Ławrow postawił "ultimatum" Ukrainie. Nagle wspomniał o wybuchu w Przewodowie
- Rosja odgraża się Ukrainie, że jeśli nie odda części swoich terytoriów, to "sprawę rozstrzygnie rosyjska armia"
- Jednocześnie przybywa doniesień, że stanowisko Kremla może wynikać ze słabnących możliwości Rosji dot. prowadzenia wojny
- "Rosja nie chce negocjacji, Rosja stara się uniknąć odpowiedzialności" – odpowiada Ukraina
- W najnowszym wystąpieniu Siergiej Ławrow odniósł się do wybuchu w Przewodowie, do którego doszło 15 listopada
Rosja kontynuuje narrację opartą o chaos informacyjny. Po tym, jak w niedzielę Władimir Putin stwierdził, że jest rzekomo otwarty na rozmowy pokojowe (w tym samym wystąpieniu stwierdził, że Kijów negocjacji nie chce), rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow postawił z kolei ultimatum Ukrainie. – Sprawa jest prosta: spełnicie nasze propozycje dla własnego dobra, w przeciwnym razie sprawę rozstrzygnie rosyjska armia – powiedział, cytowany przez rosyjską agencję TASS.
Czytaj też: Rosjanie atakują cywilów tuż przed świętami. Zmasowany ostrzał w wyzwolonym Chersoniu
Ławrow stawia Ukrainie "ultimatum" i wspomina o Przewodowie
Ławrow doprecyzował też, na czym miałyby polegać "rosyjskie propozycje" dotyczące – przypomnijmy – ukraińskich terenów, które Rosja próbuje bezprawnie odbić. Powtarzając po raz kolejny propagandowe twierdzenia o "reżimie w Kijowie", Ławrow stwierdził, że chodzi o "propozycję demilitaryzacji i denazyfikacji terytoriów kontrolowanych przez Kijów i "wyeliminowania stamtąd zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji".
– Obejmuje to nasze nowe terytoria, Doniecką Republikę Ludową, Ługańską Republikę Ludową, obwody chersoński i zaporoski – mówił dalej Ławrow, wymieniając nazwy terytoriów, które należą do Ukrainy.
– Pozostało jeszcze trochę do zrobienia. Wciąż mogą zaakceptować te propozycje w sposób polubowny. W przeciwnym razie zajmie się tym nasza armia. Jeśli chodzi o ewentualną kontynuację konfliktu, to piłeczka jest po stronie Kijowa i Waszyngtonu, który za nim stoi – wskazywał.
W dalszej części propagandowego wystąpienia Ławrow przekonywał, że Kijów (broniąc się przed najazdem Rosji) "stara się wciągnąć Amerykanów i innych członków NATO w wir konfliktu". Nagle wspomniał o zdarzeniu z Polski i wybuchu w Przewodowie.
Przypomnijmy: 15 listopada podczas intensywnego ostrzału terytorium Ukrainy (w tym regionów w zachodniej Ukrainie) przez Rosję. Na terytorium Polski w rejonie wsi Przewodów w woj. lubelskim spadła rakieta obrony przeciwlotniczej Ukrainy, śmiertelnie raniąc dwie osoby. Miała strącić pociski lecące z Rosji. Zarówno Polska, jak i kraje NATO wskazały, że nie winią Ukrainy za zdarzenie, a odpowiedzialność za nie ponosi wyłącznie Rosja.
Ławrow nazwał zdarzenie w Polsce "prowokacją" i wykorzystał je, by uderzyć w ukraińskie władze.
– Powinniśmy przypomnieć sobie prowokację z 15 listopada z pociskiem ukraińskiej obrony powietrznej, który spadł na Polskę – powiedział, dodając, że "Zełenski próbował podstępnie udawać, że to pocisk wystrzelony przez Rosję". – Dobrze, że Waszyngton i Bruksela miały wtedy dość rozumu, żeby się na to nie nabrać – mówił. W sprawie rzekomego ultimatum stawianego przez Rosję zabrał głos doradca Wołodymyra Zełenskiego, Mychajło Podolak.
"Nie ma żadnej demilitaryzacji i denazyfikacji. Jest pełnoprawna wojna celowo wywołana przez Federację Rosyjską, po to, by zniszczyć Ukrainę i masowo zabijać jej obywateli. Rosja nie chce negocjacji, ale stara się uniknąć odpowiedzialności (...) Wojna może mieć tylko jedno zakończenie, agresor musi zostać surowo ukarany" - napisał.
Czytaj też: "Oczywiście, że je zlikwidujemy na sto procent". Putin wygraża Ukrainie ws. Patriotów
"Putin z trudem łapie oddech" ws. wojennego zaplecza. Znów spotkał się z Łukaszenką
Od lutowej inwazji Rosji na Ukrainę minęło już 10 miesięcy. Z planu Kremla, by błyskawicznie odbić terytorium Ukrainy i obalić rząd w Kijowie, niewiele zostało. Po tym, jak rosyjscy żołnierze musieli m.in. wycofać się z Chersonia, przybywa analiz, że Rosja ma coraz mniej amunicji, by kontynuować wojnę. We wtorek pisze o tym m.in. holenderska gazeta "De Telegraf".
Z ustaleń jej dziennikarzy wynika, że Putin, który ma mierzyć się z coraz większymi problemami zdrowotnymi, "z trudem łapie oddech" także ws. zaopatrywania rosyjskich żołnierzy w broń, a jego "wojenny skarbiec powoli się opróżnia". To właśnie dlatego Putin ma wysyłać sygnały o rzekomej gotowości do negocjacji.
Jednocześnie 26 i 27 grudnia rano Putin spotkał się z Alaksandrem Łukaszenką. Po spotkaniu białoruski dyktator ogłosił, że podczas spotkania udało się "sfinalizować wiele spraw", konkrety jednak nie padły. – Niektórym państwom zajmuje to lata – stwierdził jedynie.
Wcześniej o roli spotkania dwóch dyktatorów pisał Instytut Badań nad Wojną, wskazując, że ponownie odnowiło ono dyskusję o ewentualnym czynnym włączeniu się Białorusi w wojnę w Ukrainie.
Z ustaleń analityków think tanku wynika, że wciąż jest to mało prawdopodobne, ale jednocześnie ich zdaniem powinien być to scenariusz brany pod uwagę. Jednocześnie w analizie wskazano, że Moskwa od października ma przygotowywać się (bądź markować takie przygotowanie) do wdrożenia tzw. najbardziej niebezpiecznego scenariusza wydarzeń (NNSW, oryg. MDCOA, Most Dangerous Course of Action). Chodzi o wznowienie inwazji na północną Ukrainę z możliwym atakiem na Kijów
Czytaj też: Białoruś włączy się w wojnę? ISW pisze o "najbardziej niebezpiecznym scenariuszu Kremla"