Pełna magii podróż na pograniczu światów. Rozmawiamy z autorką kontynuacji bestsellerowego zielnika

Dawid Wojtowicz
26 października 2022, 13:11 • 1 minuta czytania
"Było to w czasach, gdy po świecie chodziła już Matka Boska, ale na polach w blasku księżyca można było jeszcze spotkać tańczące Rusałki, a Płanetnicy pracowicie zawieszali chmury, gradem obficie posypując zboża złych i grzesznych gospodarzy".
O fascynacji słowiańskimi wierzeniami i magicznymi ziołami oraz książce "Słowiańskie rośliny czarowne" rozmawiamy z Joanną Laprus, pisarką, redaktor naczelną Wydawnictwa Świat Książki, pasjonatką ziół i magii Materiały prasowe / Wydawnictwo Świat Książki

Tymi właśnie słowami zaczyna się dostępna już na półkach księgarni kontynuacja bestsellerowego zielnika "Słowiańskie Boginie ziół", który szturmem zdobył serca czytelników w Polsce. O kolejnej podróży do baśniowego świata roślin o magicznej mocy rozmawiamy z twórczynią tego oryginalnego projektu.

– Magia ludowa chroniła, wspierała, leczyła. Oswajała przestrzeń. A przede wszystkim porządkowała to, co chaotyczne i nieznane – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu pisarka Joanna Laprus, autorka wydanej niedawno książki "Słowiańskie rośliny czarowne", redaktor naczelna Wydawnictwa Świat Książki, pasjonatka ziół i magii.

Skąd wzięła się u Pani fascynacja słowiańskimi wierzeniami i uchodzącymi za magiczne ziołami?

Z tym magicznym światem zapoznał mnie dziadek. Sam pochodził z Podlasia i był równie magiczny, jak miejsce, w którym się urodził. Chociaż los i miłość do babci zawiodły go w świętokrzyskie, zabrał ze sobą mnóstwo legend i opowieści. Jako dziecko chodziłam z nim po łąkach, gdzie zbieraliśmy kwiaty i zioła dla babci. To były czasy, w których w każdej napotkanej wierzbie mieszkał diabeł i nie wolno mi było zaglądać do studni – żeby mnie wodnik nie wciągnął. Wychowałam się wśród baśni, wyposażona w wiedzę, że bazyliszka pokonuje się rutą, a rusałki można odgonić piołunem. 

Co wydaje się Pani najbardziej interesujące czy pociągające w magii ludowej?

Bliskość z naturą oraz to, że poprzez specjalne rytuały, gesty, czy słowa stara się wpłynąć na problemy dnia codziennego, od znalezienia męża, poprzez choroby, które jak wierzono, zawsze były efektem działań jakichś złych mocy, aż po próbę okiełznania zjawisk atmosferycznych. Nasi przodkowie wiedzieli na przykład, że jeśli dziecko płacze i nie chce zasnąć, zapewne dręczone jest przez demony, zwane nocnicami. Aby zapobiec ich wizycie, matka nacierała nowo narodzonemu dziecku stopy i piersi czosnkiem, wkładała je do kołyski, przywiązywała do ręki lub wszywała w koszulkę i wypowiadała przy tym odpowiednią zamowę. 

W co jeszcze przykładowo wierzyli nasi przodkowie?

Uważali, że życiodajna moc wierzby potrafi przedłużyć życie starego człowieka. Musiał tylko w czwartek po kolacji powiedzieć do wierzby: Ty niedługo umrzesz, bo musisz, ale ja żyć będę, bo mogę, a potem trzykrotnie splunąć, zapewne przez lewe ramię. Albo – żeby uchronić pole przed ulewą i gradem, zsyłanym przez płanetnika, gospodarz grodził je witkami leszczynowymi. 

Można powiedzieć, że magia odgrywała dużą rolę w ich codziennym życiu.

Magia ludowa chroniła, wspierała, leczyła. Oswajała przestrzeń. A przede wszystkim porządkowała to, co chaotyczne i nieznane. 

Jakie obrzędy ludowe weszły do naszej kultury bądź zostały przez nią jakoś zmodyfikowane?

Jest ich naprawdę mnóstwo, szczególnie jeśli chodzi o obrzędy religijne. Dzisiejsze Zielone Świątki to pozostałość po płodnościowym święcie Stado. Wielkanoc i niektóre jej atrybuty, takie jak jajko czy wierzbowe witki w wielkanocnej palmie, wywodzą się z obrządków równonocy wiosennej – święta odrodzenia wiosny, czyli zmartwychwstania przyrody po zimie. Noc świętojańska to nic innego jak przeniesienie obchodzonej podczas letniego przesilenia pogańskiej Nocy Kupały, zmieniające jej charakter ze święta czarów, magii i miłości na bardziej chrześcijański. Zakaz kąpieli obowiązujący w tradycji ludowej do dnia 24 czerwca, czyli do momentu "aż św. Jan pobłogosławi wodę", wcześniej dotyczył aktywnych w tym czasie wodnych demonów, szczególnie rusałek, które tylko czyhały na nieostrożnych ludzi, aby ich porwać w wodne odmęty.

Możemy wskazać jeszcze jakieś przykłady?

Kojarzone dzisiaj z Matką Bożą Dożynki – to pogańskie Święto Plonów. Obchodzono go w czasie równonocy jesiennej i było poświęcone bóstwom wegetacyjnym: Mokoszy, Welesowi, Światowitowi. Dożynkowy wieniec pochodzi właśnie z tamtych czasów. Genezą Zaduszek były Dziady – święto poświęcone duszom zmarłych przodków. Pierwotnie na cmentarzach palono ogniska, by dusze mogły się ogrzać i organizowano rytualne biesiady – by mogły się posilić. Z czasem uczty przeniesiono do domu, a ich echo odnajdujemy w uroczystości wigilijnej. 

W najnowszej książce "Słowiańskie rośliny czarowne" przedstawia Pani trzy grupy roślin: miłośnicze, wiedźmie i mocarne. Czy może Pani krótko je scharakteryzować i wytypować wśród nich swoją faworytkę?

Rośliny miłośnicze to oczywiście takie, które szczególnie były stosowane w magii miłosnej. Oprócz najbardziej znanego w tej kategorii lubczyku prawdziwym królem miłośniczych roślin był nasięźrzał. Ta maleńka, niepozorna paproć to prawdopodobnie mityczny kwiat paproci. Największą moc wzbudzania uczuć miał tenże nasięźrzał w Noc Kupały lub o północy w nowy czwartek. Wtedy właśnie dziewczęta wybierały się, by pozyskać ten cudowny kwiat szczęścia. Było to o tyle skomplikowane, że nasięźrzału strzegł sam diabeł. Stąd panna, która się po niego wybierała, musiała być czystego serca. Do tego powinna się rozebrać do naga i rozpuścić włosy, iść po niego tyłem, zerwać go, trzymając ręce za plecami albo ręką przez głowę lub klęcząc. A następnie szybko uciekać, nie oglądając się za siebie. Zdobyty w ten nieprosty sposób nasięźrzał panny nosiły blisko serca, zwykle zaszywając go w woreczku, ewentualnie w rąbku spódnicy albo się nim nacierały. 

Rośliny wiedźmie mają podwójną naturę: leczą i szkodzą, obdarzają dobrem i zsyłają zło, są siedliskiem złych mocy i jednocześnie chronią przed nimi. Z lulka i pokrzyku czarownice robiły swoją słynną "wiedźmią maść", dzięki której latały na sabaty. Moją ulubioną rośliną z tej kategorii jest wierzba. Związana z ziemią, z której pochodzi i z wodą, z której czerpie swoją siłę. Wierzba stoi na granicy, rozdzielając świat żywych od umarłych. Przez jej spróchniałą dziuplę można było wybrać się do piekieł, ponieważ wierzba była siedzibą rozmaitych czartów. Jednocześnie wierzba jest symbolem płodności. Dlatego w czasach pogańskich na Rusi zaślubiny odbywały się wokół wierzbowego krzewu, a zwierzęta wysyłano pod wierzbę, aby nabrały mocy rozrodczych. Kobiety, które nie mogły doczekać się potomstwa, odprawiały pod nią rytuały: stroiły w kwiaty, zawieszały ozdoby, śpiewały i rzucały zaklęcia.

Rośliny mocarne – święte i tajemnicze. Wspierają i chronią. Jak lipa, która jest świętym drzewem kobiet, opiekunką macierzyństwa, dziewczęcości, pomagała w typowo kobiecych problemach i obrzędach. Jednocześnie miała wielką ochronną moc. Tego świętego drzewa czart bał się do tego stopnia, że można go było przegonić gałązką lipową – jednak końce powinny być przewiązane na krzyż. Natomiast kij lipowy i lipowe łyko uchodziły za niezawodne środki, którymi można było unieszkodliwić wampira, wodnika, utopca i inne demony. Tak naprawdę, każda z tych roślin mogła być miłośnicza, wiedźmia i mocarna. Ich zastosowanie zależało jedynie od intencji osoby, która korzystała z ich magicznych mocy.   

Czy jakaś z baśniowych legend o słowiańskim rodowodzie szczególnie ujęła Panią podczas pisania kolejnego tomu magicznego zielnika? 

Opowieść o wierzbie. Według starej litewskiej legendy pierwsza wierzba powstała z zazdrości. A było to tak: pewna kobieta o imieniu Blinda była niezwykle płodna i co rok wydawała na świat liczne potomstwo. Matka Ziemia poczuła się zagrożona, wszak to ona była najpłodniejszą z płodnych. Kiedy więc Blinda szła podmokłym łęgiem nad rzekę, ugrzęzła w błocie, a wtedy Matka Ziemia ścisnęła jej nogi tak mocno, że nie mogła się ruszyć. Wrosła w to miejsce na zawsze i stała się wierzbą. Dlatego wierzba po litewsku nazywa się „blinde”, a po polsku „blindzia”. 

W książce uwagę zwraca też magiczna szata graficzna: wizerunki Boginek związanych z poszczególnymi grupami roślin Marty Jamróg, a także wykonane techniką akwarelową rysunki wszystkich opisanych gatunków Marty Sosenki. Co skłoniło Panią, by zaprosić do współpracy te właśnie artystki?

Ze wspaniałą artystką Martą Jamróg z Jasielskiej Pracowni Ikon pracowałam przy "Słowiańskich Boginiach Ziół". Prace Marty znam, cenię i kolekcjonuję od kilku lat. Jestem szczęśliwa i dumna, że to właśnie ona tak jak przy poprzedniej publikacji jest autorką obrazu na okładce i portretów Boginek. Piękne akwarele Marty Sosenki wypatrzyłam w mediach społecznościowych. Urzekła mnie jej delikatność i kobieca kreska. "Słowiańskie rośliny czarowne" dzięki ilustracjom Marty Jamróg i Marty Sosenki nabrały jeszcze bardziej magicznego, wręcz czarownego charakteru.

Jak duża w Polsce jest społeczność osób zajmujących się ziołami z powodu fascynacji ich zdrowotnymi właściwościami i silnymi związkami z folklorem? Czy to rosnący trend, a jeśli tak, to z czego on wynika?

Sądzę, że jest to trend rosnący. Wynika z tęsknoty za naturą i chęcią powrotu do źródeł. W czasach, w których pędzimy z prędkością światła, atakowani z różnych stron złymi wiadomościami, lękami, brakiem nadziei – przyroda, która trwa i żyje swoim niezmienionym cyklem – może dawać ukojenie jako coś stałego i pewnego. Po zimie zawsze przychodzi wiosna, po nocy dzień, a po burzy słońce. Jako pasjonatka zielarstwa, jakie rady dałaby Pani komuś, kto chciałby rozpocząć swoją przygodę w tym etnobotanicznym świecie?

Dzisiaj mamy mnóstwo kursów zielarskich prowadzonych przez prawdziwych fachowców. Są to zwykle warsztaty kilkudniowe organizowane w jakiejś pięknej, bogatej we florę okolicy. Są też kursy online. Ale warto zacząć od żywego kontaktu z przyrodą. Czy czytelniczki i czytelnicy mogą liczyć na kontynuację cyklu "Słowiańskie...", który liczy obecnie dwa tomy? Czy jest szansa na powstanie trylogii, a może nawet bardziej rozbudowanego projektu wydawniczego? 

Nasi przodkowie uważali, że trójki i dziewiątki są magiczne, więc trzecia część cyklu już powoli powstaje. Pracuję też nad baśnią dla dorosłych. Wygląda więc na to, że będę miała co robić przez najbliższy czas.