Burza po reportażu. Rosyjski szpieg w komisji likwidacyjnej. "Rekomendował go Macierewicz"

Katarzyna Nowak
08 grudnia 2022, 10:41 • 1 minuta czytania
Tomasz L. to rosyjski szpieg zatrzymany przez ABW, który – jak ujawnili dziennikarze TVN 24 – był w przeszłości członkiem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. Z ich ustaleń wynika, że należał on do wąskiego grona bliskich współpracowników Antoniego Macierewicza, miał też dostęp do wrażliwych informacji. Jego dom przeszukano "tak drobiazgowo, że oficerowie ABW spuścili wodę z rur w poszukiwaniu ukrytych nośników pamięci".
Antoni Macierewicz fot. Jacek Dominski/REPORTER

W wyemitowanym w TVN 24 reportażu pt. "Historia agenta" autorstwa Piotra Świerczka przedstawiono historię Tomasza L., urzędnika ratusza zatrzymanego przez ABW 17 marca tego roku pod zarzutem szpiegowania na rzecz Rosji. Został wobec niego zastosowany areszt, który jest do tej pory przedłużany, a śledztwo w jego sprawie jest nadzorowane przez prokuratora ze specjalnej komórki ds. szpiegowskich.


Tomasz L. – rosyjski szpieg, który miał dostęp do wrażliwych danych

O tym, że służby wpadły na jego trop, informowano już wcześniej – ówczesny rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn przekazał, że L. to "doświadczony urzędnik ratusza", który szpiegował na rzecz Rosji (a dokładniej: "kopiował dane i przekazywał je Rosjanom z cywilnego wywiadu zagranicznego Służbie Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej"). Gdy na jaw wyszło, że L. został zatrudniony w ratuszu za czasów Lecha Kaczyńskiego, Żaryn precyzował jeszcze, że nie ma to większego znaczenia dla sprawy.

Teraz dziennikarze TVN 24 ujawniają to, co w sprawie L. zostało dotychczas przemilczane – okazuje się, że w przeszłości mężczyzna miał także dostęp do wrażliwych danych, a w 2006 roku otrzymał dostęp do tajemnicy wojskowych służb specjalnych – jako członek komisji likwidacyjnej WSI.

Przypomnijmy: rozwiązanie Wojskowych Służb Specjalnych było wówczas jednym z flagowych pomysłów PiS po wygranej w 2005 roku. Zajmowały się nim dwie komisje – likwidacyjna (o tej mowa w przypadku L.) i weryfikacyjna.

Macierewicz rzuca słuchawką. "Na razie, do widzenia"

"Dotychczas publicznie było wiadomo wyłącznie, że pracami komisji likwidacyjnej kierowali najbardziej zaufani współpracownicy Antoniego Macierewicza" – piszą dziennikarze TVN 24. Nie ma jasnych kryteriów doboru osób, które w niej zasiadały.

Z kolei w przypadku komisji likwidacyjnej podpis pod złożonymi nominacjami złożył ówczesny minister obrony narodowej, Radosław Sikorski, który przekonuje, że była to formalność, a "pełne władztwo ministra obrony nad likwidacją WSI zostało przekazane pisemną decyzją Jarosława Kaczyńskiego Antoniemu Macierewiczowi".

Jak dodają dziennikarze, w przypadku drugiej komisji – weryfikacyjnej, której przewodniczącym był Antoni Macierewicz, wiadomo było, że po 12 jej członków wybrali prezydent i premier. I tym argumentem broni się też sam Macierewicz. Były szef MON i poseł PiS w rozmowie z dziennikarzami rzucił słuchawką. – Bardzo się cieszę, że pan do mnie dzwoni. Dziękuję panu najmocniej, na razie, do widzenia – powiedział. W kolejnej rozmowie dodał jedynie, że "sam kierował komisją weryfikacyjną, w której nie było Tomasza L.".

Sprawa wywołała burzę w sieci. "Urzędnik pracujący w komisji likwidacyjnej WSI był rosyjskim szpiegiem. Miał dostęp do tajemnic wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Do komisji rekomendował go Antoni Macierewicz. Przypominają się okrzyki 'ruski agent', gdy Macierewicz uwalał uchwałę o uznaniu Rosji za terrorystę" – napisał poseł Aleksander Miszalski z KO. Takich opinii jest więcej.

Kolejne doniesienia nt. Macierewicza

W ostatnim czasie TVN24 poinformowało też o wynikach śledztwa międzynarodowej komisji ds. katastrofy smoleńskiej. Jak ustalili dziennikarze, nie znaleziono przesłanek, które wskazywałyby na to, że na pokładzie prezydenckiego samolotu doszło do wybuchu. Prokuratura od dwóch miesięcy nie podała tej opinii do publicznej wiadomości - informowali.

W odpowiedzi na te ustalenia głos zabrał także sam Macierewicz. – Jestem zszokowany tym kłamstwem TVN24 – mówił. – TVN24 próbuje sfałszować stanowisko prokuratury i pominąć kluczowe stanowisko międzynarodowych biegłych, którzy mówią, że w tym miejscu, w salonce nr 3 doszło do zniszczeń ciał, które wskazują na eksplozję – powiedział.