Niemiecki dom aukcyjny o skradzionym obrazie. Polska "nie ma podstaw do roszczeń"
- Obraz skradziono z Muzeum Narodowego w Warszawie w 1984 roku
- Na odwrocie dzieła do dzisiaj zachowała się pieczęć wskazująca na jego pochodzenie
- Według domu aukcyjnego Polska nie ma podstaw do roszczeń do obrazu
Obraz malarza Wassily'ego Kandinsky'ego z 1928 roku skradziono z Muzeum Narodowego w Warszawie w 1984 roku. Mimo to, niemiecki dom aukcyjny nie przyjmuje tego faktu do wiadomości.
– Sprawdziliśmy wszystko, co umieściliśmy na aukcji, wszystkie wymogi należytej staranności zostały uwzględnione – stwierdziła Diandra Donecker, dyrektor zarządzający i partner w Grisebach, cytowana przez "Berliner Zeitung". – Kontrola prawna wykazała, że nie ma podstaw do jakichkolwiek roszczeń dotyczących obrazu – dodała.
Dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, Łukasz Gaweł ma odmienne zdanie na ten temat. – Renomowany dom aukcyjny, nawet jeśli nie miałby pewności, powinien odstąpić od wystawienia na licytację dzieła, do czasu wyjaśnienia sprawy - powiedział muzealnik w rozmowie z PAP
Mularczyk od razu atakuje całe RFN
Sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Arkadiusz Mularczyk ostro wypowiedział się na temat skradzionego dzieła. – Można powiedzieć, że dzisiaj Niemcy i niemieckie prawo popiera tak naprawdę paserstwo, bo, jeśli mamy do czynienia ze skradzionym obrazem i jest on sprzedawany w świetle prawa, to jest sytuacja zupełnie bez precedensu – powiedział w czwartek w Sejmie.
– W Niemczech obowiązuje prawo, że rzecz, która była skradziona, także podczas wojny, po 30 latach, jeśli ktoś nadal ją posiada, przechodzi na własność danej osoby. Wiecie państwo, dlaczego takie prawo zostało uchwalone? Niemcy rabowali nasze domy, muzea, kościoły i nie chcą tych rzeczy teraz oddać - stwierdził Mularczyk.
– Tak wygląda słynna praworządność niemiecka, tak wygląda ich przestrzeganie reguł prawa międzynarodowego, że wedle ich prawa rzecz skradziona może być po 30 latach wprowadzona do obrotu wewnętrznego czy międzynarodowego – skomentował wiceszef MSZ.
Konsul RP w Berlinie: sprzedaż po momencie kradzieży nie może być uznana za działanie w dobrej wierze
W związku z ta sytuacją, konsul RP Marcin Król w Berlinie wydał oświadczenie na swoim profilu na Twitterze. Dyplomata wskazał, że według proweniencji, historii obrazu jasno wskazuje, iż obraz był wśród polskich zbiorów publicznych. Oprócz tego obraz posiada oznaczenia, które wskazują na pochodzenie z warszawskiego Muzeum Narodowego.
– W związku z powyższym jakakolwiek jego sprzedaż po momencie kradzieży nie może być uznana za działanie w dobrej wierze. Dom aukcyjny w Grisebach został poproszony przez polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego o wycofanie obrazu z aukcji, co jest w zaistniałej sytuacji jedynym słusznym i moralnym działaniem - napisał w czwartek Marcin Król.
" Z tego też względu na stanowcze potępienie zasługują jakiekolwiek decyzje i działania, które zmierzają do sprzedaży tego obrazu – skradzionego z polskich zbiorów publicznych. Pragnę również poinformować, iż obraz Wassily'ego Kandinsky’ego został zgłoszony przez stronę polską do bazy skradzionych dzieł sztuki prowadzonej przez INTERPOL"- czytamy.
Obraz został sprzedany na aukcji za gigantyczną kwotę 310 tys. euro.
Historia obrazu Kandinsky'ego
Według niemieckiego dziennika "Berliner Zeitung", Kandinsky podarował obraz swojemu przyjacielowi i mecenasowi Otto Ralfsowi jako prezent urodzinowy, z odręczną dedykacją. Natomiast już w latach około 1965-1983 był w posiadaniu Muzeum Narodowego w Warszawie. Następnie trafił do prywatnej kolekcji w USA.
To były jeszcze czasy żelaznej kurtyny. Niemiecka kolekcjonerka Maren Otto nabyła obraz w 1988 roku od Galerie Thomas w Monachium. Miało to miejsce na krótko przed końcem bloku wschodniego.
Na aukcji, która miała miejsce w czwartek, przekazano 17 prac (ze zbiorów) Maren Otto. Schiele, Dix, Corinth, trzech Liebermannów, George Segal - wdowa po przedsiębiorcy, przenosi się do USA i likwiduje swoje siedziby w Berlinie i Hamburgu - pisze Berliner Zeitung.