36 lat czekaliśmy na ten wyjątkowy dzień. Biało-Czerwoni napiszą dziś historię na nowo
- W środowy wieczór reprezentacja Polski zagra o awans do 1/8 finału MŚ
- Jeśli nie przegramy meczu z Argentyną, na pewno awansujemy z grupy C
- Nasi rywale słabo rozpoczęli mundial, ale nadal są bardzo, bardzo groźni
- Ten mecz będzie pojedynkiem Roberta Lewandowskiego i Leo Messiego
Dokładnie 16 czerwca 1986 roku w Guadalajarze reprezentacja Polski po raz ostatni zagrała mecz 1/8 finału piłkarskich mistrzostw świata. Biało-Czerwoni pod wodzą Antoniego Piechniczka zostali zdeklasowani przez Brazylię 4:0, a później zniknęli z piłkarskich MŚ na długich 16 lat. Przez kolejnych 20 lat nie potrafiliśmy się na mundialu zdobyć na coś więcej, niż słynne "mecz otwarcia, mecz o wszystko oraz mecz o honor". W tym roku jest inaczej.
Pamiętnego starcia z 1986 roku nie pamięta żaden z naszych obecnych kadrowiczów, bo żadnego nie było wówczas na świecie (rok później urodził się Artur Jędrzejczyk, a dwa lata później Robert Lewandowski). W naszym składzie brylowali Józef Młynarczyk, Jan Urban, Dariusz Dziekanowski, Zbigniew Boniek czy Włodzimierz Smolarek, ale to był już schyłek wspaniałej drużyny, która dwa razy dała nam brązowy medal MŚ i mnóstwo radości.
Tamten mundial, rozgrywany w Meksyku, wygrała właśnie Argentyna i był to jej ostatni tytuł mistrzów świata. Później dwa razy zagrała w finale (1990 oraz 2014), ale dwa razy z marzeń Albicelestes odzierali Niemcy. Dlatego w tym roku do Kataru Lionel Scaloni przywiózł naprawdę znakomity zespół, który jednak nie potrafi zagrać w turnieju na miarę swoich możliwości. I cóż tutaj dodać, mamy nadzieję, że nie przezwycięży słabości akurat w środowy wieczór.
Argentyńczycy rozpoczęli mundial znakomicie, bo po pierwszej połowie meczu z Arabią Saudyjską prowadzili 1:0 i strzelili trzy inne gole, których sędzia wespół z ekipą VAR nie uznał. Po zmianie stron nastąpił szok, Arabia Saudyjska strzeliła dwa gole, a gigant nie potrafił odpowiedzieć i doszło do jednej z największych sensacji w historii MŚ. Porażka 1:2 oznaczała, że drugi mecz z Meksykiem trzeba wygrać. I znów kibice przeżyli huśtawkę emocji, bo najpierw szło jak po grudzie. A potem Lionel Messi zrobił swoje, dając triumf 2:0.
Polacy z Aztekami również toczyli zażarty bój, mogli go odwrócić po przerwie, ale Robert Lewandowski nie strzelił karnego i było 0:0. Potem okazało się, że możemy grać ciekawie w ofensywie, że potrafimy strzelać gole i wygrywać. Z Arabią Saudyjską zwyciężyliśmy 2:0, ale mogło być nawet 4:0 czy 5:0. Na szczęście Wojciech Szczęsny ocalił nam skórę i wybronił karnego jeszcze przed przerwą. I dzięki temu jesteśmy liderem grupy C. Nasi piłkarze jako jedyni nie przegrali meczu w tym gronie.
W środę do awansu wystarczy nam remis, choć wygraną też weźmiemy z radością. Porażka? Nie musi oznaczać pożegnania z MŚ. Zatem niemal wszystkie karty są w naszych rękach, a mamy waleczny i bardzo zjednoczony zespół. Rywale? Największa presja spoczywa na barkach Leo Messiego oraz graczy ofensywnych, którzy są wielkimi indywidualnościami. Mają problemy w drugiej linii, nie popisują się w obronie. Tyle tylko, że najpierw trzeba dostarczyć piłkę pod ich pole karne. Przed MŚ zanotowali serię 36 meczów bez porażki.
I to nie był przypadek, bo Albicelestes to nadal jeden z wielkich faworytów mundialu.
Obie drużyny mierzyły się dotąd 11 razy, ale tylko dwa mecze odbyły się w finałach mistrzostw świata. W 1974 roku nasz zespół zszokował rywali, bijąc ich w Stuttgarcie 3:2. Cztery lata później w Rosario Albicelestes wzięli rewanż, ograli nasz zespół 2:0 po golach Mario Kempesa i potem zdobyli Puchar Świata. Ten sam, na który zęby ostrzyła sobie drużyna Jacka Gmocha. To wtedy pamiętnego karnego nie strzelił Kazimierz Deyna, a nasz zespół przegrał turniej z własnym ego, a nie tylko z rywalami.
Ostatni mecz z Argentyną? Latem 2011 roku wygraliśmy towarzyskie starcie w Warszawie 2:1, a spotkanie pamiętać mogą Wojciech Szczęsny, Kamil Grosicki oraz Robert Lewandowski, którzy w nim zagrali. Teraz obie jedenastki znów sprawdzą się na arenie mundialowej i w ciemno weźmiemy remis, który może nam zagwarantować pierwsze miejsce w grupie C. I pomóc uniknąć w 1/8 finału mistrzów świata groźnych Francuzów.
Starcie z Argentyną ma jeszcze jeden aspekt, być może najważniejszy dla części fanów. Oto po dwóch stronach boiska staną naprzeciw siebie Robert Lewandowski i Lionel Messi, którzy z pewnością miłością do siebie nie pałają, choć mają szacunek. Pod koniec zeszłego roku walczyli zaciekle o Złotą Piłkę. Wygrał dość niespodziewanie Argentyńczyk, a nasz as musiał znów obejść się smakiem. Tym razem może wyjść na murawę i udowodnić Leo, kto jest numerem jeden. Chyba lepszej okazji w życiu piłkarza mieć już nie będzie.
Ale teraz nie miejsce na starcia dwóch geniuszy, bo o wygraną i awans bić się będą dwie znakomite jedenastki. Każdy kibic w Polsce - a mecze MŚ śledzi po kilkanaście milionów ludzi, co oznacza, że jest wiara w zespół nad Wisłą - będzie zagryzał wargi i mocno trzymał kciuki za Czesława Michniewicza i jego ludzi. Będzie kopanina? Niech będzie. Będziemy cierpieć na murawie? Dobrze. Byle do celu panowie, byle do 1/8 finału mistrzostw świata.
Reprezentacja Polski po remisie 0:0 Meksykiem oraz wygranej 2:0 z Arabią Saudyjską jest liderem grupy C piłkarskich MŚ. Przed nami trzeci i zarazem najtrudniejszy mecz, w środę 30 listopada zagramy z Argentyną. By wywalczyć miejsce w fazie pucharowej MŚ, musimy wygrać lub zremisować to spotkanie, być może nawet minimalna porażka da nam awans. Ale to są mistrzostwa świata i na boisko wychodzi się, by zwyciężyć. Środowy pojedynek rozpocznie się o godzinie 20:00, a poprowadzi go holenderski sędzia Danny Makkelie. Transmisja w TVP1.