Klątwa na sąsiada? Za 500 zł kupisz "jego cierpienie". Wszedłem do świata magii i jestem przerażony
Nie wierzę w to, ale...
Oglądam ze znajomymi interaktywny horror. W pewnym momencie główna bohaterka każe powtarzać inkantacje. Powtarzamy. Na koniec informuje, że rzuciliśmy na siebie klątwę. Ona umiera, film się kończy, a my zostajemy z gęsią skórką.
Nikt z nas nie wierzy w takie głupoty, a mimo to pojawia się pewien niepokój. Próbuję rozładować atmosferę i rzucam: – Powinniśmy kupić tablicę do wywoływania duchów.
Już widzę, że napięcia nie rozładowałem. – Nie kuśmy losu, nie powinniśmy ściągać na siebie takich rzeczy. Oczywiście w to nie wierzę, ale... – odpowiada mi koleżanka. Przeżyłem dość mocne zdziwienie.
Mamy XXI wiek, nauka idzie do przodu, a my wciąż boimy się mitycznych zjawisk nadprzyrodzonych? Wracam do domu, kładę się spać i chwilę przed zaśnięciem przechodzi mnie dreszcz. Czuję dotyk na ramieniu. Podrywam się, ale mieszkanie jest puste.
Oczywiście wiem, że zadziałała autosugestia. Mózg nabodźcowany horrorem wytworzył takie uczucie. Ale ile osób na moim miejscu faktycznie byłoby przekonanych, że zetknęło się z "energią", duchem, czy jakąś siłą nieczystą? A co najważniejsze – na ilu takich osobach żerują naciągacze?
Klątwa pokoleniowa, energia karmiczna i przekleństwa – jak to działa?
"Kiedyś moja babcia wykrzyczała tacie w złości, że żałuje, że nie umarł, jak się urodził. Z tego, co mi wiadomo, to również rodzice dziadka przeklęli go, jak był młody. Teraz w naszej rodzinie dzieją się jakieś nieszczęścia" – alarmuje anonimowa użytkowniczka forum dla osób wierzących w okultyzm, ezoterykę, magię i alternatywne formy duchowości.
Pomoc przychodzi natychmiastowo. Otóż okazuje się, że to klątwa pokoleniowa. Nie ważne, czy chcesz ją rzucić, czy ściągnąć – musisz zapłacić około 500 złotych. Jak się okazuje, pod żadnym pozorem nie można zrobić tego samodzielnie, domowymi sposobami.
Dlaczego? "Tego typu postępowanie może przynieść pogłębienie się działania klątwy i uszczerbek na zdrowiu" – czytam na stronie jednego ze sprzedawców usług magicznych.
To jednak nie koniec. Postanawiam zbadać temat, wysyłam maila do sprzedawcy i pytam, w jaki sposób wygląda ściąganie przekleństwa. Czekając na odpowiedź, sprawdzam, na co jeszcze mogę wydać ciężko zarobione pieniądze.
Tarot, kadzidełka, kamyczki i duchy
Modlitwy oczyszczające problemy życiowe, olejek do Voodoo i... Ho’oponopono. Jak się okazuje, to ostatnie, to kultywowanie "starożytnej wiedzy Hawajczyków", by oczyścić się energetycznie.
Trafiam też na kamyczki. Wyróżnia je wysoka wibracja energetyczna i inne rzeczy, których nie do końca rozumiem. Wszystkie mają różne kształty, kolory czy właściwości. Mogę też kupić plan dla duszy, sprawdzić tranzyty energetyczne oraz pootwierać czakry. A krajobrazu dopełnia seria książek o duchowości.
Nic nie przebije "złotego talizmanu Pentakl" i "złotego talizmanu Krzyż Ankh". Oba przynoszą ochronę przed siłami zła oraz zaopatrują w życiową energię. Przy okazji kosztują kolejno 2 160 i 2 450 zł.
Czuję, że wszedłem do świata Edyty Górniak i Violi Kołakowskiej. Jednym słowem – nic tu nie trzyma się kupy. Nie wytrzymuję i kontaktuję się z religioznawcą, by zapytać, czy te najróżniejsze symbole, talizmany czy świecidełka faktycznie mają jakieś podłoże w historii. Okazuje się, że tak, choć sprawa jest wyjątkowo skomplikowana.
"Kapitalizm pomógł zrozumieć, że na wszystkim można zarobić"
– Ezoteryzm i okultyzm to nie są zjawiska, które łatwo zdefiniować lub rozdzielić. Obydwa terminy wiążą się z wiedzą ukrytą. Ezoteryzm wywodzi się z greki i mówi o tym, co wewnętrzne, a okultyzm wywodzi się z łaciny i mówi o "skrytym, tajemniczym, tajnym" – mówi nam dr Joanna Malita-Król z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Chodzi o wiedzę i umiejętności, które są ukryte dla ogółu. Są trudne, zakazane lub schowane z obawy przed niezrozumieniem. Można je poznać poprzez wtajemniczenie, wejście np. do zakonu magicznego, odprawienie rytuału, albo otrzymanie objawienia od bytów nadnaturalnych – dodaje.
Skąd więc takie pomieszanie z poplątaniem we współczesności? – W historii bywało bardzo różnie. Oczywiście mieliśmy magię typu ludowego, która do dzisiaj jest obecna w praktykach szeptuch. Mieliśmy i mamy też magię ceremonialną – wyjaśnia i podkreśla, że zachodni ezoteryzm ma początki w starożytności.
– Za to w czasach oświecenia spadły wpływy chrześcijaństwa i zainteresowano się innymi religiami. To, co widzimy współcześnie to czerpanie z najróżniejszych tradycji. Dlatego poszczególne osoby łączą w praktyce tarota, kryształy, bóstwa – tłumaczy dr Malita-Król.
Wystawiając kamyczki, klątwy i olejki do Voodoo można nieźle zarobić. Czy zawsze było to źródło dochodu? – Myślę, że kapitalizm pomógł nam zrozumieć, że na wszystkim można zarobić – ocenia, po czym dodaje: – Jeśli ktoś ma pewną wiedzę i chce się nią dzielić, to chyba zawsze spodziewa się jakiejś formy gratyfikacji.
– W dawnym czasach mieliśmy i polowania na czarownice i heretyków, ale też magów, czarnoksiężników, astrologów i alchemików, którzy pracowali na królewskich dworach. U nas był Mistrz Jan Twardowski, który był nadwornym czarnoksiężnikiem króla Zygmunta – porównuje.
W przypadku katolicyzmu, judaizmu czy islamu mamy konkretne rytuały, obrzędy czy sakramenty, które mają pewne umocowanie. Czy w przypadku ezoteryki także obowiązują konkretne zasady?
– Jest kilka różnych przekonań, które mogą być pewnymi zasadami. Na przykład wywodzące się z czasów starożytnych "Jak na górze, tak i na dole", czyli uznanie, że wszystko jest ze sobą powiązane. Ja się zajmuję współczesnym pogaństwem, w tym wicca, gdzie pojawia się prawo trójpowrotu, które mówi, że wszystko wraca do człowieka trzykrotnie, że każdy nasz czyn ma znaczenie. Ale nie ma jednego, zasadniczego systemu, który obowiązuje wszystkich. Tu w grę wchodzą osobiste, personalne interpretacje, poczucie tożsamości, przynależność do grona i pochodzenie jego wiedzy. To za każdym razem będzie się różniło – podsumowuje.
"Jej życie stacza się po równi pochyłej"
W końcu dostaję odpowiedź od sprzedawcy ws. ściągania klątwy. Poproszono mnie o podanie danych rodziny. Żadnej informacji o tym, jak sprawdza się istnienie klątwy czy konkretnej procedury oczyszczania z przekleństwa.
Wszystkie wróżki, szeptuchy, ezoterycy, znachorzy, na których trafiłem, informują, że nie zajmują się czarną magią. W końcu jednak trafiam na oferty, gdzie za 200, 300, 500 złotych mogę wywołać u mojego wroga niepowodzenia w pracy, upadek na zdrowiu oraz długi.
Informuję, że jestem zainteresowany rzuceniem klątwy, prosząc o wyjaśnienie, jak przebiega cały proces. Dostaję odpowiedź. Na początku jestem zapewniany, że dyskrecja jest podstawą działalności zawodowej okultysty.
"Klątwa trwa trzy dni. Osoba, która jest obiektem takiego rytuału, doznaje szeregu cierpień i niepowodzeń w sferze zdrowotnej, materialnej oraz kontaktów międzyludzkich" – pisze, po czym dodaje: "Wszyscy zaczynają się od tej osoby odsuwać. Jej życie stacza się po równi pochyłej. Pierwsze efekty klątwy widać już po kilku dniach i one stale narastają".
Z wyjaśnień wynika, że siła klątwy narasta z każdym dniem, bowiem "karmi się każdym kolejnym niepowodzeniem i nieszczęściem". Jeśli zdecyduję się na taki rytuał, muszę zapłacić 500 złotych oraz podać imię, datę urodzenia oraz wysłać zdjęcie osoby, która ma być moim celem.
Jak konkretnie przeprowadzana jest klątwa? Tego się nie dowiaduję. Do okultysty wysyłam także oficjalnego maila z pytaniami (już jako dziennikarz), dlaczego chce szkodzić ludziom za pieniądze. Odpowiedzi jednak nie otrzymuję.
– Nie wierzę, że ktoś naprawdę robi ludziom takie rzeczy i że ktoś z takich rzeczy korzysta – słyszę od znajomego, któremu opowiadam o zebranym przeze mnie materiale.
Mnie też ciężko w to uwierzyć, dlatego pytam psychologa, dlaczego wciąż wierzymy i sięgamy po takie rzeczy. – Myślę, że to przede wszystkim wynika z popularnego w psychologii mechanizmu wyparcia – komentuje Michalina Kulczykowska, psycholożka i interwentka kryzysowa.
– W trudnych sytuacjach o wiele łatwiej nam, jako ludziom, jest wypierać. Czyli udawać, że czegoś nie ma, że coś się nie dzieje, że jeśli mamy problemy ze zdrowiem psychicznym, to staramy się żyć dalej, nakładać maskę i funkcjonować – dodaje absolwentka Pedagogiki Specjalnej oraz Szkoły Trenerów House of Skills.
"Różne zewnętrzne przyczyny łatwiej zaakceptować"
– To także poszukiwanie innych powodów tego, że w naszym życiu wydarzyło się coś złego. Teraz bardzo popularne jest mówienie, że mamy zły dzień, bo mamy księżyc w nowiu. Różne zewnętrzne przyczyny łatwiej zaakceptować, gdy znajdziemy coś, co pokaże, że to nie nasza wina – wyjaśnia.
Jak podkreśla, uciekanie w alternatywne formy wierzeń jest jednym z głębszych etapów wyparcia. Zaznacza jednak, że samo zainteresowanie tego typu kwestiami nie jest niczym złym, o ile nie jest formą rozwiązywania życiowych problemów.
– Tarot, numerologia nie musi być czymś z góry złym. Możemy mieć różne zainteresowania, ale nie powinniśmy wypierać problemów. A sposobów polepszenia naszego stanu powinniśmy szukać przede wszystkim w sobie – komentuje.
– Jeżeli mamy wyjaśnienie czegoś w horoskopie, porze roku, czy numerologii, to łatwiej nam zrozumieć, dlaczego odnieśliśmy jakąś porażkę – mówi. Ile jednak można ciągnąć stan wyparcia i czym w ostateczności grozi takie zatracenie?
– To zależy od skali problemu. Jeżeli mamy do czynienia z depresją i osoba chora widzi swoje objawy, ale nie idzie po pomoc do specjalisty, tylko udaje się do wróżki, sprawdza numerologię, to przez chwilę poczuje się lepiej. Ale w końcu przyjdzie taki moment, że ta osoba nie będzie w stanie wstać z łóżka – podsumowuje.