Nagły zwrot ws. bezdomnej matki z Gdańska. Prokuratura zmieniła zdanie

Natalia Kamińska
28 listopada 2022, 15:59 • 1 minuta czytania
24-latka mieszkała z dwuletnią córką w namiocie na gdańskiej Zaspie. Dziewczynka była wychłodzona. Trafiła do szpitala. Najpierw prokuratura chciała aresztu dla matki dziecka, ale ostatecznie zmieniła zdanie.
Matka z dzieckiem koczowały w namiocie w Gdańsku. Fot. Policja w Gdańsku

Radio RMF FM informuje w poniedziałek, że prokurator zajmujący się sprawę 24-letniej bezdomnej zmienił zdanie w sprawie tymczasowego aresztowania kobiety.

Prokuratura nie chce już aresztu dla bezdomnej matki z gdańskiej Zaspy

Prokurator odstąpił od decyzji o złożeniu zażalenia. Tym, co wpłynęło na zmianę, jest fakt, że podejrzana zgłosiła się do miejsca pobytu, które wskazał jej sąd. Tym samym nieaktualna stała się obawa dotycząca ewentualnego ukrycia się przez podejrzaną, w związku z brakiem miejsca pobytu  - powiedziała RMF FM Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Wcześniej śledczy motywowali swój wniosek obawą ucieczki lub ukrycia się matki, a także faktem, że 24-latka jest bezdomna i nie ma stałego adresu pobytu. Prokuratorzy obawiali się ponadto matactwa, ponieważ kobieta nie przyznała się do winy i twierdzi, że prawidłowo opiekowała się córką.

Przypomnimy, że w ubiegłą środę matka dwulatki została przesłuchana i usłyszała zarzuty narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Wówczas Sąd Rejonowy w Gdańsku nie przychylił się do wniosku prokuratury, która chciała tymczasowego aresztu dla 24-latki. Decyzją sądu wobec kobiety zastosowano dozór policyjny.

Kobiecie grozi do 5 lat więzienia. Jak informowaliśmy w naTemat, policjanci z komisariatu na Przymorzu zatrzymali 24-letnią kobietę, która koczowała w namiocie ze swoją dwuletnią córeczką dwójką innych dorosłych osób na terenie zalesionym na gdańskiej Zaspie. Dziecko miało na sobie jedynie koszulkę z krótkim rękawem.

Jaka jest historia 24-latki, która koczowała w namiocie z dzieckiem?

Wychłodzone i głodne dziecko zostało zabrane do szpitala. Lekarz, który był na miejscu, stwierdził, że dziewczynka ma infekcję górnych dróg oddechowych. Po nagłośnieniu sprawy przez media 24-letnia Alina wyjaśniła, że do kryzysu bezdomności dochodziła "w ratach".

W rozmowie z dziennikarzem "Faktu" powiedziała, że wszystko zaczęło się od związania się z chłopakiem poznanym przez internet. Niedługo potem zakochani doczekali się dziecka.

– Sama utrzymywałam rodzinę. Mąż nie dawał nam żadnego wsparcia, całe dnie siedział przed komputerem. W zamian po powrocie z pracy zastawałam głodne i niezaopiekowane dziecko – opowiadała Alina.

Kobieta postanowiła opuścić męża przed zeszłoroczną Wigilią. Z powodu problemów finansowych zgłosiła się po pomoc do znajomych. Grupa nieudolnie próbowała ustabilizować swoją sytuację we wsi Łobza. – Prosiłam o pomoc męża, ale nie reagował na wiadomości. Miałam nadzieję, że przeczekamy chwilę w namiocie i w tym czasie odłożę pieniądze na wynajęcie czegoś – tłumaczyła.