"Paris" jest najlepszym czy najgorszym kawałkiem? Oceniamy każdą piosenkę z "Midnights" Taylor Swift
- "Midnights" to dziesiąty studyjny album Taylor Swift i piąty wydany w przeciągu ostatnich dwóch lat.
- Chociaż płyta została wydana 21 października, już okazała się ogromnym sukcesem.
- Dziennikarki Działu Kultura naTemat oceniły każdą piosenkę z "Midnights (3 am Edition)".
Ranking piosenek z "Midnights (3 am Edition)" Taylor Swift
20. The Great War
"The Great War" nie jest słabą piosenką. Porównanie romantycznego związku do wojny nie jest oryginalne, ale Taylor robi to tak zręcznie, że ten brak oryginalności zupełnie nie razi. Mogę się założyć, że ten utwór będzie częstym tłem do montaży na YouTube i TikToku o skomplikowanych relacjach z filmów czy seriali (dystopijne opowieści będą tutaj idealne).
Jednak osobiście rażą mnie trywialne porównania związkowych kłótni do I wojny światowej. I błagam, tylko nie odgłos marszu w piosence zatytułowanej "The Great War". Taylor, rozumiemy, że wojna, nie trzeba nam wykładać tego jak krowie na rowie.
Ocena: 2,5/5
"The Great War" to dla mnie najsłabszy kawałek z rozszerzenia "3 am edition". Monotonna linia melodyczna nie proponuje żadnych interesujących doświadczeń słuchowych, a tekst jak na Taylor jest zwyczajnie poprawny (i nic ponadto).
Ocena: 1/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 3.5/10
19. Sweet Nothing
Jak w tytule, słodkie nic. Muzycznie uroczo, tekstowo romantycznie (utwór traktuje o trwającym już sześć lat związku Taylor Swift i brytyjskiego aktora Joe Alwyna, zresztą para napisała "Sweet Nothing" wspólnie – Alwyn pod pseudonimem William Bowery). Jednak nic nie czuję, a chciałabym poczuć. Fakt, że Swift i Alwyn otworzyli się na temat swojej udanej relacji jest jednak nie do przecenienia.
Ocena: 2/5
Nieco gorsza niż "Midnight Rain" i lepsza niż "Bejeweled", ale mimo wszystko "Sweet Nothing" to dla mnie piosenka, która (razem z dwoma wspomnianymi kawałkami) mogłaby dla mnie z płyty zniknąć bez żadnego uszczerbku na jej materii. Muzycznie trochę kojarzy się z "Evermore" (to słodkie pianinko jest fajne!), ale niestety z tymi mniej ciekawymi kompozycjami.
Ocena: 2/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 4/10
18. Midnight Rain
Dla mnie osobiście jeden z najsłabszych kawałków na płycie. Dlaczego? Bo mam alergię na autotune. Rozumiem zamysł dialogu, ale można byłoby obyć się bez zmutowanego głosu à la zwolnione wersje z TikToka. Na plus naprawdę fajny tekst.
Ocena: 2/5
Słowa do "Midnight Rain" są rozdzierające, ale sama piosenka zupełnie nie zapada w pamięć. Na tle reszty kawałków nieco wyróżnia ją męski wokal z autotunem, ale to wciąż za mało, by nazwać ją w jakikolwiek sposób charakterystyczną. Szkoda, bo lirycznie to Taylor na najwyższym poziomie.
Ocena: 2/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 4/10
17. Bejeweled
Muzycznie średniawka, ale cenię za słowa ("Uczyniłam Cię całym moim światem / Ale czy słyszałeś / Że mogę odzyskać ziemie") i zamysł. “Bejeweled” jest dla wszystkich dziewczyn, których blask gasi facet. No more.
Ocena: 3/5
"Bejeweled" nie broni się dla mnie ani lirycznie, ani muzycznie. Ot miałki pop, który, mam wrażenie, nie wpadnie w ucho nawet za setnym przesłuchaniem albumu. Ale facetów, którzy nie doceniają swoich partnerek, oczywiście nie lubimy!
Ocena: 1/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 4/10
16. Question...?
Podobnie jak w przypadku "Midnight Rain" – słabawo. Generyczny pop do zapomnienia i "zapychacz" na płycie. Sytuacji nie ratuje pretensjonalny tekst. Co nie znaczy, że "Question...?" nie da się słuchać.
Ocena: 2/5
Tak, "Question...?" jest jedną z bardziej generycznych popowych piosenek na płycie (zarówno pod względem tekstu, jak i kompozycji), nie zmienia to jednak faktu, że naprawdę przyjemnie się jej słucha. Murowany hit do wycia w karaoke barach albo przy butelce wina z przyjaciółkami.
Ocena: 3.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 5.5/10
15. Paris
Absolutna słabizna, która nie powinna znaleźć się na "Midnights". Chwalimy Taylor za dojrzałość, aż nagle słyszymy "Paris", który pod każdym względem jest na poziomie podstawówki. Nie, nie, nie.
Ocena: 1/5
Tak słodka, jak zakochana nastolatka – sama się sobie dziwię, że przyprawiające o cukrzycę "Paris" zostało jedną z moich ulubionych piosenek albumu, ale takie są fakty. Chociaż nie będę ukrywać, że to utwór lirycznie na poziomie "Love Story" czy "You Belong With Me".
Ocena: 4.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 5.5/10
14. Dear Reader
Znowu autotune, który moim zdaniem jest tutaj zupełnie niepotrzebny, ale przymykam na to oko. Dlaczego? Bo "Dear Reader" jest naprawdę piękną piosenką, która muzycznie przypomina mi klimat muzyki zespołu 1975 (och, kolaboracja z Mattym Healym byłaby tutaj cudowna), a tekstowo jest pięknym zwieńczeniem "Midnights" i bezpośrednim zwróceniem się do fanów. Pięknie.
Ocena: 4/5
Bardzo nudny muzycznie – taki dla mnie jest "Dear Reader". Chociaż ogólnie nie mam nic przeciwko autotune’owi, tutaj jego zastosowanie jakoś mnie razi. Z kolei tekst jest dla mnie zbyt infantylny i zupełnie nie przypadł mi do gustu, ale mam wrażenie, że może trafić do młodszych słuchaczek i słuchaczy.
Ocena: 2/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 6/10
13. High Infidelity
Perspektywa zdrady, która w utworach Taylor Swift jest stosunkowo rzadka. Cenię za szczery bezkompromisowy tekst, ale muzycznie ten utwór jest nieznośnie generyczny.
Ocena: 2/5
W przypadku "High Infidelity" nie jestem do końca przekonana do brzmienia samej piosenki (mogło być znacznie lepiej), choć z pewnością podoba mi się elektroniczny retro beat w stylu gier z lat 80. i 90., który słychać z różnym natężeniem przez całą długość piosenki. Tekst jednak momentami absolutnie rozwala serce i duszę – słuchacie na własną odpowiedzialność.
Ocena: 4/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 6/10
12. Mastermind
"Mastermind" przypomina mi i "1989" Taylor Swift, i utwór "Ribs" Lorde. Ładna piosenka o wymarzonej miłości, ale znika w tle innych utworów z"Midnights". Przynajmniej dla mnie. Na swoją obronę dodam, że naprawdę próbowałam ją polubić.
Ocena: 3/5
"Mastermind" to kolejna wpadająca w ucho popówa, którą jako jedną z ulubionych piosenek albumu wymieniły m.in. Selena Gomez oraz Reese Whiterspoon. Dla mnie nic specjalnego, chociaż przyjemnie się jej słucha, a tekst jest na swój sposób całkiem zabawny i plusuje wyzwalaniem kobiet z roli czekających na księcia w wieży księżniczek.
Ocena: 3.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 6.5/10
11. Glitch
Może nic specjalnego, ale cenię za klimat: sensualny, zmysłowy, nieco senny. Może nie do końca lubię, gdy Taylor śpiewa z taką manierą, ale jednak "Glitch" mnie do siebie przekonuje. Muzyczne przypomnienie, że miłości nie da się zaplanować i czasami trzeba się w niej po prostu zatracić. Nie ważne, jakby bardzo niespodziewana by była.
Ocena: 3/5
"Glitch" to kolejny kawałek z sennym wokalem Taylor o synth popowym brzmieniu. Nie jest tak dobry, jak "Maroon", ale muzycznie z pewnością zdecydowanie lepszy niż "Bigger Than The Whole Sky". Myślę też, że zyskuje przy każdym kolejnym przesłuchaniu, dlatego daję mu nieco wyższą ocenę na wyrost.
Ocena: 4/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 7/10
10. Vigilante Shit
Fani "Reputation", wraca mroczna, mściwa Taylor. Tym razem łączy siły z innymi kobietami żądnymi zemsty, co przywodzi mi na myśl klimat "Obiecującej. Młodej. Kobiety." i… "Ślicznotek". To kawałek, który daje powera i byłby świetnym akompaniamentem do palenia prezentów od niewiernego byłego w ogródku.
Skojarzenia z "Reputation" cisną się (do uszu) same, ale "Vigilante Shit" jest znacznie dojrzalsze od płyty z 2017 roku, której osobiście nie znoszę, bo razi mnie naiwnością i tanim mrokiem. Swoją drogą chciałoby usłyszeć się w tym utworze (w duecie z Taylor) Billie Eilish…
Ocena: 4.5/5
Taylor w ostrzejszej i niegrzeczniejszej wersji czasem mnie przekonuje, a czasami nie (dlatego wciąż mam mieszane uczucia à propos "Reputation"). W tym przypadku wciąż nie jestem pewna, czy jednak bardziej lubię, czy nie lubię "Vigilante Shit", ale na pewno uwielbiam tytuł. Wolałabym jednak, żeby jego drugi człon Swift wyśpiewywała jednak z większą pewnością siebie.
Ocena: 3/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 7.5/10
9. You’re On Your Own, Kid
Stara, dobra, highschoolowa Taylor. Ale z twistem. Wokalistka, tak jak na całej płycie, i tutaj pokazuje swoją rosnącą gorycz. Zaczyna się niewinnie: oto młoda dziewczyna jest gotowa uzależnić swoją przyszłość od ukochanego chłopca, mimo że ten zupełnie nie zwraca na nią uwagi. Dla niego zostanie nawet w rodzinnej miejscowości, w której się dusi.
Stopniowo frustracja i złość Taylor narastają, co słyszymy i w warstwie muzycznej, i tekstowej. Zdaje sobie sprawę, że poświęciła wszystko dla niefajnego faceta, a w rezultacie jest sama. Zresztą zawsze była. “Wylałam krew, pot i łzy / Organizowałam imprezy i głodziłam swoje ciało / Tak jakby miał mnie uratować idealny pocałunek” – brzmi znajomo?
Ocena: 4/5
"You’are On Your Own, Kid" początkowo była jedną z moich ulubionych piosenek z albumu, jednak po parokrotnym przesłuchaniu z przykrością stwierdzam, że dość szybko się nudzi. Słodko-gorzki tekst utworu stanowi jednak dowód świetnych umiejętności pisarskich Swift, których nigdy jej nie odmówię.
Ocena: 3.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 7.5/10
8. Labirynth
Do "Labirynth" musiałam przekonać się najbardziej. Na początku zupełnie do mnie ten utwór nie trafiał, jednak później wsiąknęłam w senny, marzycielski klimat zakochania. Dziesiąta piosenka na "Midnights" jest właśnie o zakochaniu, ale nie jest to czysta euforia.
Tutaj zakochuje się osoba poraniona po przejściach. Są więc tutaj: lęk, skonfundowanie, nadzieja, wdzięczność, ale i spokój. Tak, jest to pompatyczne, ale uważam, że trudno byłoby lepiej opisać zakochanie się we właściwej osobie niż: "Myślałem, że samolot spada, jak zdołałeś go zawrócić?".
Ocena: 3.5/5
"Labirynth" po pierwszym odsłuchu wydawał mi się generycznym popem, ale z każdym kolejnym powoli odkrywałam jego magię. W przypadku tego kawałka dużą robotę robi również tekst, który opowiada o szybkim zakochiwaniu się po złamaniu serca i lęku mieszającym się z zachwytem.
Ocena: 4/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 7.5/10
7. Maroon
Taylor Swift bardzo lubi symbolikę kolorów. W kawałku "Red" z 2012 roku opisała swój burzliwy związek w krwistych, czerwonych odcieniach, a tym razem wzięła na warsztat kolor bordowy, a dokładniej kasztanowy.
Bliski czerwieni, ale bardziej intensywny i mroczny – podobnie jak cały album "Midnights", ale i sama, o 10 lat starsza Taylor. Do "Maroon" musiałam się przekonać, ale gdy już wsiąknęłam w dream-popową estetykę i słodko-gorzkie wspomnienia o związku, który miał być różą, a okazał się goździkiem (słowa Taylor), to na dobre.
Ocena: 4/5
Klasyczna smutna piosenka Taylor o miłości. Swift jak zwykle doskonale wie, jakimi słowami poruszyć serca millenialek, a refren wyśpiewany lekko zaspanym i nostalgicznym głosem sprawi, że zapłaczecie za miłością z podstawówki.
Ocena: 4/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 8/10
6. Bigger Than The Whole Sky
Przepiękna, smutna ballada, która zdaniem wielu opowiada o poronieniu. Być może, ale "Bigger Than The Whole Sky" jest ogólnie o druzgocącej stracie ukochanej osoby. W tym tkwi siła i uniwersalność tej piosenki. Łamiący serce tekst, poruszająca muzyka, melancholijny głos Taylor, czego chcieć więcej.
Ocena: 5/5
"Bigger Than The Whole Sky" ze względu na senny wokal Tay Tay nieco przypomina mi "Maroon", jednak jest zdecydowanie mniej wpadające w ucho (chociaż z każdym przesłuchaniem coraz bardziej się do niej przekonuje). Tekst, w którym każdy na jakimś etapie życia pewnie mógłby się odnaleźć, rekompensuje jednak wiele.
Ocena: 3.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 8.5/10
5. Karma
Mój ulubiony kawałek na płycie, w czym, przyznaję, jestem zupełnie nieobiektywna. Czysty pop, bez fajerwerków, ale jaki! Rytmiczny, taneczny, z nieoczywistym tekstem o… karmie. Tyle że w tym przypadku karma jest po stronie Taylor. Mam nadzieję, że kiedyś poczuję się na tyle usatysfakcjonowana swoim życiem, że będę mogła głośno śpiewać "Karmę" w samochodzie, czując ją całą sobą.
Ocena: 5/5
Energetyczna i rytmiczna "Karma" to kolejny kandydat do zawojowania imprez, do którego nóżka rusza się sama. Z pewnością docenią ją fani twórczości Swift przed "Evermore" i "Folklore", którzy tęsknili za Taylor w starym stylu.
Ocena: 3.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 8.5/10
4. Anti-Hero
Kto z nas nie czuje się czasem jak swój największy wróg? A przynajmniej jak antybohater w historii swojego życia, który zawodzi i siebie, i innych? Kto przynajmniej raz nie odczuwał do siebie obrzydzenia – do swojego ciała, umysłu, zachowania, życiowych decyzji?
No właśnie. To uczucie zna też Taylor Swift, która jeszcze nigdy nie napisała tak autorefleksyjnego, autokrytycznego utworu. Nie sposób się z nim nie utożsamić, w czym tkwi ogromna siła "Anti-Hero". Rel.
Ocena: 4/5
Jeden z najbardziej skocznych i popowych utworów z "Midnights", co pewnie sprawiło, że to właśnie do niego zaprezentowano pierwszy teledysk. "Anti-Hero" to przede wszystkim jednak liryczny banger – niemal każdy wers jest małym, poetyckim arcydziełem. "Czasami czuję się, jakby wszyscy byli seksownymi laskami/ A ja była potworem na wzgórzu" – sztos!
Ocena: 4.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 8.5/10
3. Lavender Haze
Słuchając tego kawałka, czuję, jakbym ze szminką na ustach i w szpilkach na stopach wchodziła do ciemnego klubu nocnego, w którym migoczą neonowe światła, a wszystkie oczy były skierowane na mnie. W tym oczy faceta, który pogrywał ze mną i nie traktował mnie poważnie… aż do tego momentu. A niech żałuje! Lubię popową Taylor Swift, a szczególnie w tak tanecznym, nieco retro wydaniu.
Ocena: 4.5/5
W "Lavender Haze" cieszy przede wszystkim wyrazisty retro beat w tle oraz łatwo zapadająca w ucho, rytmiczna melodia. Z pewnością kandydat na hit i króla klubów. Tekstowi napisanemu m.in. we współpracy z Zoë Kravitz też niczego nie brakuje.
Ocena: 4/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 9/10
2. Snow On The Beach (feat. Lana Del Rey)
Jeśli "dysponujesz" w studio nagraniowym Laną Del Rey, powinnaś wykorzystać ją muzycznie do cna. Tutaj tak się nie stało. Owszem, senny, głęboki, zmysłowy głos Lany pięknie przebija się w refrenie, ale jest jej tutaj wyraźnie za mało. Nieco inaczej wyobrażałam sobie duet Taylor z Laną, ale nie zmienia to faktu, że "Snow On The Beach" ma cudowny klimat. Bez wątpienia jeden z lepszych kawałków na "Midnights".
Ocena: 4.5/5
Tak, wszystkie piosenki Taylor z "Midnights" są o miłości, ale to właśnie ta we współpracy z Laną Del Rey ma najpiękniejszy tekst, więc cieszy, że także muzycznie jest jedną z najciekawszych kompozycji z albumu. Boli jedynie fakt, że potencjał głosu Lany został tak bardzo zmarnowany – ledwo ją tam słychać.
Ocena: 4.5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 9/10
1. Would’ve, Could’ve, Should’ve
Aż dziwne, że Swift zostawiła tak świetną piosenkę na rozszerzoną wersję. Doskonały początek, który przypomina mi gitarowe kawałki z końca lat 90. i nadaje całej piosence klimat retro. Nie ma płyty Taylor Swift bez utworu o rozstaniu i "Would’ve, Could’ve, Should’ve" dostarcza. Takiej piosenki potrzebowałam jako nastolatka ze złamanym sercem. Power!
Ocena: 4.5/5
"Would’ve, Could’ve, Should’ve" to dla mnie najlepszy kawałek z "Midnights". Najbardziej dojrzały lirycznie i też najsmutniejszy, opowiada o traumie, jaką pozostawia po sobie toksyczna relacja. Szkoda, że muzycznie jest trochę za bardzo generycznie, ale może musiało tak być, żeby wyrównać przygniatający do ziemi ciężar, który zrzuca na nas tekst.
Ocena: 5/5
Całkowita ocena Działu Kultura: 9.5/10