Warchoł może pożałować homofobicznych słów. Jest wniosek o postępowanie dyscyplinarne
- Wiceminister Warchoł pracuje jako adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim
- Jego homofobiczna reakcja na tęczowe flagi na ramionach muzyków występujących podczas koncertu TVP wywołała sprzeciw środowiska akademickiego
- "To czyn uchybiający godności nauczyciela akademickiego" – pisze jeden z profesorów uczelni
- We wniosku do rektora zawnioskował o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego ws. Warchoła
Marcin Warchoł – zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry, który jest wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Mateusza Morawieckiego, z wykształcenia jest doktorem habilitowanym prawa. Oprócz działalności politycznej jest także nauczycielem akademickim na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (prowadzi m.in. warsztaty z przedmiotu Postępowanie Karne).
Po tym, jak w reakcji na tęczowe opaski na ramionach muzyków z Black Eyed Peas występujących podczas koncertu w TVP stwierdził: "Promocja LGBT w TVP2. Wstyd! To nie Sylwester Marzeń, lecz Sylwester Wynaturzeń", oburzenia nie kryła m.in. opozycja. Okazuje się, że wypowiedź nie spodobała się także społeczności akademickiej.
Marcin Warchoł straci pracę na uczelni? Jest wniosek do rektora o postępowanie dyscyplinarne
Prof. Jakub Urbanik z Wydziału Prawa i Administracji UW poinformował, że złożył do rektora "zawiadomienie o możliwości popełnienia deliktu dyscyplinarnego" przez Warchoła. "LGBTQ fobii mówimy na początek roku twarde nie" – napisał.
W treści zaadresowanego do rektora dokumentu czytamy, że słowa Warchoła są zdaniem prof. Urbanika niezgodne z prawdą naukową, "której każdy nauczyciel akademicki w ślubowaniu doktorskim przysięga służyć".
Jak pisze Urbanik, mają też "znamiona mowy nienawiści, wykluczenia i dzielą". "Z pewnością stanowią też czyn uchybiający godności nauczyciela akademickiego, a także jego obowiązkom (por. art. 275 Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym)" – wskazuje.
W piśmie do rektora ws. słów Warchoła czytamy też: "Tym bardziej to bolesne i rażące w przypadku osoby, która jest doktorem habilitowanym prawa: powinna zatem doskonale wiedzieć, że zakazuje ono w artykule 32 Konstytucji RP wszelkiej dyskryminacji, chroniąc jednocześnie w art. 30 ludzką godność".
"Czyn ten uderza wprost w sporą grupę społeczności akademickiej – tak spośród osób studenckich, jak i akademickich, a także pozostałych pracowników naszej uczelni, którzy znajdują się pod opieką Waszej Magnificencji" – pisze prof. Urbanik.
"Proszę Pana Rektora o jak najszybsze podjęcie kroków zmierzających do naprawy tej sytuacji poprzez wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Brak reakcji władz naszej Alma Mater może sugerować, że akceptuje ona tego rodzaju wybryki" – apeluje.
O ukaranie Warchoła zaapelował też inny naukowiec: dr Wojciech Górowski z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. "Pan Warchoł nazywa odmienne orientacje seksualne. Pan Warchoł jest pracownikiem UW. Liczę na choćby symboliczną reakcję. To słowa niegodne akademika. Milczenie społeczności akademickiej to aprobata dla mowy nienawiści: dzielącej ludzi i stygmatyzującej" – napisał.
Warchoł odpowiada. "Próbują wprowadzić opresję"
Do wniosku do rektora wprost nie odniosła się jeszcze uczelnia – rzeczniczka UW w oświadczeniu przesłanym "Wyborczej Warszawa" zaznaczyła ogólnikowo, że "wypowiedzi w kwestiach światopoglądowych, politycznych czy przekonań religijnych są indywidualnymi poglądami pracowników, studentów i doktorantów; tym samym ich indywidualne wypowiedzi nie są stanowiskiem UW". Głos zabrał za to sam zainteresowany: wiceminister Warchoł. W rozmowie z "GW" powiedział, że wszczęcie wobec niego postępowania dyscyplinarnego byłoby "zaprzeczeniem wolności, tolerancji, wolnej dyskusji". "Ideolodzy LGBT próbują wprowadzić opresję i narzucić wszystkim własne przekonania jako jedyne dopuszczalne" – stwierdził, odsyłając dziennikarzy do lektury Listu do Rzymian św. Pawła.
Czytaj też: Kammel nie kłamał? Black Eyed Peas naprawdę mieli być dogadani z prezesem TVP
Koncert w TVP zaognił konflikt w rządzie
Marcin Warchoł nie jest jedynym politykiem Solidarnej Polski, który oburzył się na przebieg koncertu w TVP i postanowił wykorzystać to do uderzenia w premiera (a wciąż nie zakończył się inny spór w Zjednoczonej Prawicy, dotyczący ustawy ws. SN i środków z KPO).
Zrobił to także Zbigniew Ziobro, który stwierdził: "Wpadki się zdarzają. Ale jeśli promocja LGBT na sylwestrowym koncercie TVP była zaplanowana przez stację, to ci, którzy uznali to za skandal, mają rację".
W kolejnym wpisie Ziobro dodał: "Przemoc, niszczenie kościołów, opluwanie świętości, deprawowanie dzieci… to symbol nietolerancji i agresji. W tej sprawie Solidarna Polska fundamentalnie różni się z Mateuszem Morawieckim i PiS. Nigdy nie będzie naszej zgody na 'artystyczne promocje' LGBT w Telewizji Polskiej".
Janusz Kowalski grzmiał z kolei: "Szanowny Panie Premierze! Akceptacja lewicowej linii obecnych władz TVP, które z premedytacją zakontraktowały gwiazdeczkę z USA do promocji tęczowej opresyjnej agendy całkowicie sprzecznej z linią aksjologiczną prawicy, doprowadzi do eksplozji takich manifestacji".
Kowalski także powtarzał homofobiczną narrację, nazywając osoby LGBT "groźną ideologią". "Media publiczne muszą chronić Polaków przed groźną ideologią, a nie pod płaszczykiem infantylnej tolerancji pozwalać na afirmację opresyjnej ideologii LGBT, której aktywiści chcą katolików zamykać w więzieniach, a społeczeństwo zmusić do zgody na adopcję dzieci przez homopary" – pisał.
O krok dalej poszła Beata Kempa, która skrytykowała premiera, pisząc o "banksterkach" (to dość czytelne nawiązanie, bo Morawiecki przez lata był związany z branżą bankową).
"Do małych sympatycznych banksterków: Obrzucanie moich kolegów z Solidarnej Polski wyzwiskami nie przystoi ludziom prawicy. Jeżeli chcecie zamienić flagę biało-czewoną na tęczową, to proszę bardzo. Żyjemy w wolnym kraju. Tylko czy wygracie tym elektoratem wybory? Jestem pewna, że nie" – stwierdziła.
Czytaj też: Koalicja wisi na włosku! Niewiarygodne, jak ziobrystka odpowiada Morawieckiemu