Lewicka: Kaczyński chce dobrze zasłużyć się ojczyźnie. Ojczyźnie Władimira Putina

Karolina Lewicka
17 października 2022, 10:07 • 1 minuta czytania
Szaleńcze tyrady, wygłaszane przez prezesa PiS-u podczas jego podróży po Polsce, mogą bawić – ale przede wszystkim winny budzić grozę. Bo Kaczyński, u schyłku swej politycznej kariery, postanowił dobrze zasłużyć się ojczyźnie. Ojczyźnie Władimira Putina.
Karolina Lewicka Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER N/z: Karolina Lewicka

Antyeuropejski kurs, obrany przez obóz władzy, jest jednocześnie kursem prorosyjskim. Zniszczenie lub osłabienie Unii jest równoznaczne z dramatycznym osłabieniem świata Zachodu, którego Putin nie znosi i który chciałby unicestwić, położyć do grobu razem z jego wszystkimi wartościami, których nie rozumie i nie znosi: prawami człowieka, wolnością słowa i normami międzynarodowymi. 


Rozbić spójność świata Zachodu – to, jak się okazuje, życiowy cel ukrytego w bunkrze na Uralu Putina i wyizolowanego od świata zewnętrznego polityka z Nowogrodzkiej. 

W zeszłą niedzielę premier Morawiecki pojechał do stolicy Hiszpanii, by wziąć udział w zlocie skrajnej prawicy, ugrupowania Vox. Naurągał tam Unii, straszył „transnarodową bestią bez faktycznych i tradycyjnych wartości, bez duszy”.

W poniedziałek był już z powrotem w kraju. I rząd, którym kieruje, domagał się od UE kolejnego poważnego pakietu sankcji, tym razem na Białoruś, która właśnie jeszcze aktywniej włączyła się w walkę u boku Rosji z Ukrainą.

Nad ranem zaś kilkadziesiąt rakiet spadło na Ukrainę, niszcząc infrastrukturę konieczną do życia i zabijając ludność cywilną. Przypomnijmy, że dobę wcześniej szef polskiego rządu wygadywał niebezpieczne bzdury w Madrycie. Trudna do pojęcia sprzeczność słów i czynów? Nie sądzę.

Jarosław Kaczyński jest autokratą

Kaczyński, i jego bezmyślne echo, czyli Morawiecki, panicznie boją się Rosji, ale jednocześnie są nią zafascynowani. Z jednej strony chcieliby mieć ochronę przed Moskwą, bo nie pragną się znaleźć w sferze jej wpływów. Myślę, że wyłącznie dlatego, że oznaczałoby to konieczność dzielenia się z Kremlem władzą nad naszym krajem.

A Kaczyński chce mieć władzę nad Polską całkowitą i niepodzielną, rzecz by można – totalną, w swoim ręku skupioną, bez żadnych patronów, ale i bez żadnych ograniczeń. I tu dochodzimy do tych działań, które zmierzają do osłabienia UE.

Chodzi o to, by Unia nie mogła ograniczać Kaczyńskiemu jego władztwa nad nami. Stąd ta chęć, by ją zredukować do wspólnego rynku, by unijne instytucje zajęły się tylko handlem, a nie stanem praworządności w Polsce czy na Węgrzech, pilnowaniem, czy polski sędzia może orzekać niezawiśle, a polskie media mogą pisać o nadużyciach rządzących. 

Kaczyński jest autokratą, co do tego nie było i nie ma żadnych wątpliwości. 

Kaczyński myśli o Zachodzie to samo, co myśli Putin. Obaj podzielają tę samą, konserwatywną ideologię, z prawdziwym konserwatyzmem niemającą zresztą wiele wspólnego.

Jest po prostu lękiem przed współczesnym światem, przed emancypacją kobiet, mniejszości seksualnych czy rasowych. Jest odrzuceniem oświecenia i instrumentalnym zwróceniem się w stronę "wartości chrześcijańskich", które są sprowadzone wyłącznie do sojuszu ołtarza z tronem.

Prawosławna Cerkiew w Rosji czy Kościół katolicki w Polsce mają być jednym z pasów transmisyjnych ideologii władzy do mas. To nic innego jak polityczna agitacja z ambony, która się duchownym opłaca – materialnie, ale i przez poczucie udziału we władzy, choć wyłącznie jako zależny i podporządkowany ośrodkowi politycznemu satelita.

PiS-owi należą się podziękowania od Kremla

Te identyczne u Kaczyńskiego i Putina opowieści o "zgniłym Zachodzie", trawionym pogańską gorączką, który chce doprowadzić do tego, by "Polska przestała być Polską w tradycyjnym tego słowa znaczeniu" (Kaczyński) i zagraża "czystej Matce-Rosji" (Putin) to brednie, obliczone jednak na efekt polityczny.

Część społeczeństwa złapie się na ten lep, wystraszy obyczajowej, kulturowej destrukcji płynącej rzekomo z Paryża czy Rzymu. Nadzwyczajne przy tym jest to, jak chętnie elity polityczne Jednej Rosji oraz PiS moszczą się w zachodnioeuropejskich stolicach. Rosjan trzeba było nawet zdecydowanie wyprosić i obłożyć zakazami wjazdu, bo tak bardzo garnęli się do siedliska zła.

Drżący przed Zachodem prof. Zdzisław Krasnodębski też siedzi na Zachodzie od lat, a posłowie PiS w PE nie mogą się nacieszyć ze swojej obecności w Brukseli, centrum multikulturalizmu.

Gdy Putin toczy regularną wojnę z Zachodem, już nie na słowa, ale na rakiety, z perspektywą uzbrojenia ich w taktyczne pociski jądrowe, to PiS intensyfikuje wysiłki, by nas od Zachodu odrąbać. Wznosi przy tym antyrosyjskie okrzyki, bo retorycznie PiS jest w szpicy krytyków Rosji Putina. Tyle że praktycznie jest wykonawcą polityki Kremla.

A przecież liczą się czyny, nie ustne deklaracje. Bez znaczenia jest przy tym to, czy PiS działa tak intencjonalnie, w pełni zdając sobie sprawę z tego, co robi i jakie to ma konsekwencje, czy też jest tych konsekwencji nieświadomy. Tak czy owak, realizuje agendę Kremla.

Aż dziw bierze, że na Nowogrodzką nie przysłano jeszcze w podzięce rosyjskiego szampana i kawioru. Przecież się ewidentnie należy.