Od kilku lat nie mogę opuścić żadnego wyścigu. Formuła 1 zaczęła pasjonować mnie jak małe dziecko

Piotr Rodzik
30 listopada 2022, 06:34 • 1 minuta czytania
W telewizji nie poczujesz zapachu spalin. Ogłuszający ryk silników nie rozrywa twoich bębenków w uszach. A mimo to od kilku lat nie mogę oderwać oczu od Formuły 1. Królowa motorsportu jest dziś przystępniejsza dla przeciętnego kibica niż kiedykolwiek. I żaden inny sport nie wynagradza zainteresowania nim tak bardzo jak ten. Bo im bardziej interesujesz się Formułą 1, tym ciekawsza dla ciebie będzie.
Formuła 1 jest ciekawsza niż kiedykolwiek. Fot. naTemat.pl

Pierwsze przebłyski z Formułą 1 mam jeszcze z wczesnego dzieciństwa. Lata dziewięćdziesiąte, kiedy Michael Schumacher dopiero budował potęgę Ferrari, ale musiał dwa razy ustąpić Mice Hakkinenowi w jego Mclarenie. Wyścigów wtedy nawet nie transmitowano w Polsce. A może?

W każdym razie – mi nic o tym nie było wiadomo, więc oglądałem je na niemieckim kanale. Pamiętam nawet lament niemieckich komentatorów, kiedy Schumacher po przebiciu opony na torze Suzuka w Japonii w 1998 roku musiał wycofać się z wyścigu i pogrzebał szanse na mistrzowski tytuł. Nie rozumiałem z tego, co mówili, ani słowa, ale z samej intonacji byłem w stanie wyczuć, że przeżywają osobisty dramat razem z Schumacherem.

Z czasem moje zainteresowanie Formułą 1 minęło. Odżyło – cóż – dopiero przy okazji Roberta Kubicy. Kariera Polaka z perspektywy czasu trwała jednak tyle co mgnienie oka i tym bardziej szkoda, że jego wypadek z 2011 roku podczas Ronde di Andora wyhamował jego szanse na dalszy rozwój w królowej motosportu.

Po latach wiemy przecież, że Kubica miał podpisany ten mityczny kontakt z Ferrari – potwierdził to nawet sam Polak, że w 2012 roku miał startować w barwach włoskiej stajni. A do powrotu w barwach Williamsa (w 2019 roku krakowianin został ich kierowcą i zaliczył cały sezon za kierownicą brytyjskiego bolidu) odnosić się nie będę. Można podziwiać jego nadludzki wysiłek, ale ten wysiłek został zmarnowany przez zespół, który nie był w stanie przygotować sensownego bolidu. Chociaż w tamtym sezonie dla Williamsa to właśnie Kubica wywalczył jedyny punkt – po świetnym występie w Grand Prix Niemiec na zalanym deszczem Hockenheim.

Można powiedzieć, że dopiero mniej więcej wtedy, "na stare lata", zacząłem doceniać Formułę 1. Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka.

1. Formuła 1 się zmienia

Królowa motosportu nie przypomina już sportu sprzed kilkunastu lat. Prosty przykład – wiecie, ile było wyścigów w kalendarzu w roku, w którym się urodziłem, czyli w 1989? Szesnaście, z czego jedenaście w Europie. 

W tym sezonie mieliśmy już dwadzieścia dwa rozsiane po całym świecie wyścigi, a ta liczba pewnie będzie jeszcze rosnąć. Zresztą po pandemii w 2023 roku F1 ma wrócić choćby do Chin. W kuluarach plotkuje się, że w Stanach Zjednoczonych w najbliższych latach może być nawet sześć wyścigów, a już na następny sezon zaplanowane są trzy – Grand Prix Miami, Stanów Zjednoczonych na torze Circuit of the Americas w Austin oraz Grand Prix Las Vegas.

Część z tych wyścigów zapewne poszerzy i tak już coraz bardziej rozbudowany kalendarz, a część zastąpi niektóre europejskie pozycje w kalendarzu. Formuła 1 ma być mniej europejska, a bardziej światowa. Inkluzywna. Ma być jej po prostu więcej i budzić zainteresowanie na całym świecie. Ma być show.

Dla mnie to dobre zmiany. W czasach, kiedy przewijasz na TikToku rolki jedna za drugą, kiedy binge-watche’ujesz całe sezony seriali na Netfliksie, czekanie miesiąc na wyścig to po prostu… dla mnie za długo. Swoją drogą – netflixowy dokument "Formuła 1: Jazda o życie" może i jest mocno przerysowany, ale dołożył swoją cegiełkę do wzrostu zainteresowania dyscypliną.

Do tego dochodzą zmiany w formacie weekendów wyścigowych (sobotnie sprinty, to nowość od 2021 roku) czy tegoroczne zmiany w budowie bolidów, które miały ułatwić rywalizację na torze. Dzięki przeprojektowaniu nadwozi (a co za tym idzie, zmianie ich właściwości aerodynamicznych) walka na torze w dopiero co zakończonym sezonie była łatwiejsza. A to ważne dla widowiska, prawda?

Po co były te zmiany? Wcześniej kierowcy narzekali, że z powodu strumienia powietrza wyrzucanego przez bolidy podążanie tuż za rywalem po torze było trudne. To tak jakbyś chciał dogonić na autostradzie samochód, ale z każdej strony uderzały cię boczne podmuchy wiatrów lub czołowe. A teraz pomnóż to razy dziesięć. W takich warunkach manewr wyprzedzania był skomplikowany do wykonania.

Włodarze Formuły 1 na szczęście po prostu słuchają kibiców. Nikt nie chce oglądać procesji bolidów dookoła toru jak w Monako – to wyścig uliczny znany z tego, że wyprzedzanie jest tam praktycznie niewykonalne. Chcemy emocji i widowiskowej walki na torze i po to były te zmiany, i będą wprowadzane kolejne (od 2026 roku).

No, chyba że akurat wyścig odbywa się w Monako – tam nikomu to nie przeszkadza, bo weekend wyścigowy w tym śródziemnomorskim księstwie to wydarzenie wyjątkowe samo w sobie, które przyciąga setki gwiazd, tysiące milionerów i jeszcze więcej zwykłych kibiców. To taki paradoks.

2. Bo to "Gra o tron" w prawdziwym życiu

Spokojnie, nikt tu nikomu nie wbija noża w plecy. No, przynajmniej nie fizycznie. Chociaż sprawdźcie sobie na YouTube, w jaki sposób Schumacher wywalczył swój pierwszy tytuł jeszcze w barwach Benettona.

W każdym razie głębokie zainteresowanie Formułą 1 po prostu sprzyja czerpaniu radości z obserwowania tych zmagań. Jestem przekonany, że jeśli twoja wiedza o Formule 1 kończy się na słynnym pytaniu "dokąd oni tak jadą?", to rzeczywiście – Formuła 1 może nie dać ci wiele zabawy. 

Ale jeśli wejdziesz w ten świat głębiej, dostrzeżesz niuanse, które czynią ten sport tak szalenie interesującym. Zakulisowa polityka, międzyzespołowe rozgrywki. W grze jest przecież nie tylko wielka sława, ale i wielkie pieniądze.

Formuła 1 to sport, w którym konkurencyjne zespoły tylko czekają na twoje potknięcia. Regulaminowe uchybienia. Na pewno je odnotują i wniosą protest. Przykład? W 2020 roku na przedsezonowych testach paddockiem wstrząsnął bolid zespołu Racing Point (obecnie to Aston Martin), który media i ludzie związani z F1 szybko obwołali "różowym Mercedesem".

I rzeczywiście – malowanie nie miało nic wspólnego ze "srebrnymi strzałami", jak mówi się o bolidach niemieckiego zespołu (choć z siedzibą w Wielkiej Brytanii), ale to w zasadzie był koniec różnic. Bolid pod względem budowy był bardzo wierną kopią bolidu Mercedesa z poprzedniego roku. A wtedy Mercedes zgarnął tytuły mistrzowskie zarówno indywidualnie (Lewis Hamilton), jak i w klasyfikacji konstruktorów.

Finalnie sprawa rozbiła się o FIA, która po protestach innych zespołów nałożyła na Racing Point karę. Udowodniono, że niektóre z elementów były dokładną kopią tych z Mercedesa. Skończyło się na 400 tys. euro grzywny i odebraniu zespołowi piętnastu punktów.

Dlaczego to takie ważne? Racing Point bronił się, że stworzył swój bolid tylko inspirując się rozwiązaniami Mercedesa i nie miał dostępu do planów technicznych. Jednak część elementów była identyczna – a co ważne, oba zespoły wtedy współpracowały. Racing Point było zespołem partnerskim Mercedesa i korzystało z niektórych ich rozwiązań legalnie. A inne były – jak widać – bardzo inspirowane.

3. Najciekawsze często dzieje się w tle

Formuła 1 jest wreszcie unikatowa, ponieważ nie zawsze najciekawsze jest to, co dzieje się na świeczniku, na szczycie stawki. Wracając do wspomnianej dominacji Mercedesa, bo to akurat zgrabny przykład, ktoś mógłby zapytać, ile można oglądać wygrywającego wyścig za wyścigiem Lewisa Hamiltona. Nazbierało się tych zwycięstw już przecież przeszło setka – dokładnie 103.

Tymczasem najciekawsze dzieje się często właśnie za plecami tego pierwszego na torze. Szalona rywalizacja na okrążeniu startowym, walka koło w koło rozpędzonych do gigantycznych prędkości bolidów – to tylko zapowiedź dalszych emocji.

Widowiskowe manewry wyprzedzania, często niestety także kraksy, nawet strategia wyścigowa potrafi wprowadzić wiele emocji. Wyższą lokatę można zdobyć nie tylko na torze, ale i dzięki umiejętnie dobranym momentom wymiany opon. Zjedziesz dwa kółka wcześniej od rywala, ale zyskasz potem sekundę na okrążeniu dzięki lepszym oponom. I po pit stopie rywala będziesz przed nim. Taki manewr nazywa się "podcięciem".

Dlatego walka o trzecie, czwartek, piąte, a nawet dziesiąte miejsce potrafi być równie ciekawa. Zresztą – włączcie wyścig i zobaczcie, jak realizator rzadko pokazuje tego, który jedzie na pierwszym miejscu…

Formuła 1 to też sport, w którym możesz być najlepiej przygotowany do wyścigu, ale go spektakularnie przegrać, jeśli fortuna ci nie sprzyja. Ot, wystarczy, że samochód bezpieczeństwa po kolizji wyjedzie na tor w nieodpowiednim dla ciebie momencie, na przykład chwilę po tym, jak odbyłeś wizytę w alei serwisowej w celu zmiany opon. I cała strategia spalona. Możesz być najszybszy na torze, ale jeśli rywalizacja nie ułoży się po twojej myśli, nie będziesz miał szans na wygraną.

W podobnych warunkach w 2021 roku Lewisowi Hamiltonowi uciekło ósme mistrzostwo świata. I tu płynnie przechodzimy do kolejnego punktu.

4. Emocje, emocje, emocje

Wspomniany sezon 2021 był właśnie tym, za co kochamy Formułę 1. Prawda jest też taka, że gdyby ktoś nakręcił film z takim scenariuszem, uznalibyśmy całą produkcję za zbyt hollywoodzką i po prostu nierealistyczną.

Przypomnijmy jednak – przez całą kampanię Lewis Hamilton z Mercedesa toczył walkę z Maxem Verstappenem z Red Bulla o mistrzostwo. I ta walka rozstrzygnęła się dopiero w ostatnim wyścigu (obaj przystępowali do niego z taką samą ilością punktów), a na dodatek... na ostatnim okrążeniu. To nawet w filmie byłoby dziwne. A to sama prawda. 

Hamiltonowi mistrzostwo uciekło w gruncie rzeczy przez kraksę Nicholasa Latifiego pod koniec wyścigu. Wyjazd samochodu bezpieczeństwa pozwolił Verstappenowi na odrobienie strat. A był na świeżych oponach, w dużo lepszym stanie niż u Brytyjczyka. I właśnie to jedno, ostatnie okrążenie pozwoliło mu objechać Hamiltona i sięgnąć po mistrzostwo.

Ja nie pamiętam takiego wydarzenia w sporcie. To nie jest porównywalne z dwiema drużynami w tabeli z taką samą liczbą punktów przed ostatnim meczem sezonu. Liczba zmiennych jest nieporównywalnie większa.

5. To elitarny świat, na który miło popatrzeć chociaż przez szybę

Brzmi strasznie, nie? Ale taka prawda. Pomyślcie. Ile osób gra w piłkę nożną w Lidze Mistrzów? Mamy 32 zespoły, każdy niech ma powiedzmy po 20 zawodników. To daje 640 zawodników na najwyższym możliwym poziomie.

W Formule 1 startuje natomiast dwudziestu kierowców. Z całego, już ośmiomiliardowego świata, w bolidzie Formuły 1 może zasiąść tylko dwadzieścia osób. I to jest też sport, którego nie da się uprawiać amatorsko. Nie pojeździsz sobie bolidem po okolicy, tak jak wyjdziesz z piłką przed dom, co przecież robią to miliony ludzi na świecie.

Uświadomienie sobie tej prawdy dało mi poczucie, że mimo wszystko – oglądając Formułę 1 obserwuję coś wyjątkowego.