Oni zorganizują turystom w Tajlandii prawie wszystko. Także seks-show. "Występ zszokował nawet nas"

Dorota Kuźnik
04 lutego 2023, 19:10 • 1 minuta czytania
Noc pod gwiazdami – żaden problem. Wycieczka na pokaz seksu na żywo – realizowali i takie życzenia gości. – Polaków najbardziej szokuje to, że to taki ucywilizowany kraj – mówi Grzegorz Kasperski, który z Robertem Bielskim od pięciu lat organizuje Polakom spersonalizowane wycieczki po Tajlandii. W naTemat opowiadają o otwartości Tajów, stereotypach oraz tym, że Tajlandię odwiedzać można przez cały rok, również poza sezonem.
Tajlandia poza sezonem i seks-turystyka w Tajlandii. Nieznane strony kraju Fot. Robert Bielski / archiwum prywatne

Grzegorz Kasperski i Robert Bielski wyprowadzili się do Tajlandii pięć lat temu. Początki nie były łatwe, ale dziś z dumą mówią o sobie, że są "lokalsami". Tę lokalną stronę kraju pokazują turystom, oferując im nie tylko wakacje skrojone do ich potrzeb, ale też oferując usługi concierge. Jak zwiedzać Tajlandię, żeby przeżyć niezwykłą przygodę życia i poznać prawdziwe oblicze kraju, opowiadają w naTemat.


Jesteście też żywą definicją powiedzenia "rzuć wszystko i zamieszkaj..." w waszym przypadku w Tajlandii. Do podjęcia takiej decyzji trzeba mieć worki z pieniędzmi? Bo to brzmi wspaniale, ale diametralna zmiana życia, żeby nie zrobić z niej walki o przetrwanie, chyba musi kosztować.

Robert Bielski My do tego podeszliśmy bez worków pieniędzy. Oczywiście w przypadku wyprowadzki do kraju azjatyckiego trzeba brać pod uwagę koszty, takie jak wizy, czy różnego rodzaju pozwolenia na pracę, więc całkiem na dziko, czyli w cenie biletu raczej się nie uda. Ale czy potrzeba do tego gigantycznych oszczędności? Jesteśmy dowodem, że nie. Przed podjęciem decyzji planowaliśmy półroczne wakacje, więc mieliśmy odłożone tyle, ile wydalibyśmy na długim urlopie. Podczas tego wyjazdu, zamiast jednak wydawać pieniądze, zainwestowaliśmy je i otworzyliśmy w Tajlandii restaurację.

Wywodzicie się branży beauty blisko związanej z show-biznesem. Mieliście wcześniej styczność z pracą w gastronomii?

Grzegorz Kasperski Nie. Pakowanie się w gastronomię, gdy nie ma się o niej zielonego pojęcia, wiązało się ze zderzeniem z rzeczywistością. To bardzo ciężka praca i ostatecznie sprzedaliśmy lokal. Było to jednak ciekawe doświadczenie, dzięki któremu poznaliśmy ludzi z branży turystycznej i zajmujemy się teraz tym, czym się zajmujemy.

Czyli organizacją w Tajlandii wycieczek pod konkretnych turystów, z uwzględnieniem ich oczekiwań, zainteresowań i – co ważne – budżetu. Czyli budżetowo też można zwiedzać Tajlandię?

G.K. Oczywiście, że można. Tajlandię upodobało sobie wielu bardzo bogatych ludzi, którzy za wypoczynek są w stanie zapłacić cenę równą wartości domu w tym kraju. Spotykamy się z tym. Sporo jest też jednak osób, które nie mają milionów do wydania, a i one też mają tu czego szukać.

R.B. Oczywiście Tajlandię można zwiedzać na własną rękę, bo jest bardzo przyjazna, ale trzeba się do tego przygotować. Z doświadczenia naszych gości wiemy jednak, że jest wielu, którzy wolą, żeby część pracy wykonać za nich. Mówiąc wprost, nie chce im się spędzać wielu godzin na robieniu researchu, szczególnie że w sieci można znaleźć sporo błędnych i sprzecznych informacji.

G.K. Drugą kwestią jest sezon. Nie jest prawdą, że do Tajlandii można lecieć wyłącznie w trakcie trwania europejskiej zimy, bo później tylko pada deszcz. Lowcostowe wakacje są możliwe w sezonie, ale również w porze, która powszechnie uznawana jest za deszczową. Faktycznie, na południu jest deszczowo, ale zdarzają się piękne dni. Są też jednak prowincje, gdzie pora deszczowa nie jest w ogóle odczuwalna. Na Ko Samui świetna pogoda jest do października. Jeśli więc ktoś np. ma dzieci i na wakacje może sobie pozwolić wyłącznie latem, może spędzić je w Tajlandii. A my możemy mu je zorganizować, bo duże biura podróży tego nie robią.

Wy robicie, bo wycieczki "kroicie na miarę" i jeszcze oferujecie usługę "concierge".

G.K. I to też nas wyróżnia. Najpierw zawsze rozmawiamy z gośćmi o ich oczekiwaniach, wyceniamy je i potem realizujemy. A ponieważ jesteśmy już trochę jak lokalsi, zabieramy turystów w miejsca, które sami sprawdziliśmy, które znamy i za które ręczymy. Pokazujemy im Tajlandię od kuchni i spędzamy z nimi czas. To wartość dodana.

Jesteście dużo drożsi od klasycznych biur podróży?

R.B. Trudno to jednoznacznie ocenić, bo wiele zależy od oczekiwań gości. Nasza oferta może być porównywalna do tej przygotowywanej przez dużych organizatorów, ale dzięki temu, że możemy się indywidualnie dostosować, organizujemy też wyjątkowe życzenia, czyli wspomniane usługi concierge. Możemy pośredniczyć w kompleksowym wynajmie nieruchomości, auta i organizacji wycieczki luksusowym jachtem, przeprowadzić profesjonalną sesję zdjęciową w pięknych okolicznościach, wraz z makijażem i fryzurą, czy nawet zaplanować i zorganizować wielkie polskie wesele.

G.K. Może nie takich wielkich, ale za to wyjątkowych zorganizowaliśmy już kilka a kolejne przed nami już za parę dni. Czasami trzeba zorganizować inne atrakcje, które uchodzą za najbardziej wymagające.

Chodzi o kategorię seks-atrakcji, z których słynie Tajlandia?

G.K. Nie specjalizujemy się w tym, bo seks-turystyka kojarzy się głównie z przyjazdem na seks. Tym się nie zajmujemy, szczególnie że takie osoby zwykle nie potrzebują do organizacji takiego wypadu żadnego concierge'a.

Czym innym jest natomiast show erotyczne i przyszło nam faktycznie zorganizować wyjście na taki pokaz. Grupa gości powiedziała nam wprost, że są dorośli, wiele się nasłuchali, nie interesuje ich seks-turystyka, ale chcą to zobaczyć, bo w końcu to Tajlandia, a w Polsce tego nie ma. Trochę się tego obawialiśmy, bo to są miejsca, które często kojarzą się z różnego rodzaju nieprzyjemnymi sytuacjami, które kończyły się niesmakiem i rozczarowaniem, szczególnie finansowym.

Trochę jak w polskich klubach go-go?

G.K. Podobnie. Goście są bardzo mile witani przez hostessy czy hostessmenów, którzy na ulicy prezentują nawet cenniki. Kiedy jednak decydują się na udział w show, okazuje się, że rzeczywisty koszt jest o wiele wyższy. Słyszałem, że klienci namawiani są na stawianie drogich drinków i dawanie wysokich napiwków. To sprawia, że po wszystkim zostaje złość i rozczarowanie, a tego na wakacjach nikt nie lubi. Kiedy więc dostaliśmy prośbę, żeby coś takiego zorganizować, podeszliśmy do tego bardzo zadaniowo.

Rozumiem, że udało się zorganizować to wyjście?

G.K. Tak. Poprosiliśmy znajomego Taja, żeby wszystko umówił. Goście od początku wiedzieli, ile zapłacą za drinki i nikt nie namawiał ich do tego, żeby zapłacili większy napiwek, niż mieli na to ochotę. I byli bardzo zadowoleni z show, które zobaczyli, choć mogło być ono szokujące. Zresztą zszokowało nawet nas.

Aż tak?

G.K. O tych show mówi się głównie, że polegają one na prezentacjach wkładania sobie różnych rzeczy w różne intymne części ciała. Nie spodziewaliśmy się jednak, że na koniec zobaczymy seks na żywo. To było bardzo zaskakujące, ale goście wyszli z tego pokazu zadowoleni, więc można uznać, że wyjście było... stosunkowo udane.

Taki wypad zdarzył się jednorazowo. Większość gości woli oglądać "must have"?

G.K. Na szczęście tak! Ostatni nasz taki projekt to trzydniowa objazdowa wyprawa do dżungli Khao Sok i tu aktywnie, sporo trekingu, nocleg w klimatycznych domkach na drzewie oraz w kapsułach na jeziorze Cheow Lan, opływanie jeziora długorufową łódką pomiędzy skałami wapiennymi wystającymi z turkusowej wody, oglądanie jaskiń pełnych przedziwnych konstelacji zwapniałych raf koralowych, które miliony lat temu były pod wodą, a to wszystko w towarzystwie makaków, gibonów, odgłosów ptaków, głośnych cykad w egzotycznej scenerii ogromnych bambusów i egzotycznych roślin. To nasza autorska wyprawa, na którą jeździmy z gośćmi. 

R.B. Oczywiście trochę klasyki, czyli wyspa Jamesa Bonda. Opływamy zatokę Phangnga wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO z jej licznymi atrakcjami. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie dorzucili czegoś od siebie. Zazwyczaj ten kierunek podróży kończy się lunchem na wiosce na palach, my swoich gości zabieramy na posiłek do miejsca z widokiem 180 stopni.

G.K. Z rozczarowań natomiast to chyba tylko Pattaya. Dla podróżnych szukających prawdziwej Tajlandii ten region nie będzie interesujący. Tak samo, jak Bangla Road na Phuket - dla szukających spokoju i odpoczynku. To właśnie Bangla jest najbardziej imprezową ulicą Tajlandii, która może być również niezwykła dla wszystkich, którzy po prostu kochają się zabawić! 

Turystyczna Tajlandia ma coś wspólnego z prawdą o tym kraju, czy to bardziej polukrowany obrazek, który przykrywa bardziej przyziemną codzienność?

R.B. Pamiętam, jak w czasie pory deszczowej w klubach niewiele się działo i pierwszy raz zostaliśmy zaproszeni na obiad do tajskich przyjaciół. Od razu skorzystaliśmy z zaproszenia, bo była to pierwsza szansa na poznanie prawdziwej lokalności. To było zderzenie z rzeczywistością, które nie tyle było przytłaczające, co wzruszające. Zobaczyliśmy, jak ci ludzie ściągają swoje błyszczące stroje i wysokie koturny, zmywają makijaże i wracają do domów, w których są babcie, ciocie, dzieci... Wszyscy ze sobą rozmawiają, jedzą na klepisku ze wspólnej misy i rozmawiają. Tam nikt siebie nie ocenia i to jest piękne.

Rodzice czy dziadkowie nie mają problemu, że syn czy córka pracuje w klubie, w którym prezentuje np. erotyczne show?

R.B. Zupełnie nie. Przyjmuje się, że to praca jak każda inna. Zresztą trzecia płeć jest tam powszechnie uznawana i nikogo nie dziwi, że osoby transseksualne pracują w bankach, sklepach czy restauracjach. Wiadomo, że jedni są mądrzejsi, inni ładniejsi i każdy ma pracę, która bardziej odpowiada jemu i jego atutom. Ostatecznie, ponieważ nie ma tam systemu emerytalnego i tak wszyscy mają poczucie obowiązku przejęcia na starość odpowiedzialności za rodziców. Nikogo nie dziwi, że ktoś z dnia na dzień rzuca pracę w Bangkoku, wraca na prowincję, gdzie znajduje się na przykład rodzinna plantacja kauczuku, na której to zaczyna pracować, przejmując opiekę nad gospodarstwem i rodzicami. To zresztą żaden przymus. Oni wewnętrznie czują, że tak trzeba. I robią to.

Można chyba przyjąć więc, że to bardzo otwarty naród.

G.K. To prawda. Otwarty i bardzo miły. Tam o nikim nie powie się na przykład, że jest brzydki. Jeśli już używa się tego typu określeń, mówi się "niezbyt ładny". Do tego to jest wszystko bardzo prawdziwe, choć relacje ze znajomymi są budowane dość powierzchownie, a liczy się rodzina.

R.B. Nigdy natomiast nie spotkało nas nic, przez co poczuliśmy się odrzuceni. Oczywiście żyjemy z poszanowaniem ich zasad, szczególnie że są bardzo dumnym narodem. Tajów nie można obrazić ani poniżyć. To też wynika z ich historii. Tajlandia nigdy nie straciła niepodległości, co dla Tajów jest wielkim powodem do dumy.

G.K. Ich otwartość w dużej mierze też jest widoczna gołym okiem, o czym świadczy, chociażby podejście do wyglądu. Na Tajach nie robi wrażenia nie tylko wspomniana trzecia płeć, ale też jakiekolwiek modyfikacje ciała. Co drugi Taj i Tajka mają zoperowane nosy, w które namiętnie wszczepiają implanty, żeby je sobie powiększyć.

Operacje plastyczne i medycyna estetyczna to też zdecydowanie kwestie, które dość jednoznacznie kojarzą się z Tajlandią. Faktycznie jest tak, że na targu funkcjonują "kliniki", w których można sobie np. zoperować piersi w niespecjalnie bezpiecznych warunkach?

R.B. To mit. Oczywiście nie twierdzę, że nie ma tego wcale, natomiast z pewnością nie jest to powszechne. Faktycznie medycyna estetyczna jest tam bardzo popularna i powszechna, ale wszystko robione jest w salonach, które wyglądają jak te w Europie. Korzysta z nich po prostu więcej osób, bez względu na płeć. Dowodem na to może być, chociażby reklama największej sieci komórkowej. Na zdjęciu para, gdzie chłopak ma blond włosy, kreski na oczach i błyszczące usta. A to jednak reklama skierowana do populacji, a nie do grupy ludzi. Tajowie są więc w tej kwestii bardzo otwarci.

Brzmi jak bardzo bogaty kraj. Nie tak zwykło się myśleć o Tajlandii, choć PKB kraju od końcówki lat 90. niemal niezmiennie pnie się w górę.

G.K. Jest wiele skrajności. Na jednym biegunie są ubogie prowincje gdzie niczego się nie liftinguje. Są domki pokryte słomą, long tail boaty i lokal life. Na drugim biegunie jest Bangkok. Tu rzadko ktoś używa gotówki. Wszystko realizowane jest za pomocą przelewów na telefon. Nie widać, żeby ten kraj był z czymkolwiek do tyłu.

R.B. Kiedy była pandemia i w sklepach obowiązywały limity przyjęć, to do sklepu Yves Saint Laurent stała kolejka, w której czekało się godzinę. Ludzie kupują tam ogromne ilości towarów marek selektywnych, czego przecież nie widać, chociażby w Warszawie. W stolicy Polski zresztą nawet samych luksusowych sklepów jest znacznie mniej, niż w Bangkoku, nie mówiąc o ich popularności.

Z jakimi stereotypami o Tajlandii spotykacie się najczęściej?

G.K. Chce mi się śmiać, kiedy ludzie się dziwią, że "Tajlandia to taki cywilizowany kraj". Cały czas myśli się o niej raczej w kategoriach biedy i swojskości, tymczasem jest tu ogromny rozstrzał. To jednak jest wielką zaletą tego kraju, bo można zobaczyć, jak bardzo jest różnorodny. Aa my możemy w tym pomóc.