Polacy brutalnie odarci z marzeń. Bolesna klęska, ćwierćfinał MŚ już tylko marzeniem

Krzysztof Gaweł
14 stycznia 2023, 22:06 • 1 minuta czytania
Nie tak miał wyglądać mecz polskich szczypiornistów ze Słowenią w finałach mistrzostw świata i nie taki miał być wynik. Po świetnym meczu z Francją Biało-Czerwoni w sobotę ponieśli klęskę 23:32 (11:17) z ekipą z Bałkanów i awans do ćwierćfinału MŚ jest już tylko w sferze marzeń. W poniedziałek gramy o życie z Arabią Saudyjską, ten mecz zespół Patryka Rombla musi wygrać.
Polacy brutalnie odarci z marzeń. Bolesna klęska, ćwierćfinał MŚ już tylko marzeniem Fot. IMAGO/Mateusz Birecki/Imago Sport and News/East News

Polscy szczypiorniści przegrali pierwszy mecz w finałach MŚ z mistrzami olimpijskimi Francuzami 24:26 (11:12) i w starciu ze Słowenią musieli pokusić się o wygraną, by zachować marzenia o występie w ćwierćfinale turnieju. Porażka nie mogła nam jeszcze odebrać szans na awans do fazy głównej mundialu, ale miała oznaczać bardzo ciężką sytuację w drugiej fazie mistrzostw. 11 tysięcy kibiców w katowickim Spodku czekało na triumf nad Słoweńcami.

A rywale to dla nas doskonale znani, wszak w Polsce grali Dean Bombac, Blaz Janc oraz przede wszystkim trener Uros Zorman, przed laty gwiazdor Vive Targów Kielce. Ekipa z Bałkanów co turniej należy jednak do grona faworytów i swoją znakomitą grą udowadnia, że należy do czołówki na Starym Kontynencie. Ale Biało-Czerwoni mogli się pokusić o niespodziankę i na taką właśnie liczyliśmy w sobotni wieczór.

Już na początku meczu dwie minuty kary dostał Blaž Blagotinšek i zespół Patryka Rombla dobrze to wykorzystał. Dwa celne rzuty Arkadiusza Moryto dały nam prowadzenie 2:1, a po chwili Michał Daszek i Tomasz Gębala dorzucili swoje bramki i zrobiło się 4:2 dla miejscowych. Ale to był dopiero początek emocji, zaraz Adama Morawskiego pokonał Jure Dolenec, a Borut Mačkovšek dał rywalom prowadzenie 5:4. Polacy grali swoje.

W 15. minucie meczu było znów po równo (10:10), bo nasz zespoł wzmocnił obronę i zaczął trafiać do bramki rywali. Ale z boiska wylecieli najpierw Michał Olejniczak, a potem Arkadiusz Moryto, co klasowy rywal zaraz wykorzystał. W 23. minucie Blaž Janc podwyższył prowadzenie Słowenii na 13:10, a Biało-Czerwoni koszmarnie się zacięli w ofensywie. Nie trafiali, popełniali błędy, rzucali słabo. W efekcie zespół Urosa Zormana prowadził już 16:10.

Zrobiło się cicho w Spodku, zrobiło się niezbyt ciekawie, a Polacy wysłuchali bury od trenera Patryka Rombla i ruszyli do walki. Jeszcze z karnego na listę strzelców wpisał się skuteczny Arek Moryto, ale na koniec pierwszej połowy z łatwością rzucił nam bramkę Blaž Janc i Słoweńcy prowadzili 17:11 po pierwszej odsłonie. To był bardzo zły wynik i słaby mecz naszej kadry, a przecież początek spotkania był bardzo obiecujący...

Trzeba było odrabiać straty, ale rywale kontrolowali grę i nie pozwalali nam na wiele w ofensywie. Co gorsza, Aleks Vlah i Jure Dolenec jeszcze poprawili stan bramkowy słoweńskiej kadry i zrobiło się bardzo nieciekawie. Mieliśmy grać w sobotę o życie, mieliśmy zaskoczyć faworytów i zdobyć cenne dwa punkty. Mówiło się nawet o małym finale reprezentacji Polski. Efekt? Słowenia prowadziła już 25:15 i rozdawała w Spodku karty.

Patryk Rombel wyglądał na bezradnego, a zespół chciał poderwać do walki Michał Olejniczak. Jego dwa trafienia i udana kontra Jana Czuwary wlały nieco nadziei w serca polskich fanów (18:25). Zostało siedem bramek straty, ale jeśli mogło się wydawać, że jesteśmy na dobre drodze do pościgu, to srogo się zawiedliśmy. Nasza gra po przerwie po prostu się rozsypała. I marzenia o awansie do ósemki prysły jak mydlana bańka.

Michał Olejniczak trafił na dwie minuty na ławkę kar, a Aleks Vlah trafiał jak najęty. Jeszcze dorzucił kolejne trafienie Blaž Blagotinšek (20:29), by w końcówce zdominować Polaków i zawstydzić. Polscy kibice gwizdali, wychodzili pod koniec meczu ze Spodka i nie sposób im się dziwić. Ekipa Urosa Zormana zaraz dała nam srogą lekcję handballa i rozstrzygnęła pojedynek bez żadnej litości. Ostatecznie wygrała 32:23, choć mogła nawet wyżej.

W pierwszym sobotnim meczu naszej grupy B Francuzi rozbili 41:23 Arabię Saudyjską i umocnili się na prowadzeniu w stawce. Les Bleus zagrają ze Słowenią w katowickim Spodku już w poniedziałek (16 stycznia) i będzie to mecz o pierwsze miejsce w grupie B. A nasz zespół czeka rywalizacja z Saudyjczykami i mecz o życie. Tylko wygrana da nam awans do drugiej fazy MŚ, porażka oznaczać będzie katastrofę Biało-Czerwonych w finałach MŚ. Początek o godzinie 20:30.

Polska – Słowenia 23:32 (11:17)