Lewicka: Wszystko się może zdarzyć. Dlatego PiS nie cofnie się przed niczym
Rok temu partia Jarosława Kaczyńskiego była w trzydziestoprocentowym dołku, by już w kwietniu, gdy zadziałał efekt flagi po wybuchu wojny, odbudować się aż o pięć punktów procentowych. Końcówka lata przyniosła kolejne spadki, zapewne uwarunkowane społecznymi lękami przed zimą bez węgla.
Z wrześniem lekkie odbicie, ale potem już przez całą jesień nieustanne, choć jednocześnie niewielkie straty. Krzywa poparcia dla Platformy Obywatelskiej idzie w górę, ale nadzwyczaj powoli. Wciąż nie udało się na trwałe osiągnąć 30-procentowego poparcia, co było celem zakładanym przez Donalda Tuska do końca 2021 roku. Tymczasem w grudniu 2022 roku – a zatem dwanaście miesięcy później – z przodu wciąż dwójka, choć taka blisko trójki (29 proc.).
Jeżeli przedłużylibyśmy sobie obie obecne krzywe, to przecięłyby się one za dwa-trzy miesiące: Platforma detronizuje PiS, który z kolei osuwa się poniżej proc.
Tak być może, ale nie musi, bo nie wiemy przecież, co czeka nas za zakrętem. Czy nie nadpłynie kolejny, po pandemii i konflikcie na Wschodzie, czarny łabędź, który zmodyfikuje preferencje partyjne wyborców? A może spadnie kropla, która przeleje czarę goryczy? Lub któraś ze stron wejdzie w posiadanie wunderwaffe?
Niemożność przewidzenia nietypowych zdarzeń oznacza, że nie potrafimy przewidzieć biegu historii – naucza nas Nicholas Nassim Taleb, amerykański pisarz i inwestor.
PiS nie powiedział ostatniego słowa
Kaczyński zdaje sobie sprawę, że jeszcze nie wszystko stracone, stąd rośnie jego determinacja. Widzimy to w działaniach tej władzy. To bezpardonowe zwiększenie nakładów na propagandę (poprawka do ustawy budżetowej zwiększająca środki na TVP z dwóch miliardów do niemalże trzech miliardów w 2023 roku) czy gromadzenie zasobów finansowych na kampanię (haracze na PiS od członków zarządów spółek Skarbu Państwa).
To propozycje zmian w wyborczym prawie, które mają zwiększyć frekwencję na wsi i wśród seniorów, a zatem na tych terenach i w tych segmentach elektoratu, w których PiS notuje zdecydowanie lepsze wyniki niż opozycja. To pomysł z komisją weryfikacyjną, która będzie mogła objąć Donalda Tuska – gdyż wyłącznie o niego tutaj idzie – dziesięcioletnim zakazem pełnienia funkcji publicznych.
To też rozpaczliwe, choć na razie nieudolne próby pozyskania unijnych pieniędzy. Jednak PiS nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w sprawie KPO, a pomysł wyjścia z koalicyjnego impasu podrzucił ostatnio Kaczyńskiemu Michał Karnowski: Należy uzgodnić, że po pół roku od uchwalenia ustawy zostanie dokonana analiza jej funkcjonowania. Jeśli okaże się, że faktycznie jest ona źródłem wielkiego chaosu prawnego (…), to większość parlamentarna będzie mogła zareagować – co ustawą wprowadzono, ustawą można wycofać.
Karnowski radzi zatem, by prędko przyjąć będącą kością niezgody między PiS-em, Solidarną Polską oraz prezydentem nowelę ustawy o Sądzie Najwyższym, pomachać nią Komisji Europejskiej przed nosem, wziąć pieniądze z KPO, a następnie odwrócić wprowadzone przepisy kolejną ustawą. Rząd Mateusza Morawieckiego na pewno nie będzie się wzdrygał i przed takim scenariuszem.
Z kolei kilka tygodni temu "Polityka" informowała, że PiS inwestuje w badania łączące rozwój nauk neurologicznych i projektowanie strategii wyborczych. Od momentu, kiedy naukowcy przebadali ludzki mózg rezonansem magnetycznym, zyskaliśmy pewność, że – jak pisze amerykański psycholog społeczny Jonathan Haidt: Ludzki umysł przypomina jeźdźca na słoniu, przy czym zadaniem jeźdźca jest służyć słoniowi. Jeździec to nasze świadome rozumowanie, słoń to pozostałe 99% procesów psychicznych, które przebiegają poza świadomością, lecz determinują większość naszych działań.
Także, rzecz jasna, działań wyborczych. Rozpoznanie tego, co ludzie naprawdę myślą i czują, bez skrzywień uwarunkowanych choćby racjonalizacją, konformizmem czy poprawnością polityczną, to może być klucz do politycznego sukcesu. PiS od dawna, jak zresztą wszyscy populiści, bazuje na społecznych emocjach. Dzięki neuronauce może zacząć je jeszcze trafniej rozpoznawać i wyborczo dyskontować. Przynajmniej spróbuje.
"Pokory nigdy dość"
Będzie ten rok także pojedynkiem na narracje. Już widać, że PiS szykuje się do opowieści o wielkim sukcesie, jakim ma być, mniej więcej od kwietnia, czyli na pół roku przed wyborami, dezinflacja. Obniżanie się poziomu inflacji nie oznacza, oczywiście, że ceny będą spadać, tylko zaledwie to, że będą nieco wolniej rosły. Ale to może PiS-owi wystarczyć, by uspokoić nastroje społeczne i snuć bajki w stylu Adama Glapińskiego o „polskim cudzie gospodarczym”.
Dużo bardziej karkołomne wydaje się zadanie, jakie ponoć postawił przed działaczami prezes PiS-u, co drugiego dnia nowego roku tak relacjonował Joachim Brudziński: Po raz kolejny Jarosław Kaczyński wysyła nas, parlamentarzystów, do tego, by codziennie spotykać się z Polakami, rozmawiać na terenie sołectw, gmin, a nawet parafii. PiS w tym 2023 roku chce przypomnieć, przed wszystkim sobie (…) od Świnoujścia po Bogatynię, od Ustrzyk Dolnych po Suwałki, czym jest pokora. Pokory nigdy dość.
Od afirmacji tej cnoty PiS zaczynał swe rządy w 2015 roku, wybrzmiała owa pokora, obok „pracy, umiaru, roztropności w działaniu i odpowiedzialności”, w exposé Beaty Szydło, ale nigdy żeśmy pokory w PiS-ie nie widzieli. To były i są rządy aroganckie, wręcz bezczelne, co przez długi czas uchodziło PiS-owi płazem, ale niekoniecznie po raz kolejny da się złowić na tę wędkę pokory umiarkowanych wyborców.
Tym bardziej że nie znalazło zastosowania inne przykazanie Kaczyńskiego z kampanii 2015 roku, że „kto chce swoją pozycję polityczną spieniężać, ten musi odejść” – wręcz przeciwnie, w PiS-ie się jest, do PiS-u się idzie i PiS się wspiera, by zbudować się finansowo.
Mniejsze i większe fortuny, powstałe w ostatnich siedmiu latach, mogą PiS-owi zaszkodzić bardziej niż brak miliardów euro z KPO, których umowny Jan Kowalski nie jest sobie w stanie wyobrazić. Dlaczego?
Bo wprawdzie nietrudno zgodzić się z prof. Andrzejem Lederem, który przekonuje, że „PiS jest krwią z krwi i kością z kości swojego elektoratu, łącznie ze złodziejstwem, nachalstwem, nepotyzmem i załatwianiem wszystkiego swojakom”, ale tylko tym twardym, sekciarskim elektoratem, który akceptuje każdą podłość PiS-u, nie da się wygrać wyborów. W tym jest największa nadzieja na 2023 rok.