Jest pomysł na to, jak uratować PGE Narodowy. PZPN i tak straci miliony złotych
- PGE Narodowy czeka operacja, zostanie zamontowany specjalny "bypass"
- Stadion jest zamknięty i przez kilka tygodni nie będzie w ogóle dostępny
- PZPN musiał przenieść mecz z Chile, co oznacza dla związku miliony straty
PZPN miał w środę zorganizować na PGE Narodowym kolejny pojedynek z udziałem reprezentacji Polski. Nie byle jaki, bo ostatni przed wylotem na mundial do Kataru. Niestety, pojawiły się sensacyjne doniesienia ws. obiektu. W piątek 11 listopada okazało się, że doszło do poważnego pęknięcia konstrukcji warszawskiego stadionu. – Zagraża bezpieczeństwu i uniemożliwia w jakiejkolwiek formie korzystanie z obiektu – przekazał minister sportu Kamil Bortniczuk.
– W następstwie badania konstrukcji stalowej zasygnalizowano nam, że jest rysa na jednym z elementów mocujących dach. Niezwłocznie skontaktowaliśmy się z wykonawcami stadionu. 10 listopada w trybie ekstraordynaryjnym projektant z Niemiec oraz wykonawca z Włoch, Polski i pracownik jednego z instytutów przyjechali do nas – tłumaczył Włodzimierz Dola, prezes spółki zarządzającej narodową areną.
PGE Narodowy został więc zamknięty, a zarządca zwrócił się do niemieckiej firmy SBP, która projektowała stadion, by zaradzić wadzie konstrukcyjnej. I ten projekt jest już gotowy, o czym Włodzimierz Dola informował na konferencji w poniedziałek. – Został wykonany projekt "bypassu", który zabezpieczy wadliwy element PGE Narodowego. Przez najbliższy tydzień będzie produkowany, a w następnym montowany – przekazał prezes operatora, czyli spółki PL.2012+.
Kiedy będzie można wrócić na PGE Narodowy?
Na razie tego nie wiemy, wszystko zależy od tego, jak długo potrwają prace naprawcze, a potem, jak ich efekt ocenią specjaliści. Wydaje się jednak, że w tym roku kibice mogą już nie mieć okazji, by śledzić rywalizację sportową czy przeżywać muzyczne emocje na trybunach obiektu. Niestety, nim stadion wróci do użytku, minie jeszcze trochę czasu. "Bypass" będzie montowany w drugiej połowie listopada.
– Był to dla nas olbrzymi szok. Nie spodziewaliśmy się, że taka sytuacja może się wydarzyć. To skomplikowało nam plany, ale jesteśmy doświadczoną federacją i dość szybko zdołaliśmy przenieść całą organizację na inny obiekt – przyznał w rozmowie z Polsatem Sport rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski. Cała sytuacja skomplikowała plany Biało-Czerwonych, którzy muszą zagrać z Chile na stadionie przy Łazienkowskiej 3. Tam, gdzie niedawno w Lidze Mistrzów grał Szachtar Donieck.
Z jednej strony to dogodne rozwiązanie dla naszej kadry, bo nie musi zmieniać miasta, z którego w czwartek zespół odleci do Kataru. Z drugiej strony – obiekt Legii Warszawa jest o połowę mniejszy. Czyli PZPN zarobi dużo mniej na dniu meczowym w środę. – Patrząc z czysto biznesowego punktu widzenia, PZPN poniesie wielkie straty, liczone w milionach złotych. To jest jednak siła wyższa, nie mieliśmy na to wpływu – dodał rzecznik związku.
Prezes PGE Narodowego zapewnił też, że miejsce pęknięcia jest stale monitorowane przy pomocy specjalnych urządzeń, a wskaźniki nie pokazują, by od ostatniego badania pęknięcie się powiększyło. Bardziej dokładne badanie, ultradźwiękowe, zaplanowane jest na środę. – Dopiero to badanie da pełną odpowiedź na to, w jakim stanie znajduje się to pęknięcie – powiedział Włodzimierz Dola.
Władze stadionu już odwołały konferencje i sympozja, nie będzie też ślizgawki zimowej na płycie areny.