Wiceminister tłumaczy, czemu rząd nie poinformował o wybuchach od razu. Chodzi o Smoleńsk
- Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker wyjaśnił, czemu rząd zwlekał z poinformowaniem obywateli o wybuchach w Przewodowie
- Podkreślił, że postawa Polski była właśnie "zdaniem egzaminu" z odpowiedzialności informacyjnej
- Dodał, że niepowielony został błąd, który pojawił się przy informowaniu o katastrofie smoleńskiej - zbyt szybkie podanie niepewnych informacji podzieliło cały naród
Czemu rząd zwlekał z informacją o wybuchach w Przewodowie?
Od kiedy we wtorek 15 listopada dwie rakiety spadły na wieś Przewodów, pojawiały się spekulacje na temat tego, kto jest odpowiedzialny za atak, a także, dlaczego rząd tak długo zwlekał z poinformowaniem obywateli o tragicznym wydarzeniu.
Padało się także pytanie na temat polskiego systemu antyrakietowego i głęboka obawa, że skoro ten nie zauważył rakiet, w przyszłości także nie zapewni terytorium Polski bezpieczeństwa.
Na pierwsze pytanie, dotyczące braku szybkiej informacji od rządu postanowił publicznie odpowiedzieć wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker. Podkreślił przede wszystkim, że polska władza nigdy nie powinna podawać"informacji, które nie były sprawdzone i pojawiały się w mediach".
Według wstępnych ustaleń polskich i amerykańskich służb, na nasze terytorium spadła ukraińska rakieta wystrzelona w odpowiedzi na zmasowany rosyjski atak.
– Najprawdopodobniej była to rakieta typu S-300 produkcji rosyjskiej, wyprodukowana w latach 70. Nic nie wskazuje na to, że została ona wystrzelona przez siły rosyjskie - stwierdził w środę prezydent Andrzej Duda. Jak podkreślił, incydent, w którym zginęły dwie osoby, to najpewniej nieszczęśliwy wypadek.
Błąd przy katastrofie smoleńskiej
Wiceminister podkreślił, że informacja o wybuchach w Przewodowie była sprawą szczególnej wagi, ale nie tylko państwowej, a międzynarodowej. Dlatego odpowiedzialność informacyjna spoczywająca na władzy była ogromna.
Wyjaśnił, że na to, co powie Polska, czekał cały świat, była to też kluczowa informacja dla Sojuszu Północnoatlantyckiego. O informowanie od razu prosił też Joe Biden. Nie mogły więc paść pochopne wnioski, informacje niesprawdzone, które pojawiły się w mediach.
- Chyba nie wyobraża sobie pan, żeby rzecznik rządu mówił o nieoficjalnych informacjach - mówił wiceminister w Polsat News. Jego zdaniem "w wielu miejscach na świecie mówi się dziś, że dobrze, że nie było takiej komunikacji od samego początku, bo jest to niezwykle delikatna sprawa". W tym miejscu nawiązał do katastrofy smoleńskiej, mówiąc, że w tym przypadku informacje o wydarzeniu padły zbyt szybko i okazały się brzemienne w skutkach. - Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Chwilę po katastrofie [smoleńskiej] padły słowa o przyczynach katastrofy, które nigdy nie powinny paść. One podzieliły nasz naród na parę lat - wyjaśnił.
Przekonywał także, że w przypadku katastrofy smoleńskiej nadal nie ma wyjaśnionych okoliczności i szczegółów tej katastrofy. - W takich sprawach trzeba być niezwykle delikatnym. Polska tutaj zdała egzamin z tego, żeby nie powiedzieć zbyt wiele rzeczy, które nie są ustalone - powiedział.