W Teheranie chcą karać buntowników śmiercią. Iranista dla naTemat: Rewolucja wisi w powietrzu
Władze Islamskiej Republiki Iranu brutalnie tłumią protesty w kraju, a teraz dodatkowo zamierzają rozliczyć się z protestującymi w sposób wręcz niewyobrażalny. 227 z 290 deputowanych irańskiego parlamentu podpisało list, w którym wzywają krajowy wymiar sprawiedliwości do nałożenia surowej kary, która "będzie dobrą lekcją w jak najkrótszym czasie".
Dokument nie był ponurym żartem. Deputowani przegłosowali nałożenie kary śmierci na wszystkich protestujących, którzy zostali zatrzymani, czyli na niemal... 15 tysięcy Iranek i Irańczyków.
O tym, czy irański reżim jest w stanie wykonać karę śmierci i czy Irańczycy są w stanie obalić władzę, rozmawiam z dr. Jakubem Gajdą, iranistą i politologiem z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Mateusz Przyborowski: Czy reżim w Teheranie naprawdę chce zgładzić 15 tys. osób, które protestują na ulicach Iranu?
Dr Jakub Gajda: Moim zdaniem nie. Zgładzenie 15 tys. osób byłoby ludobójstwem i nie sądzę, by nawet w percepcji władz irańskich mogło się to zmaterializować. Póki co, nie do końca wierzę w te medialne rewelacje, choć źródła, także w Iranie, zdają się je potwierdzać. Myślę jednak, że nawet jeśli będziemy słyszeć o surowych karach, to sądzę, że – po niedługim czasie najprawdopodobniej – będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju "wspaniałomyślnego" złagodzenia większości z nich.
Niemal na pewno obecne doniesienia o karze śmierci to straszak na Irańczyków, by odstąpili od protestów, które – jak wiemy – wciąż trwają. Władze w Iranie sądzą, że to pomoże powstrzymać dążenie obywateli do przewrotu, rewolucji w kraju. Jak pokazują nam wydarzenia, mają się czego obawiać.
Tylko czy to zastraszy społeczeństwo, czy wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej pobudzi ich w dążeniu do obalenia irańskiego reżimu?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno znajdą się tacy, którzy przestraszą się zapowiadanych konsekwencji, z drugiej strony – widząc to, co dzieje się w Iranie w ostatnich dwóch miesiącach, wydaje się, że sprawy w Islamskiej Republice zaszły za daleko. Jest inaczej niż przy poprzednich protestach, których w Iranie mieliśmy w ostatnich latach sporo.
Obecna sytuacja jest w jakimś sensie bezprecedensowa. Sprawą szczególną jest już niemal dwumiesięczne odcięcie ludzi od świata, internetu, komunikatorów i mediów społecznościowych – to jest bardzo ważna sprawa w tym kontekście i mocno godzi w poczucie wolności Irańczyków.
Rewolucja wisi w powietrzu, a zapowiedzi penalizowania w okrutny sposób protestujących mogą tylko dolać oliwy do ognia. Grożąc karą śmierci, irańskie władze legitymują się bestialską brutalnością, czymś, co zupełnie nie przystaje do żadnych standardów państwa prawa, za jakie ta władza pragnie się uważać.
Dla mnie decyzja władz irańskich o karze śmierci dla protestujących jest grubymi nićmi szyta i nie sądzę, by zgładzenie kilkunastu tysięcy osób miało się w jakikolwiek sposób odbyć. Z drugiej strony nie widzę także żadnej możliwości przerwania protestów.
Tysiące Irańczyków wciąż jest na ulicach. I kobiety, i mężczyźni.
Jedno musimy powiedzieć stanowczo: to, co dzieje się w Iranie, nie jest wyłącznie rewolucją kobiet. Rzeczywiście iskrą była śmierć Mahsy Amini i kobiety odgrywają ważną rolę w tych protestach – golą włosy, zrzucają i palą hidżaby oraz chusty.
Tak naprawdę są to jednak protesty całego społeczeństwa irańskiego – kobiety, które są ich symbolem, stają na równi z mężczyznami, bo chodzi o wolność w sferze obyczajowej, ale chodzi też o to – i myślę, że jest to znacznie ważniejsze dla Irańczyków – aby na czele ich państwa nie stali ludzie, którzy ich zdaniem prowadzą kraj w niewłaściwym kierunku. Mam na myśli głównie politykę zagraniczną i gospodarkę.
Społeczeństwo jest, delikatnie mówiąc, wkurzone.
A obecna sytuacja międzynarodowa, globalny kryzys, którego w Polsce także doświadczamy, również wpływa na to, że Irańczycy są jeszcze bardziej zdeterminowani. U nas jest wysoka inflacja, ale jest ona niczym w porównaniu z tym, czego doświadczają Irańczycy. W tej chwili, nieoficjalnie, inflacja w Iranie przekroczyła już 60 proc. Katastrofa gospodarcza wisi w powietrzu i za to również winą obarczane są władze.
Nie wiadomo, co zrobią irańskie sądy, ale zdanie parlamentu w Iranie jest "znaczące". A karę śmierci dla uczestników protestów przegłosowało 227 z 290 irańskich deputowanych.
I tym samym władza w Iranie po raz kolejny wzbudza w swoich obywatelach poczucie wrogości do niej i dodatkowo wzmaga chęć przywrócenia porządku prawnego w kraju. Moim zdaniem państwo, którego establishment ma zamiar mordować własnych obywateli, w dłuższej perspektywie nie ma przed sobą perspektyw. To wyraz jakiejś totalnej desperacji i strachu o przyszłość.
Kilka tygodni temu szefowa niemieckiej dyplomacji zapowiedziała sankcje unijne na irańską policję obywatelską. Jej członkowie nie mogliby wjeżdżać do państw UE, a ich majątki mogłyby być zamrożone. Czy to by pomogło?
Iran przez wiele lat doskonale dostosowywał się do sytuacji i kolejne sankcje nie będą game changerem, punktem zwrotnym, jeśli chodzi o irańską rzeczywistość. Poprzednie sankcje, kolokwialnie mówiąc, zrobiły swoją robotę, a przede wszystkim, niestety, uderzyły w zwykłych szarych obywateli i w tym momencie jest to w mojej ocenie wyłącznie temat medialny, który w samym Iranie sytuacji nie zmieni.
Co ciekawe, takim game changerem mogą być działania Elona Muska, który zadeklarował wsparcie w postaci przekazania Irańczykom Starlinka, dzięki któremu zyskaliby dostęp do internetu i komunikacji. To proces długotrwały, ale ludzie w Iranie dużo o tym mówią i bardzo na to liczą. To może być realne wsparcie, dużo bardziej wymierne niż jakiekolwiek sankcje.
A czy są jakieś przesłanki, by sądzić, że Irańczykom uda się obalić reżim?
Wszystko wskazuje na to, że te protesty będą bardzo trudne do opanowania przez władze. Patrząc w przyszłość, widzę w Iranie coś w rodzaju "pełzającej rewolucji". Poważnym problemem protestujących jest to, że wciąż nie mają lidera lub liderów z prawdziwego zdarzenia – takich z charyzmą i kompetencjami. Ci, którzy w jakiś sposób aspirują do tego, by brać na siebie ciężar przywództwa, zazwyczaj są emigrantami, którzy w mojej ocenie nie są w stanie spełnić oczekiwań większości mieszkańców Iranu, bo od lat śledzą wydarzenia w ojczyźnie z zewnątrz.
Masih Alineżad, aktywistka i dziennikarka od lat współtworząca antyrządowe media, mieszka w Wielkiej Brytanii. Marjam Radżawi, stojąca na czele mających marną reputację w Iranie Mudżahedinów Ludowych, też przebywa w Europie. Syn ostatniego szacha Iranu, książę Cyrus Reza Pahlawi, mieszka z rodziną w USA. Nie są to ikony, które mają na tyle charyzmy, by pociągnąć Irańczyków do rewolucji i być rzeczywistymi przywódcami.
Z drugiej strony obecne władze Iranu skutecznie dbają o to, by w kraju też nie było takich osób. Liderów dzisiaj nie ma i – co gorsza – na horyzoncie ich nie widać. Owszem są artyści, sportowcy, którzy solidaryzują się z protestującymi, ale... oni nie znają się na polityce na tyle, by być dla społeczeństwa autorytetami. A to jest jednak, jak sądzę, bardzo istotne. Protesty są, póki co, oddolne i bez przywództwa trudno spodziewać się jakiegoś przełomu.
Wyprzedził pan moje kolejne pytanie, które brzmiało: Nawet jeśli uda się obalić reżim, to kto go zastąpi?
Sytuacja jest patowa. Moim zdaniem władzom w Iranie nie uda się opanować protestów i sprawić, by Irańczycy zapomnieli o tym, co się wydarzyło. Z drugiej strony nie ma liderów, chociaż myślę, że jeżeli protesty szybko się nie skończą, to kto wie, może jakiś lider w międzyczasie pojawi się na horyzoncie. Na osobę lub grupę, która weźmie na siebie ciężar przywództwa, czeka także Zachód.
Właśnie, może Europa lub USA bardziej się zaangażują?
USA i Europa w pewnym sensie już są zaangażowane w to, co dzieje się w Iranie, a jeśli ktoś uważa inaczej, jest w błędzie. Wysnuwane przez Teheran zarzuty, że te protesty są mocno inspirowane przez Zachód, oskarżenia, że protestujący służą Zachodowi – nie są tak całkiem niedorzeczne.
Kontrowersje związane ze śmiercią Mahsy Amini i protesty zostały podchwycone przez media zachodnie i zachodnich polityków. Nie jest tajemnicą, że Zachód dąży do tego, by rzeczywistość w Iranie się zmieniła. Otwarte i znaczące zaangażowanie Europy czy przede wszystkim USA może być jednak dla protestujących Irańczyków niedźwiedzią przysługą, ponieważ władza w Iranie zyska jeszcze mocniejszy argument, że rewolucja, która ma się wydarzyć, jest sterowana z zewnątrz. Irańczycy, delikatnie mówiąc, nie przepadają za oddawaniem wpływów w obce ręce.
Pamiętajmy też, że niecałe społeczeństwo chce zmian w Iranie, co prawda zwolenników konserwatystów i Islamskiej Republiki wydaje się ubywać, ale to nie jest tak, że władza nie ma w tym kraju żadnego poparcia.
Rozmawia pan ze swoimi znajomymi z Iranu o tym, co dzieje się w ich kraju?
Zajmuję się Iranem od 22 lat, a to, o czym panu mówię, opieram także na rozmowach właśnie z moimi znajomymi, którzy tam są. Znam Irańczyków z różnych warstw społecznych i o różnych poglądach, proreżimowych również. Co ciekawe, konserwatyści zaczynają wyrażać coraz większe niezadowolenie z tego, jak władze postępują z protestującymi.
Wiele osób, które znam, a które popierały prezydenturę Ebrahima Ra'isiego i Islamską Republikę Iranu, teraz obrało zupełnie inny kurs.
Uważają, że Ra'isi to słaby prezydent, który nie potrafi wziąć spraw we własne ręce i jest sterowany przez szare eminencje związane z otoczeniem ajatollaha Chameneiego.
Grono popleczników reżimu w ostatnich tygodniach prawdopodobnie zdecydowanie się zmniejszyło, ale to wciąż nie jest sytuacja, w której władze są same przeciwko całemu społeczeństwu. Gra wciąż się toczy.