Lewicka: Szaleństwo władzy – wkroczyliśmy w ostatni etap rządów Kaczyńskiego
Jedni widzą w lustrze niemal boskie oblicze, inni mają się za genialnych strategów. Im większa wiara, tym bardziej kapryśni i nieprzewidywalni stają się przywódcy, tym głębiej pogrążają się w otchłani absurdu.
Kaligula – o czym pisał Swetoniusz – złocił sobie brodę, wdziewał pancerz Aleksandra Wielkiego, wydobyty z jego grobowca, a w rękę chwytał boski znak, wykuty dlań piorun. Było kwestią czasu, aż uznał się za boga.
Nicolae Ceausescu wdrożył kult swej osoby, każąc zwać się "Geniuszem Karpat", zaś dzień swych urodzin ustanowił świętem państwowym.
Skala szaleństwa
Szaleńcy u władzy to powtarzające się od zarania dziejów zjawisko, charakterystyczne głównie dla reżimów absolutystycznych bądź totalitarnych, ale – niestety – systemy demokratyczne nie pozostają od niego całkowicie wolne.
Inna jest tylko skala szaleństwa, pod którym nie należy rozumieć wcale pomieszania zmysłów. Szaleństwo władzy ma bowiem wiele twarzy.
Czym innym, jeśli nie szaleństwem jest rezygnacja – od niemalże roku – z miliardów euro z Funduszu Odbudowy? Gdybyśmy jeszcze byli bogatym krajem zasobnych mieszkańców, ale nie, państwo nasze i jego obywatele wciąż na dorobku, wciąż goniący bogatszą część Europy.
Czym innym, jeśli nie szaleństwem jest rezygnacja z systemu obrony przeciwlotniczej oraz przeciwrakietowej, zaoferowanej przez Berlin? Gdybyśmy jeszcze mieli nad sobą, niczym Izrael, żelazną kopułę, ale mamy przecież gołe niebo! I rakiety latające za wschodnią granicą.
Stetryczałego Naczelnika z Nowogrodzkiej nie interesuje dobrobyt i bezpieczeństwo polskiego społeczeństwa. Dla niego starczy, starczy też, by dalej opłacać klakierów. On, w odróżnieniu od polskich obywateli z województw południowo-wschodnich, nie czuje zagrożenia i wciąż jest pod ochroną, prywatną i państwową.
Liczą się zatem jego aktualne fobie, chimery, fiksacje i odloty. A przede wszystkim jego interes. Czyta w sondażach, jaki guzik nacisnąć, by Polacy zaczęli się bać lub nienawidzić. Bać się Niemców, nienawidzić osób transpłciowych.
Wznieca, wytwarza i podsyca zło, które w nas tkwi, i które może nigdy nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby nie podżegacz. Te brudne emocje wykorzystuje potem dla partyjnego, czyli osobistego interesu.
Bo partia jest jego własnością, a nie autonomiczną strukturą. Ludzie, składający się na tę partię, zależni w swych dalszych karierach od kaprysów przywódcy, powtarzają jak echo każdą jego bzdurę, bronią każdej idiotycznej decyzji, nikt im nie udowodni, że białe jest białe, a czarne jest czarne.
Kaczyński zaczął wierzyć, że jest naszym zbawcą
Jeden z powierników Umiłowanego Syna Rumunii, Dumitru Popescu mawiał, że Juliusz Cezar, Napoleon Bonaparte, Aleksander Wielki, Perykles, Piotr Wielki oraz Abraham Lincoln nie są razem tyle warci, co jeden jedyny Ceausescu.
Ilu takich nieszczęsnych Popescu o hołdowniczej naturze krąży każdego dnia po pałacu władzy przy Nowogrodzkiej? Nieprzebrane zastępy. On zaś, prezes Polski, słuchający stale pochlebców, dawno już pewnie zaczął wierzyć w to, że jest naszym zbawcą.
Kaczyńskiego nie zajmuje rozwój Polski, o którym tak dużo prawi. Jego celem jest władza nad Polską, obojętnie zresztą jaką, biedną, skarlałą, wewnętrznie podzieloną, słabą, co za różnica?
Nie zna pojęcia "racja stanu", choć wciąż obraca je w ustach. Zdradza państwo, jednocześnie zarzucając zdradę innym. I wciąż testuje naszą wytrzymałość.
Klakierzy wytrzymają wszystko, ale ile zniosą ludzie? Jak daleko mogę się posunąć? Timothy Snyder przypomina nam, że autokraci zwykle robią rozpoznanie bojem. Sprawdzają obywateli, ile ci są w stanie wytrzymać, na co nie zareagują, a co są skłonni milcząco zaakceptować. A potem idą dalej i dalej.
Skoro polskie społeczeństwo, a przynajmniej ta jego część, która wciąż daje PiS-owi prowadzenie w sondażach, w dobie pogłębiającego się kryzysu w zasadzie nie reaguje na brak środków z KPO, to dlaczegóż by nie machnąć ręką na Patrioty, choć miałyby one bronić regionów, w których PiS ma rząd dusz. Elektorat wytrzymuje szaleństwo przywódcy. Reszta jest na nie skazana.
Zanim Kaczyński odda władzę, czekają nas miesiące – lub lata, jeśli opozycja nie wygra jesienią przyszłego roku bitwy o parlament – szaleńczej polityki. Złodziejskiej, indolentnej i szalonej.
Bo Kaczyński potrafi już tylko rujnować oraz budzić demony. A po nim, jak zapewne myśli i kalkuluje, choćby i potop. W końcu – co go to obchodzi?