"W pytaniu jest brzydka sugestia". Ostre spięcie Brudzińskiego z dziennikarką
Mateusz Morawiecki w poniedziałek kilka razy przypomniał, że za czasów rządów Donalda Tuska podwyższono wiek emerytalny.
– Został podniesiony wiek emerytalny dla kobiet pracujących na terenach wiejskich z 55 do 67 lat, dla kobiet pracujących w zakładach pracy z 60 do 67 i dla mężczyzn z 65 do 67 lat – mówił szef rządu, któremu towarzyszyli minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg i europoseł PiS Joachim Brudziński.
Morawiecki skrytykował Tuska
– Było również rekordowe bezrobocie, a stawka, za którą pracowano, to bardzo często było 5 zł za godzinę. A więc Donald Tusk mówił: pracujcie jak najdłużej, ale praca odbywała się w tragicznych warunkach. Czy chcemy żyć w prawdziwie demokratycznym kraju, czy chcemy żyć w kraju pełnym manipulacji? Manipulacja Tuska i PO czy demokracja? – powiedział Mateusz Morawiecki.
Jak dodał, "przed 2010 rokiem politycy PO mówili, że żadnego podwyższenia wieku emerytalnego nie będzie, a później to zrobili". – Dziś pewnie znowu by do tego doszło. Dziś udają wrażliwych, a jutro pewnie zabiorą program 500 plus, trzynastki i czternastki. To PiS jest gwarantem utrzymania tych programów – mówił premier.
Głos zabrał także Joachim Brudziński. – To 10 lat od momentu, kiedy (...) usłyszeliśmy od Polaków we wszystkich powiatach, jakim draństwem, świństwem, ze strony ówcześnie rządzących było podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia. Od mężczyzn słyszeliśmy cytaty rodem z Barei, odnoszące się do Tuska, że ten człowiek nigdy w życiu prawdy nie powie – powiedział polityk.
– To jest kwintesencja tego, co nas różni od PO: wiarygodność, i ten wiek emerytalny został obniżony. Przypomnimy też politykom PSL, tego szczebla powiatowego i gminnego, co gadali w 2013 roku, a co dzisiaj próbują Polakom mówić. Prawo i Sprawiedliwość rusza z ofensywą, będziemy rozmawiać z Polakami na terenie sołectw, gmin, a nawet parafii – stwierdził Brudziński.
I dodał: – Nie boimy się Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza. Wręcz przeciwnie – czasami nas pusty śmiech ogarnia, jak ich słuchamy. Jedyne, kogo się boimy, to Polaków przy urnach wyborczych. Dlatego od jutra zaczynamy to, co w 2013 roku – codzienne rozmowy z Polakami.
Spięcie Brudzińskiego z dziennikarką TVN24
Dziennikarka TVN24 zapytała Brudzińskiego o finansowanie jego kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. W reportażu stacji podano, że osoby zatrudnione w zależnych od rządu spółkach i państwowych instytucjach (w większości z Grupy Azoty) wpłaciły w 2019 roku ponad 400 tys. zł na kampanię wiceprezesa PiS. Wpłaty od tych osób stanowiły 83 proc. wszystkich wpływów na ten cel.
Ogromne pieniądze pomogły Brudzińskiemu dostać się do europarlamentu, a dziennikarze próbowali ustalić dobrowolność wpłat, możliwe konflikty interesów i to, czy przy takim systemie wybory były równe.
– Czy pan nie widzi nic niestosownego w tym mechanizmie? Później te kariery nabrały rozpędu – zapytała dziennikarka.
– To okazja, by wybrzmiało to, co w tym materiale się nie pojawiło i dlatego później stwierdziłem, że jaka stacja, taka afera – odparł Brudziński.
I dodał: – Otóż są dwa rodzaje wspierania kampanii wyborczej. Jeden sposób to ten opisany przez byłego sekretarza generalnego PO Pawła Piskorskiego, a mianowicie na przynoszenie pieniędzy w reklamówkach. Inny sposób to na tzw. kanapki, czyli pliki pieniędzy dostarczane przez przedsiębiorców w zamian za dobrze rozstrzygnięte przetargi. Z materiałów operacyjnych prokuratury i CBA mogliśmy się dowiedzieć, że byli ważni politycy w PO, którzy otrzymywali w ten sposób pieniądze. Innym sposobem są tzw. reklamówki z Biedronki.
– Nawet w pani pytaniu jest brzydka sugestia, że były to środki (na kampanię wiceprezesa PiS – red.) ze spółek Skarbu Państwa wpłacane gdzie? Do mojej kieszeni? – pytał.
I dodał, że fundusz wyborczy to konto, na które obywatele RP, nawet zatrudnieni w spółkach Skarbu Państwa, mogą wpłacać pieniądze na partię polityczną, którą popierają.
– Próbuje się tworzyć wrażenie, że partia polityczna to jest coś brudnego, złego. A to są środki, na które Joachim Brudziński nie ma najmniejszego wpływu. To są środki prywatne, a nie ze Skarbu Państwa. To mechanizm opisany kodeksem wyborczym. Jestem dumny, że dzięki tej kampanii PiS wygrało i jak będzie taka możliwość, będę się zwracał, aby w ten sposób środki wpływały, bo na tym polega demokracja. Nic mnie nie zmusi, by wycofać się z tego, co jest dla mnie zaszczytem – stwierdził europoseł PiS.