jeden bardzo ważny obraz.

Iga nie wygrała finału, tym razem musiała uznać wyższość Czeszki Barbory Krejcikovej, ale to co zrobiła po meczu, przeszło znów do historii. Płakała, to fakt. Ale to nie były łzy złości, żalu i bezradności, jak jeszcze rok temu po odpadnięciu z igrzysk w Tokio. Teraz to były łzy wzruszenia, szczęścia, może trochę zmęczenia. Pełna polskich kibiców hala, oczy tenisowego świata wpatrzone w naszą 21-latkę. I jej niezwykle ważny apel.

- Chciałam powiedzieć, że jutro jest światowy dzień zdrowia psychicznego. Wszystkie zarobione pieniądze w tym turnieju przekażę na organizacje non-profit w Polsce. Mam nadzieję, że to coś zmieni - powiedziała Iga Świątek, a kibice przerwali jej burzą braw i owacją na stojąco. Tak wspaniała 21-latka z Raszyna potrafi wykorzystać swoją pozycję, by zwrócić oczy świata na to, co bardzo ważne i o czym trzeba mówić.

To nie pierwszy raz w jej przypadku, na pewno nie ostatni. Może to efekt świetnego wychowania i wrażliwości, którą wpoili jej rodzice, albo z którą trzeba się urodzić? A może niezwykła empatia, do której Iga Świątek zdążyła nas już przywyczaić? A z drugiej strony wpływ psycholog Darii Abramowicz, która już dawno przestała być w teamie tenisistki tylko jej doradczynią i trenerką mentalną, bo przecież wiemy, że jest dla mistrzyni bardzo ważna.

Świątek zwróciła uwagę na ważny problem, powiedziała głośno to, czego nie potrafili powiedzieć w poniedziałek decydenci. Minister zdrowia? Nie zająknął się o tym, że obchodzimy światowy dzień zdrowia psychicznego, nie mówiąc już o tym, że system leży i kwiczy, że trzeba zmian, pomysłu na ratowanie ludzi i środków, bo bez nich nie uda się nic poprawić czy zmienić. Minister już nas trochę do tego przyzwyczaił. On i jego poprzednicy.

Tymczasem sytuacja jest fatalna, a dane na temat kondycji psychicznej Polaków zatrważające. Czasy są ciężkie, najpierw pandemia, a teraz widmo wojny. Poza tym tempo życia, presja i oczekiwania, trudności i brak komunikacji. Świat mocno przyspieszył, a człowiek nie do końca potrafi się w nim odnaleźć. A gdy już jest źle, to poprosić o pomoc albo samodzielnie ją znaleźć. W Polsce to bardzo trudne, a dla wielu wręcz niemożliwe.

Pisaliśmy o tym na naszych łamach wielokrotnie. "Problemy polskiej psychiatrii są jak wór, do którego nieustannie wkładamy nowe rzeczy sprawdzając, czy jeszcze wytrzyma, czy może zaraz pęknie. To piekielnie ryzykowna strategia – mówią specjaliści i przypominają, że bez sprawnej opieki w zakresie zdrowia psychicznego nie można mówić o godnym życiu i cywilizowanych warunkach. I apelują o wsparcie oraz konieczne zmiany systemowe."

Bez tego będzie źle i wciąż za ścianą będą się rozgrywać tragedie.

Mam więc taką propozycję, by ministrą zdrowia została Iga Świątek. Jej empatia, zaangażowanie, mądrość i wrażliwość to właśnie ten poziom, którego powinniśmy oczekiwać od rządzących. A patrząc na to, jak działa jej team i jak znakomicie sobie radzi z różnymi przeciwnościami, możemy być spokojni o efekty. Moja propozycja to oczywiście sprytny zabieg, który ma na celu dwie rzeczy. Po pierwsze - zwrócić Waszą uwagę na problem. A po drugie - pokazać na przykładzie 21-latki z rakietą, że chcieć to móc.

Kiedy minister zdrowia i jego urzędnicza machina okaże zainteresowanie zapaścią polskiej psychiatrii? Tego nie wie nikt, ale coś mi mówi, że możemy się tego szybko nie doczekać. Bo zawsze będzie coś innego. A my nie potrzebujemy tłumaczeń w stylu "wicie, rozumicie" albo podawania suchych liczb i dramatycznej miny zbitego psa, którą nasz minister prezentuje to tu, to tam. Trzeba reform, trzeba zmian i trzeba ratować ludzi! Tylko i aż tyle.

Co na to ministerstwo zdrowia? Tylko tyle:

I tak sobie teraz myślę. Niech gra nam Iga aż miło, niech wygrywa. Niech będzie naszą najlepszą ambasadorką na całym świecie. Niech robi swoje, a może kiedyś stwierdzi, że zechce zostać naszą premierką. Mądrą, otwartą i z dystansem, jak Sanna Marin z Finlandii. Ależ by było, prawda? Jestem pewien, że równie dobrze dałaby sobie radę, bo taką jest osobą. Na pewno zyskałaby wsparcie, o którym politycy mogą tylko marzyć.