Lewicka: Kaczyński chce dobrze zasłużyć się ojczyźnie. Ojczyźnie Władimira Putina
Antyeuropejski kurs, obrany przez obóz władzy, jest jednocześnie kursem prorosyjskim. Zniszczenie lub osłabienie Unii jest równoznaczne z dramatycznym osłabieniem świata Zachodu, którego Putin nie znosi i który chciałby unicestwić, położyć do grobu razem z jego wszystkimi wartościami, których nie rozumie i nie znosi: prawami człowieka, wolnością słowa i normami międzynarodowymi.
Rozbić spójność świata Zachodu – to, jak się okazuje, życiowy cel ukrytego w bunkrze na Uralu Putina i wyizolowanego od świata zewnętrznego polityka z Nowogrodzkiej.
W zeszłą niedzielę premier Morawiecki pojechał do stolicy Hiszpanii, by wziąć udział w zlocie skrajnej prawicy, ugrupowania Vox. Naurągał tam Unii, straszył „transnarodową bestią bez faktycznych i tradycyjnych wartości, bez duszy”.
W poniedziałek był już z powrotem w kraju. I rząd, którym kieruje, domagał się od UE kolejnego poważnego pakietu sankcji, tym razem na Białoruś, która właśnie jeszcze aktywniej włączyła się w walkę u boku Rosji z Ukrainą.
Nad ranem zaś kilkadziesiąt rakiet spadło na Ukrainę, niszcząc infrastrukturę konieczną do życia i zabijając ludność cywilną. Przypomnijmy, że dobę wcześniej szef polskiego rządu wygadywał niebezpieczne bzdury w Madrycie. Trudna do pojęcia sprzeczność słów i czynów? Nie sądzę.
Jarosław Kaczyński jest autokratą
Kaczyński, i jego bezmyślne echo, czyli Morawiecki, panicznie boją się Rosji, ale jednocześnie są nią zafascynowani. Z jednej strony chcieliby mieć ochronę przed Moskwą, bo nie pragną się znaleźć w sferze jej wpływów. Myślę, że wyłącznie dlatego, że oznaczałoby to konieczność dzielenia się z Kremlem władzą nad naszym krajem.
A Kaczyński chce mieć władzę nad Polską całkowitą i niepodzielną, rzecz by można – totalną, w swoim ręku skupioną, bez żadnych patronów, ale i bez żadnych ograniczeń. I tu dochodzimy do tych działań, które zmierzają do osłabienia UE.
Chodzi o to, by Unia nie mogła ograniczać Kaczyńskiemu jego władztwa nad nami. Stąd ta chęć, by ją zredukować do wspólnego rynku, by unijne instytucje zajęły się tylko handlem, a nie stanem praworządności w Polsce czy na Węgrzech, pilnowaniem, czy polski sędzia może orzekać niezawiśle, a polskie media mogą pisać o nadużyciach rządzących.
Kaczyński jest autokratą, co do tego nie było i nie ma żadnych wątpliwości.
Kaczyński myśli o Zachodzie to samo, co myśli Putin. Obaj podzielają tę samą, konserwatywną ideologię, z prawdziwym konserwatyzmem niemającą zresztą wiele wspólnego.
Jest po prostu lękiem przed współczesnym światem, przed emancypacją kobiet, mniejszości seksualnych czy rasowych. Jest odrzuceniem oświecenia i instrumentalnym zwróceniem się w stronę "wartości chrześcijańskich", które są sprowadzone wyłącznie do sojuszu ołtarza z tronem.
Prawosławna Cerkiew w Rosji czy Kościół katolicki w Polsce mają być jednym z pasów transmisyjnych ideologii władzy do mas. To nic innego jak polityczna agitacja z ambony, która się duchownym opłaca – materialnie, ale i przez poczucie udziału we władzy, choć wyłącznie jako zależny i podporządkowany ośrodkowi politycznemu satelita.
PiS-owi należą się podziękowania od Kremla
Te identyczne u Kaczyńskiego i Putina opowieści o "zgniłym Zachodzie", trawionym pogańską gorączką, który chce doprowadzić do tego, by "Polska przestała być Polską w tradycyjnym tego słowa znaczeniu" (Kaczyński) i zagraża "czystej Matce-Rosji" (Putin) to brednie, obliczone jednak na efekt polityczny.
Część społeczeństwa złapie się na ten lep, wystraszy obyczajowej, kulturowej destrukcji płynącej rzekomo z Paryża czy Rzymu. Nadzwyczajne przy tym jest to, jak chętnie elity polityczne Jednej Rosji oraz PiS moszczą się w zachodnioeuropejskich stolicach. Rosjan trzeba było nawet zdecydowanie wyprosić i obłożyć zakazami wjazdu, bo tak bardzo garnęli się do siedliska zła.
Drżący przed Zachodem prof. Zdzisław Krasnodębski też siedzi na Zachodzie od lat, a posłowie PiS w PE nie mogą się nacieszyć ze swojej obecności w Brukseli, centrum multikulturalizmu.
Gdy Putin toczy regularną wojnę z Zachodem, już nie na słowa, ale na rakiety, z perspektywą uzbrojenia ich w taktyczne pociski jądrowe, to PiS intensyfikuje wysiłki, by nas od Zachodu odrąbać. Wznosi przy tym antyrosyjskie okrzyki, bo retorycznie PiS jest w szpicy krytyków Rosji Putina. Tyle że praktycznie jest wykonawcą polityki Kremla.
A przecież liczą się czyny, nie ustne deklaracje. Bez znaczenia jest przy tym to, czy PiS działa tak intencjonalnie, w pełni zdając sobie sprawę z tego, co robi i jakie to ma konsekwencje, czy też jest tych konsekwencji nieświadomy. Tak czy owak, realizuje agendę Kremla.
Aż dziw bierze, że na Nowogrodzką nie przysłano jeszcze w podzięce rosyjskiego szampana i kawioru. Przecież się ewidentnie należy.