Stępień ujawniła, że lekarze nie chcieli operować Oliwiera. "Miałam plan wrócić"
- Ostatnie cztery miesiące były dla Magdaleny Stępień najtrudniejszym momentem w życiu. Pochowała swojego rocznego syna, który chorował na bardzo rzadki nowotwór wątroby
- Modelka wielokrotnie podkreślała w wywiadach, że przeżyła piekło po utracie dziecka, a każdy dzień był dla niej walką o przetrwanie
- W najnowszej rozmowie była partnerka Jakuba Rzeźniczaka wyznała, że lekarze nie chcieli podjąć się operacji, ze względu na powiększający się guz
28 lipca Magdalena Stępień i Jakub Rzeźniczak podali do wiadomości publicznej, że po bardzo długiej i trudnej walce z nowotworem zmarł ich ukochany syn Oliwier. Chłopiec miał zaledwie rok. W niedzielę modelka opublikowała wpis, w którym poinformowała, że od śmierci chłopca minęły właśnie 4 miesiące.
"Ból ten sam, próbuje dalej żyć, ale nigdy już nic nie będzie takie samo... Jesteś, byłeś, będziesz w naszych sercach! Czuwaj nad nami. Ty wiesz Oliwierku! KOCHAM CIĘ SYNKU" – napisała Stępień.
Czytaj także: Stępień wraca do show-biznesu po śmierci synka. "To pewnego rodzaju lekarstwo"
W ostatnim czasie modelka pojawiła się na jednym z branżowych eventów w ramach akcji "Pomaganie jest trendy". Powoli wraca na salony, a także udziela coraz większej ilości wywiadów.
Warto przypomnieć, że Stępień podjęła decyzję o walkę o życie swojego syna w jednej z klinik w Izraelu. Początkowo guz zmniejszał się, jednak jak zdradziła w rozmowie z magazynem "Party", w pewnym momencie sytuacja drastycznie zaczęła się pogarszać. Choć lekarze zadecydowali o operacyjnym usunięciu guza, do zabiegu ostatecznie nie doszło.
Sytuacja się zmieniała. Raz guz się zmniejszał, potem znów rósł. Chemia na niego nie działała. Pojawił się przerzut na płuca, ale lekarze mówili, że przerzuty są w stanie usunąć. Oliwier miałby dwie duże operacje, ale to byłoby możliwe do zrobienia. Jednak guz nagle tak zaczął rosnąć, że lekarze nie chcieli podjąć się operacji. Nawet miałam plan wrócić do Polski i szukać pomocy w innym miejscu. Myślałam, że mamy czas, ale było już za późno.
Czytaj także: Trzy miesiące od śmierci Oliwiera. Stępień pokazała poruszający filmik ze swoim synkiem
W rozmowie z tabloidem modelka przyznała, że sytuacja drastycznie pogorszyła się pod koniec lipca. Kiedy usłyszała od lekarzy, że chłopiec może umrzeć, nie dopuszczała do siebie tej informacji. Niestety w końcu nadeszło nieuniknione i chłopiec zmarł.
"Moja wiara w Boga jest tak silna i głęboka, że ja wierzyłam w cud (...) Czasem czuję straszny ból, jak sobie przypomnę ten widok: jego wielki brzuszek i moją niesłabnącą nadzieję, że wyjdzie z tego. Matka wierzy do końca, matka nigdy się nie poddaje. Przez te ostatnie trzy dni był z nim już mniejszy kontakt. Miał wysoką gorączkę i chciałam mu ulżyć, dlatego dałam mu lody. Zapamiętam ten moment do końca życia. Tak się cieszył, że je jadł. Wtedy w nocy zmarł. Nadzieja umiera ostatnia i ona umarła wraz z nim, gdy odszedł w moich ramionach. Jeszcze poprosiłam lekarzy, żeby zostawili go na chwilę. Nie ma nic gorszego niż moment, gdy odchodzi dziecko, a Ty nic nie jesteś w stanie zrobić" – wyznała Magdalena Stępień.
Była partnerka Jakuba Rzeźniczaka przyznała, że po śmierci syna umarła także cząstka jej. Podkreśliła, że tak jak kiedyś bała się śmierci, tak już się jej nie boi, bo nigdy w życiu nie spotka jej nic gorszego niż śmierć własnego dziecka.
"Niby żyję, ale to bardziej egzystencja. Jest mi wszystko obojętne. Już nie boję się śmierci, a kiedyś bardzo się jej bałam. Jak widzisz śmierć swojego dziecka, to już niczego się nie boisz, bo nie ma nic gorszego niż to, co Cię spotkało" – podsumowała modelka.