Wielki protest w Izraelu. 110 tysięcy ludzi wyszło na ulice Tel Awiwu
- W Izraelu w sobotę odbyły się liczne protesty. Największy z nich miał miejsce w Tel Awiwie. Na ulice, według szacunków policji, wyszło ponad 100 tys. Izraelczyków
- Izraelczycy sprzeciwiają się obecnemu skrajnie prawicowemu rządowi, który ma w planach m.in. reformę systemu sądownictwa. Nowe prawo zachwieje niezawisłością sądownictwa
Wielki protest miał miejsce w sobotę wieczorem. Manifestanci przynieśli ze sobą transparenty wzywające do zakończenia rządzącej Izraelem koalicji, która jest najbardziej prawicową i religijno-nacjonalistyczną w historii tego kraju.
Masowy protest w Tel Awiwie przeciw prawicowemu rządowi
- To niebezpieczny rząd – powiedziała stacji BBC Yaara Ben Geraluf, nauczycielka z Jaffy (część Tel Awiwu). Jak tłumaczyła, "ten rząd nie będzie dobry dla kobiet, dla ludzi LGBTQ+, dla biednych i oczywiście dla Palestyńczyków".
Organizatorzy tej manifestacji przekonywali, że próbują powstrzymać "zamach stanu" przeciwko demokracji. Był to drugi tydzień z rzędu, kiedy w miastach odbywają się masowe protesty. Poza Tel Awiwem manifestanci wyszli na ulice m.in. Hajfy i Jerozolimy.
W Tel Awiwie przemawiali też politycy. Lider opozycji Yair Lapid zwrócił się do tłumów, mówiąc, że "ludzie, którzy kochają ten kraj" przyszli, by bronić jego demokracji i sądów. - Nie poddamy się, dopóki nie wygramy - powiedział.
Grossman: Izrael stoi w obliczu "godziny ciemności"
Podczas protestu przemawiał także jeden z najbardziej znanych izraelskich pisarzy, Dawid Grossman. Jak mówił, Izrael stoi w obliczu "godziny ciemności", w której wielu obywateli czuje się obco we własnym kraju.
- Coraz częściej spotykam ludzi, głównie młodych, którzy nie chcą dalej tu żyć. Czują, że to, co się tutaj dzieje, jest dla nich obce i siłą rzeczy czyni ich obcymi w ich kraju - tłumaczył pisarz.
I dodał: "Przecież państwo Izrael powstało po to, by było jedno miejsce na świecie, gdzie Żyd, naród żydowski, będzie czuł się jak w domu. Ale jeśli tak wielu Izraelczyków czuje się jak obcy we własnym kraju, to widocznie coś jest nie tak."
Przypomnijmy, że Benjamin Netanjahu stworzył koalicję, która obejmuje skrajnie prawicowe partie, w tym jedną, której lider został kiedyś skazany za antyarabski rasizm. Nowy (stary) premier Izraela chce też reformować sądy. Jego plan zakłada m.in. zwiększenie kontroli rządu nad procesem wyborów sędziów Sądu Najwyższego oraz możliwość uchylania orzeczeń tego sądu większością 61 głosów w parlamencie (w Knesecie jest 120 posłów).
Izraelczycy obawiają się, że nowe prawo zniszczy niezawisłość sądownictwa oraz będzie sprzyjać korupcji, a przy tym ograniczy prawa mniejszości.
Warto także też dodać, że Izrael od lat dryfuje w prawo. Według analityka Tamara Hermanna z Izraelskiego Instytutu Demokracji 60 proc. izraelskiego elektoratu jest prawicowe, 12-14 proc. identyfikuje się jako osoby lewicowe, a pozostali są w tzw. centrum. Stąd też sukces Netanjahu i jego koalicjantów w ostatnich wyborach.