Krótkie L4 na żądanie bez wizyty u lekarza? Jest propozycja

Beata Pieniążek-Osińska
03 stycznia 2023, 10:31 • 1 minuta czytania
Możliwości brania kilkudniowego L4 na żądanie, bez wizyty u lekarza lub teleporady - to według prezesa samorządu lekarskiego jeden ze sposobów na odciążenie systemu ochrony zdrowia. Resort zdrowia jednoznacznie odniósł się do takiego pomysłu.
W okresie wzmożonych zachorowań na grypę kolejki do lekarzy się wydłużają. Wiele osób potrzebuje tylko zwolnienia L-4. Samorząd lekarski widzi rozwiązanie. Anna Golaszewska/East News

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski proponuje wprowadzenie w Polsce możliwości brania kilkudniowego L4 na żądanie, bez wizyty u lekarza lub teleporady.

– Powinniśmy natychmiast rozpocząć dyskusję o zwolnieniach lekarskich i o tym, żeby część pacjentów, która nie musi widzieć lekarza, mogła z takiego zwolnienia skorzystać bez wizyty czy bez teleporady – mówił niedawno w RMF FM Łukasz Jankowski.

Jak przekonywał, mogłoby to zapobiec sytuacjom, gdy podczas epidemii czy wzmożonej zachorowalności np. na grypę, z jaką mamy teraz do czynienia, pacjenci czekają kilka dni na przyjęcie przez lekarza i wystawienie zwolnienia z pracy.

Chorować bez L-4

Argumentem prezesa NRL jest to, że takie zwolnienia "na żądanie" wprowadzono już w niektórych krajach w Europie.

Chodzi o to, aby 3-4-dniowe zwolnienie pracownik mógł zgłosić pracodawcy na przykład raz w roku bez konieczności przedstawiania zwolnienia z pracy od lekarza. Mógłby z powodu przeziębienia odchorować kilka dni w domu, ale nie musiałby umawiać się do lekarza na wizytę po druk L-4.

W większości przypadków w tego typu infekcjach nie są bowiem konieczne leki na receptę, a pacjenci umawiają się do lekarza wyłącznie po to, aby otrzymać zwolnienie, które muszą przedstawić pracodawcy. Takie zwolnienia "na żądanie" mogłyby - według Łukasza Jankowskiego - odciążyć poradnie i przychodnie.

Szczególnie istotne byłoby to w sytuacjach, gdy podczas epidemii czy wzmożonej zachorowalności np. na grypę, wiele osób czeka kilka dni na wizytę u lekarza i wystawienie zwolnienia od pracy.

– 3-4-dniowe zwolnienia pracownik może po prostu zgłosić pracodawcy na przykład raz w roku i wtedy nie musi widzieć lekarza. To odciążyłoby poradnie i przychodnie – mówił prezes NRL.

Jak przekonuje Łukasz Jankowski, takie L-4 na żądanie nie byłoby nadużywane. Według niego powinniśmy dążyć do tego, aby państwo miało pełne zaufanie do obywatela.

Resort zdrowia stawia sprawę jasno

Do propozycji szybko i bardzo jasno odniósł się rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.

– Pan Jankowski powinien skupić się na tym, jak pomóc pacjentowi, a nie jak odstręczyć pacjenta od lekarza – stwierdził rzecznik MZ w radiu RMF24.

Jak mówił, "dziś, gdy mamy leki przeciw grypie, dostępne na receptę, żadnym rozwiązaniem nie jest uciekanie się do wystawiania zwolnień poza systemem wizyty lekarskiej". Podkreślał, że czas leczenia może skrócić się dzięki stosowaniu przez pacjenta leków zapisanych na receptę przez lekarza. A bez wizyty u lekarza pacjent z takich leków nie skorzysta. 

Jednocześnie Wojciech Andrusiewicz przypomniał, że w kodeksie pracy funkcjonuje już urlop na żądanie, który możemy wykorzystać np. także w sytuacji choroby.

– Mamy urlop na żądanie. Jeżeli komuś cokolwiek się dzisiaj dzieje, ma prawo zgłosić urlop na żądanie. Nadal w dużej części firm obowiązuje praca zmianowa lub zdalna. Nie jest problemem dzisiaj to, żeby pracownik został w domu i z domu świadczył pracę. Problemem jest to, żeby miał jak najszybszy dostęp do lekarza i leków – argumentował Wojciech Andrusiewicz.

Asystenci medyczni sposobem na skrócenie kolejek?

Chorobowe "na żądanie" to nie jedyne rozwiązanie, które według Łukasza Jankowskiego mogłoby pomóc skrócić kolejki do lekarzy. Takiej szansy upatruje też w większym zaangażowaniu w systemie ochrony zdrowia asystentów medycznych.

Jak ocenia prezes NRL, system ochrony zdrowia jest przeładowany, dlatego trzeba usprawnić go teraz, a nie za rok czy dwa lata.

Asystenci medyczni mieliby odciążyć lekarzy od czynności administracyjnych, aby medycy mogli więcej czasu poświęcić badaniu pacjentów.

– Powinni (asystenci medyczni - red.) zajmować się całą biurokracją, a lekarze - skupić na leczeniu, bo obecnie wypełniają tabelki, określają stopień refundacji na receptach – przekonuje Łukasz Jankowski.

Jak podsumowuje, "są chorzy zgłaszający się po infekcji albo z nieżytem żołądkowo-jelitowym, którzy daliby sobie radę w domu, ale potrzebują zwolnienia lekarskiego i chcą profilaktycznego osłuchania. Dziś takich osób nie ma dużo, ale każdy ruch w stronę usprawnienia systemu byłby korzystny".