Wiceszef MSZ szczerze o wkręceniu Dudy. "To nie buduje pozytywnego obrazu"
- Andrzej Duda odebrał połączenie od Rosjan, którzy podali się za Emmanuela Macrona
- Prezydent streścił przebieg rozmów, które odbył z Jensem Stoltenbergiem i Joe Bidenem oraz mówił o rozmowach dotyczących uruchomienia artykułu 4 NATO
- – To jest rzecz, która nie buduje na pewno prestiżu tych osób – skomentował w Radiu Plus wiceszef resortu dyplomacji Marcin Przydacz
Andrzej Duda odebrał telefon od Rosjan. Podawali się za Emmanuela Macrona
W nocy z wtorku na środę po eksplozji w Przewodowie prezydent Andrzej Duda w rozmowie telefonicznej poinformował oszustów z Rosji o wstępnych ustaleniach dotyczących wybuchu.
– Po południu mieliśmy eksplozję nieopodal ukraińskiej granicy, ale na naszym terenie. Sytuacja jest trudna, o czym pewnie wiesz. Nie ma wątpliwości, że to pocisk, ale nie wiemy, kto go wystrzelił – powiedział.
– Uwierz mi, jestem wyjątkowo ostrożny. Obie strony będą oskarżać siebie nawzajem. Emmanuelu, uwierz, że nie chcę wojny z Rosją i nie chcę eskalacji. Mówię tylko o artykule 4., a nie o artykule 5. – dodał.
Rozmowa trwała ponad 7 minut, a nagranie wylądowało w mediach społecznościowych. To, że do rozmowy z pranksterami doszło, w oficjalnym komunikacie potwierdziła Kancelaria Prezydenta. Nie potwierdzono jednak autentyczności opublikowanego w sieci nagrania.
"Andrzej Duda zorientował się po nietypowym sposobie prowadzenia rozmowy przez rozmówcę, że mogło dojść do próby oszustwa i zakończył rozmowę" – przekonują urzędnicy.
Wiceszef MSZ Marcin Przydacz szczerze o wpadce Andrzeja Dudy
Teraz do sprawy odniósł się wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. Na antenie Radia Plus zapewnił, że mamy do czynienia z sytuacją, która wymaga pełnego wyjaśnienia przez służby specjalne.
– Na pewno to nie buduje pozytywnego obrazu ludzi, którzy odpowiadają, także w sposób techniczny za tego typu połączenia – powiedział w "Sednie Sprawy". Przydacz przyznał, że zapoznał się z nagraniem i nie stwierdził, by doszło do ujawnienia informacji poufnych.
– Pan prezydent się zorientował, że to nie jest Macron. Po drugie, pan prezydent wielokrotnie przy różnych rozmowach, tajnych i jawnych, ma świadomość, że rozmawia przez linię otwartą – dodał.
Jak przyznał wiceszef MSZ, cała sytuacja nie stawia jednak Pałacu Namiestnikowskiego w dobrym świetle. – To jest rzecz, która nie buduje na pewno prestiżu tych osób, które za to odpowiadają – zauważył, po czym podsumował – Wiadomo, pan prezydent podnosi słuchawkę, jeżeli mówią mu, że ma odbierać telefon, to pan prezydent koncentruje się nad tym, co ma powiedzieć.
W naTemat pisaliśmy, że podobną opinię wyraził Rafał Trzaskowski, według którego prezydent nie zdradził żadnych szczegółów Rosjanom. O wiele ostrzejsze stanowisko przedstawił Radosław Sikorski.
"Boże, chroń Polskę, bo ci goście nie potrafią. Ruskim dowcipnisiom zdradza szczegóły rozmów z prezydentami USA, Ukrainy i sekretarzem generalnym NATO. Zastanawiam się, czy za taką recydywę powinien wywalić połowę kancelarii, czy sam siebie" – stwierdził.