USA naciskają na Ukrainę ws. negocjacji z Rosją? "Ta wojna nie może trwać wiecznie"

Adam Nowiński
08 listopada 2022, 15:22 • 1 minuta czytania
Dziennik "Washington Post" podał, że wysocy rangą urzędnicy administracji Joe Bidena w nieoficjalnych rozmowach mają namawiać przywódców w Kijowie do negocjacji pokojowych z Rosją. Czy takie przecieki, to element kampanii wyborczej w USA? O to w naTemat.pl zapytaliśmy amerykanistę prof. Zbigniewa Lewickiego.
Czy publikacje amerykańskich mediów ws. Ukrainy zaszkodzą kampanii Bidena i Demokratów? Fot. Nathan Howard/Getty AFP/East News

"Administracja Bidena w prywatnych rozmowach zachęca ukraińskich przywódców do zasygnalizowania otwartości na negocjacje z Rosją i rezygnacji z publicznej odmowy udziału w rozmowach pokojowych, chyba że prezydent Władimir Putin zostanie odsunięty od władzy" – pisze dziennik "Washington Post".


Autorzy artykułu powołują się na źródła z otoczenia wysokiej rangą urzędników administracji prezydenta Joe Bidena, którzy zwracają uwagę, że podpisany w październiku przez Wołodymyra Zełenskiego dekret zakazujący negocjacji z Putinem "zrodził wiele obaw" i może osłabiać poparcie niektórych państw dla Kijowa.

– Niektórzy z naszych partnerów odczuwają zmęczenie Ukrainą – przyznał cytowany anonimowo urzędnik.

Wszyscy podkreślają natomiast, że gdyby władze w Kijowie wysłały sygnał otwartości na negocjacje, wpłynęłoby to na "utrzymanie wyższości moralnej" po stronie Zachodu oraz na poparcie wielu państw na świecie.

Ale to nie koniec doniesień na temat działań administracji Bidena. "The Wall Street Journal" poinformował, że w ostatnich miesiącach doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan prowadził poufne rozmowy z sekretarzem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołajem Patruszewem i doradcą prezydenta Rosji ds. polityki zagranicznej Jurijem Uszakowem.

Ich rozmowy miały miejsce w dość krytycznym momencie, kiedy w retoryce Kremla pojawiły się otwarte groźby dotyczące użycia broni jądrowej, a relacje między Waszyngtonem i Moskwą były najgorsze od lat.

– Myślę, że zawsze ważne jest, zwłaszcza dla krajów posiadających broń jądrową, utrzymywanie otwartych kanałów komunikacji, by rozumieć, co myśli każda ze stron i w ten sposób uniknąć możliwości przypadkowej eskalacji konfliktów lub wojny – komentował ustalenia dziennika Ivo Daalder, były ambasador USA w NATO.

Przypadek? "Nie doszukujmy się spisków"

Czy tego typu doniesienia na temat rozmów Amerykanów z Rosjanami, czy też "nacisków" na stronę ukraińską będą miały wpływ na wybory w USA?

– Nie możemy mówić tutaj o żadnych "naciskach", to nie jest właściwe słowo, ponieważ trwa wojna i obie strony mają swoje cele, więc od ich realizacji uzależniają zakończenie walk. Państwa trzecie, takie jak Stany Zjednoczone mają polityczny i moralny obowiązek, żeby pomóc w jak najszybszym zakończeniu tego konfliktu – tłumaczy w rozmowie z naTemat.pl profesor Zbigniew Lewicki.

– I to USA robi rozmawiając z obiema stronami. To, że Zełenski mówi, że "nie pójdziemy na żadne ustępstwa", to jest retoryka państwa, które walczy. Ale trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie kompromisowe dla obu stron, bo ta wojna nie może trwać wiecznie, dlatego są prowadzone tego typu rozmowy – dodaje.

Niektórzy przy okazji poniedziałkowych publikacji amerykańskich mediów przypominają inny artykuł "Washington Post". Dziennik pod koniec października opisał sprawę listu 30 lewicowych członków Partii Demokratycznej, w którym wezwali oni Joe Bidena do zmiany strategii ws. Ukrainy. Chcieli, żeby położył on większy nacisk na działania dyplomatyczne, które miałyby przekonać Władimira Putina do rozmów pokojowych.

Doniesienia te oburzyły nie tylko ich przeciwników politycznych, czyli Republikanów, ale także Ukraińców i samych Demokratów. Sprawa urosła do takiej rangi, że dzień później grupa zdecydowała się wycofać list, ale nadal pozostał po nim niesmak.

Zastanawiające jest jeszcze to, że tego typu ustalenia trafiają do wiadomości opinii publicznej akurat w momencie, kiedy w Stanach Zjednoczonych zaczynają się wybory midterm do Kongresu. Czy to zbieg okoliczności?

– Publikacja tych doniesień miała miejsce w momencie, kiedy te wydarzenia miały miejsce lub też wypłynęły. Nie doszukujmy się żadnych spisków. Gdyby było tak, że miałyby one miejsce miesiąc temu, to opublikowano by je miesiąc temu – studzi nastroje nasz rozmówca.

Biały Dom zaprzecza

Oficjalnie jednak administracja prezydenta Joe Bidena zaprzecza ustaleniom "Washington Post" w sprawie rozmów z Ukraińcami.

– Nie wywieramy nacisku na Ukrainę, bo nikt bardziej niż Ukraińcy nie wycierpiał przez tę wojnę i nikt bardziej nie chce jej zakończenia – powiedział w poniedziałek podczas briefingu prasowego w Waszyngtonie rzecznik Departamentu Stanu Ned Price.

Dodał, że USA robią wiele, aby wzmocnić pozycję negocjacyjną Ukrainy, ale to do niej należy decyzja, kiedy rozpocząć rozmowy pokojowe. Podkreślił, że Stany Zjednoczone podobnie jak NATO i UE niezmiennie wyznają zasadę "nic o Ukrainie bez Ukrainy".

Co, jednak jeśli Demokraci stracą kontrolę nad Kongresem? Czy USA nadal będą tak wytrwale wspierać Ukrainę? Według najnowszych sondaży prawie połowa Republikanów jest zdania, że Stany Zjednoczone za dużo robią dla Ukrainy. Dla porównania na wiosnę taką opinię wyznawało nieco ponad 6 proc. ankietowanych.

– Wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy i tak zmniejsza się, ponieważ Rosja jest coraz słabsza i to było celem USA. Kwestia wsparcia finansowego czy sprzętowego dla walczącej Ukrainy nie ma nic wspólnego z wyborami. W tej chwili wysłannik Bidena prowadzi rozmowy w Kijowie oraz Moskwie i nic się w tej kwestii nie zmieni – tłumaczy amerykanista.

– Kongres USA nie może tworzyć polityki. Może utrudniać jej prowadzenie, nie dając pieniędzy na coś, co prezydent chciałby zrobić. Nie widzę, żeby ewentualna zmiana w Kongresie mogła w istotny sposób zmienić układ, jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy – dodaje nasz rozmówca.

W piątek w Kijowie Jake Sullivan zapewnił Zełenskiego, że USA będą wspierać Kijów niezależnie od dyskusji w amerykańskiej polityce. Zobaczymy, czy tak będzie dalej po wyborach.