"Osoba zgłaszająca problem w służbach, sama staje się problemem. Odwet przybiera różne formy"

Aneta Olender
17 lutego 2023, 06:02 • 1 minuta czytania
– Próba zawalczenia o siebie jest traktowana trochę jak naplucie na mundur. Przepraszam za dosadność, ale utarło się takie stwierdzenie "Nie sra się w swoje gniazdo" – mówi Joanna Jałocha z Fundacji #SayStop. Fundacja wspiera ofiary mobbingu, dyskryminacji, molestowania w służbach mundurowych, bo system takie osoby ignoruje albo zmusza do odejścia ze służby.
Ofiary przemocy w służbach mundurowych nie mogą liczyć na systemową pomoc, twierdzą założycielki Fundacji #SayStop. Fot. Adam Burakowski/REPORTER

Gdyby mogła pani cofnąć czas, to jeszcze raz wstąpiłaby pani do policji, a później do wojska? Wybrałaby pani taką samą drogę?

Ciężkie pytanie… Myślę, że drugi raz nie zdecydowałabym się na służby mundurowe. Dziś znam je od podszewki i chyba właśnie dlatego nie chciałabym poznawać tego świata po raz drugi.

Czego pani doświadczyła?

Moja batalia trwa już szósty rok. Mam kilka procesów, dlatego nie chciałabym wdawać się w szczegóły, ale mogę powiedzieć, że zwłaszcza w wojsku doświadczyłam zachowań w stosunku do mnie niepożądanych.

Oczywiście na początku była fascynacja służbą, tym co robiłam. Zaczęłam pracę w komisariacie i dość szybko zostałam przeniesiona do Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu do Zespołu do Walki z Handlem Ludźmi, Pornografią Dziecięcą i Pedofilią, ponieważ jestem prawnikiem i znam trzy języki obce.

Zostałam wrzucona na głęboką wodę, obdarzona dużym zaufaniem, więc przydzielone mi zadania pochłaniały mnie w 100 proc. Długo starałam się dostosowywać do tego męskiego środowiska. Potrzeba było też sporo czasu, by nazwać pewne rzeczy, zdefiniować je, zobaczyć i wiedzieć, jak się przed nimi ochronić.

Wielu rzeczy nauczyłam się dopiero później. O ironio losu jestem też prawniczką z wykształcenia, a w którymś momencie czułam się jak dziecko we mgle. Nie wiedziałam nawet, w którą stronę mam się ruszyć. Dopiero kiedy zaczęły się regularne bitwy procesowe, jakoś się zmobilizowałam. 

Zostałam też skierowana na komisję lekarską, a że miałam diagnozę stwardnienia rozsianego, to komisja od razu wykreśliła mnie z wojska. W rozporządzeniu jest zapisane, że ta jednostka chorobowa dyskwalifikuje ze służby.

Od 2017 roku jestem na utrzymaniu m.in. pani. Być może jestem jedną z najmłodszych rencistek w wojsku, a nic nie stało na przeszkodzie, bym dalej pełniła służbę. Nigdy nie wzięłam zwolnienia lekarskiego z tytułu tej choroby, nie mam objawów, pozostaję w programie lekowym, a mimo wszystko wojsko ucina mi możliwość dalszej służby. Widocznie państwu bardziej opłaca się utrzymywanie mnie na rencie wojskowej.

Dlaczego zdefiniowanie problemu zajęło tyle czasu?

Jako służby mundurowe mamy duży problem z nazwaniem pewnych rzeczy i zdefiniowaniem ich, a co za tym idzie z próbą poradzenia sobie z problemem. Myślę, że na tamtym etapie, w policji, a później w wojsku, pewnych rzeczy nie potrafiłam nazwać. Nie potrafiłam się temu przeciwstawiać – tu jest granica, dziękuję, do widzenia. Choć wiem też, jak by się to skończyło. Przecież w końcu to zrobiłam i wtedy się zaczęło, a właściwie system zaczął swoje. 

Po 2,5 roku działalności fundacji widzę, jaki mamy problem z edukacją antydyskryminacyjną. Ludzie nie potrafią rozróżnić mobbingu od polecenia, od wydanego rozkazu, nie potrafią określić, czym jest nierówne traktowanie.

W przypadku molestowania seksualnego – które podlega zgłoszeniu do prokuratury jako przestępstwo skodyfikowane – jesteśmy bardziej świadomi przekroczenia granicy, choć dziewczyny często wycofują się ze zgłaszania takich nadużyć. Twierdząc, że do funkcjonowania w służbach mundurowych, jeśli weszło się jako kobieta, trzeba się dostosować.

A jeśli decydują się na zgłoszenie, to bardzo często dopiero na późnym etapie, kiedy zachowania sprawcy są już daleko idące. Wtedy zaczyna się batalia policyjno-prokuratorska.

Chodzi też o poczucie jakiejś źle rozumianej lojalności wobec tych, którzy lojalni nie są?

Niestety. Próba zawalczenia o siebie jest traktowana trochę, jak naplucie na mundur. Przepraszam za dosadność, ale utarło się takie stwierdzenie "Nie sra się w swoje gniazdo". Sprawy wewnętrzne załatwia się wewnątrz. Tylko czyim kosztem?

Trochę jak w przemocowej rodzinie.

To jest jak przemocowa rodzina. Wszystko trzeba skrzętnie ukrywać, chować. Najlepiej w ogóle o tym nie mówić, zamknąć oczy, zatkać uszy, nic nie widzieć, nic nie słyszeć. Realia są takie, że ten, co zgłosił, zazwyczaj wcześniej czy później musi odejść.

Patrząc na osoby, które przychodzą do nas, mogę powiedzieć, że historie są bardzo podobne, a właściwie można powiedzieć, że schemat działania strony służbowej jest dokładnie taki sam. Wykorzystywane są te same narzędzia do działań odwetowych. I oczywiście wszystko dzieje się w granicach prawa, w granicach dozwolonych przez dowódcę czy komendanta.

Czyli co się dzieje?

Przeniesienia, obniżenia dodatku, obniżenia oceny służbowej.

Ktoś zgłasza nieprawidłowości i się zaczyna? Jak wygląda mechanizm "rozwiązywania" problemu?

W każdej ze służb jest inaczej. Choć na początku trzeba zaznaczyć, że mobbing w służbach mundurowych "nie istnieje", jesteśmy wyciągnięci spod prawa. 

Bo kodeks pracy nie dotyczy służb mundurowych?

Tak, ponieważ jesteśmy w stosunku służby, a nie pracy. Oznacza to, że przepisy zawarte w kodeksie pracy nie dotyczą około 360 tys. osób w tym kraju. Oznacza to również, że tak naprawdę można stosować wobec tych osób mobbing w każdej postaci, w każdym stopniu, i nikt nie ponosi za to konsekwencji. Nie ma prawnego mechanizmu ochrony służb mundurowych przed mobbingiem w służbie. 

Myślę, że zachowania osób, które dopuszczają się mobbingu, są podsycane tym, że nie ponosi się za nie żadnej odpowiedzialności. Nic takiej osobie nie grozi. A jak wyskoczy jeden trybik ze stutysięcznej maszyny, czyli ofiara, to nikt się nie zorientuje. Tylko mówiąc o trybikach, operując liczbami, ciągle rozmawiamy o ludziach.

Nie ma wsparcia psychologa?

Każda służba mundurowa ma zespoły psychologów. Jednak w rzeczywistości wygląda to tak, że każdy psycholog jest zatrudniony przez albo dowódcę, albo komendanta, co oznacza, że i on funkcjonuje w tej hierarchicznej strukturze, w której komuś podlega. Dlatego zaufanie do tych psychologów jest ograniczone.

Osoby, które się do nas zgłaszają, albo w ogóle nie korzystały z pomocy psychologów resortowych, albo, jeśli skorzystały, to raz, góra dwa razy. Zazwyczaj były im odradzane jakiekolwiek działania zmierzające do założenia sprawy. Najlepiej wszystko wyciszyć i zapomnieć o tym. Dywany u nas, w służbach mundurowych, są dosyć obszerne, bo muszą się tam zmieścić różne zamiatane sprawy. 

W każdym razie system pomocy psychologicznej nie działa, a właściwie działa tylko i wyłącznie na papierze. Kolejnym czynnikiem, który hamuje ludzi przed rozmowami z psychologami resortowymi, jest to, że na stanie mamy broń służbową.

Jeśli ktoś się zgłasza do specjalisty z jakimś problemem natury psychicznej, ma depresję, załamanie nerwowe – czego można doświadczać w cywilu, ale nie w służbach – to psycholog musi zameldować dowódcy, że taki problem się pojawił, że broń może zostać wykorzystana do innych celów niż do użytku służbowego. Wtedy zazwyczaj wydany jest zakaz pobierania broni przez taką osobę i bardzo często kieruje się ją na komisję lekarską.

Wróćmy jeszcze do działań odwetowych...

Jeśli jest problem, należy go wyeliminować. To stara reguła: osoba zgłaszająca problem, sama staje się problemem. Odwet za zgłoszenie może przybierać różne formy, bo życie można uprzykrzać na różne sposoby.

Można przenieść takiego człowieka do dalszego pełnienia służby, ale w innym wydziale, w innej jednostce, np. 500 km dalej. Jest też inny straszak. Każdego roku każdy w służbie mundurowej jest opiniowany. Opinie są tak skonstruowane, że dowódca wcale nie musi ich uzasadniać. 

Wiele osób popełnia pewien błąd. Kiedy zaczynają się jakiekolwiek szykany ze strony służbowej, to ludzie najczęściej uciekają na L4. 30 dni nieprzerwanego L4 daje dowódcy, komendantowi prawo skierowania takiej osoby na komisję lekarską, gdzie można już mieć pod górę.

System nie dopuszcza chwil słabości. Nie można wziąć zwolnienia od psychiatry, bo to już może być powód do wydalenia ze służby.

Jeśli chodzi o szykany, to jest też choćby wszczynanie postępowań dyscyplinarnych o wszystko. Na zasadzie: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie.

Na przykład?

Jedna z naszych podopiecznych miała postępowanie dyscyplinarne za oczywistą omyłkę pisarską w protokole. Wobec innej dziewczyny, policjantki, prowadzono jednocześnie 9 lub 10 postępowań. Chodzi o to, żeby taką osobę umęczyć, żeby miała już dość.

Jak reagują współpracownicy? Boją się?

Bardzo rzadko zdarza się, żeby współpracownicy powiedzieli, jak faktycznie było. Zazwyczaj albo zamykają oczy, albo zasłaniają się niepamięcią. Są też tacy, którzy w ramach podlizywania się przełożonemu, którego sprawa dotyczy, idą do niego, aby przekazać jeszcze więcej informacji na temat osoby poszkodowanej. Prawie zawsze fałszywych, szkalujących.

Za każdym razem powtarzamy, że nie ma co liczyć na to, że w strukturze mundurowej znajdą się świadkowie. Ludzie nie chcą się angażować choćby dlatego, że mają domy, rodziny, zobowiązania finansowe, a jak się naoglądają tego, co dzieje się z osobą, która oficjalnie zgłosiła nadużycie, boją się wychodzić przed szereg.

Dużo osób, z tych, które się do nas zgłaszają, to osoby już stojące pod ścianą. Są w takim stanie emocjonalnym, że nie wiedzą, co mają ze sobą robić, jak funkcjonować. Wszystko to odbija się też na ich życiu prywatnym, na ich zdrowiu. 

Jeśli popatrzeć na to w ramach systemowych, to nie ma żadnego wsparcia osób zgłaszających nadużycia, przemoc itd. Właściwie nie wiadomo, co z takim zgłoszeniem zrobić. Można zawiadomić prokuraturę, ale z jakiego paragrafu zgłosić mobbing? Mieliśmy nawet jedną sprawę, gdzie pani prokurator umorzyła postępowanie, twierdząc, że skoro w policji nie istnieje mobbing, nie ma takiego zjawiska, to ona nie może nic zrobić. 

Środowisko służb mundurowych jest hermetyczne, zamknięte, ale jednocześnie toczy je wewnętrzny rak. Nie prowadzi się szkoleń, nie edukuje się z tego, jak np. radzić sobie ze stresem. Przez 4 lata oglądałam pornografię dziecięcą w ramach czynności służbowych i nikt nawet się mnie nie zapytał, czy może bym zechciała porozmawiać z kimś na ten temat.

Myślę, że system byłby o wiele zdrowszy, gdyby była jakaś możliwość odreagowania, gdyby człowiek był świadomy tego, że są rzeczy niedopuszczalnie. Bez względu na to, gdzie pracuję, mam prawo powiedzieć nie. W służbie nie można powiedzieć nie. Koniec, kropka.

Nie mówi się jednak o tym, że wpływa to również na poziom bezpieczeństwa w tym kraju. Służby, które wewnętrznie źle funkcjonują, nie mogą dobrze funkcjonować na zewnątrz. 

A właściwie dlaczego nie zachodzą żadne zmiany, nie ma kursów, edukacji? Zależy to od szeroko rozumianego systemu czy raczej od jednostek gdzieś na górze?

To jest system naczyń połączonych. Służby mundurowe nie prowadzą statystyk w temacie nadużyć, przemocy, a skoro nie ma statystyk, nie ma problemu. Po co więc prowadzić szkolenia? Oficjalnych zgłoszeń w ciągu 10 lat było może 300. 300 na 360 tys. To absurdalna liczba, bo do nas tylko w ciągu 18 miesięcy zgłosiło się prawie 200 osób. 

Dlaczego łatwiej jest wyrzucić osobę, która jest ofiarą, niż oprawcę, który zapewne uzna, że jest bezkarny i dalej będzie robił to samo, więc problem nie zniknie?

Taki człowiek na pewno zrobi to znowu. Przecież to standard. Nie będzie tej ofiary, to wybierze inną. A dlaczego łatwiej pozbyć się osoby pokrzywdzonej, a nie np. mobbera? Bo robiąc odwrotnie, strona służbowa musiałaby przyznać się do porażki, musiałaby przyznać, że dała na stanowisko kogoś, kto okazał się być przemocowcem. 

Fundacja powstała z bezsilności?

Fundacja jest krzykiem sprzeciwu wobec biernego systemu, który nie reaguje na nadużycia, który wypluwa jednostki. Jeśli jedna albo nawet i 20 osób wypadnie, to kto się w tym zorientuje? Nikt. Jednak nikt nie patrzy na to, ile kryje się za tym dramatów, ludzkich historii.

Fundacja powstała, ponieważ nie ma nic, co by mogło systemowo ochronić osoby, które zgłaszają mobbing, molestowanie seksualne, nierówne traktowanie w służbach mundurowych.

Czy ktoś mówił: "po co to"?

To było, a właściwie nadal jest coś nowego, dlatego podchodzono do nas bardzo sceptycznie. Niektórzy mówili, że to jakieś szaleństwo, że rzucamy wyzwanie resortom siłowym w tym kraju, że chyba nie jesteśmy zdrowe na umyśle, że to się nie może dobrze skończyć, że służby mundurowe muszą być twarde. Najwięcej było stwierdzeń: "I tak nic się nie zmieni", "Tkwimy w tym wszyscy, jesteśmy w tym wszyscy, nie zmieni się".

Jeśli się nic nie robi, to na pewno nic się nie zmieni.

W innych armiach, w Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych, wprowadzono naprawdę dużo pozytywnych rozwiązań. Tam są organizacje pomocowe, a u nas przemilcza się temat – zgasimy światło, nie widać problemu, więc uznajmy, że go nie ma. 

Mam wrażenie, że armia w Polsce nadal postrzegana jest przez to, co działo się w jej szeregach w latach 80., mam oczywiście na myśli falę w wojsku zawodowym. Ten, który przychodzi, musi dostać za swoje, zapłacić frycowe, dopiero potem może dojdzie do głosu.

Świat poszedł do przodu, a służby mundurowe mentalnie są 30 lat do tyłu. Jednak nie widzę ochoty na edukację. Mam wrażenie, że uważa się, że wyedukowane służby mogą stanowić większe zagrożenie dla dowódców niż te niewyedukowane.

Jako fundacja, przeszłyśmy długą drogę, zanim ktoś zwrócił na nas uwagę, zanim uznano, że nie jesteśmy krzyczącymi, rozwrzeszczanymi babami, tylko że rzeczywiście chodzi nam o to, by doprowadzić do pewnych zmian, które w świecie już się dzieją.

Działania fundacji zostały zauważone, ale przez kogo?

W 2021 roku wystąpiłyśmy z inicjatywą ustawodawczą dotyczącą kosmetycznych zmian w ustawie o policji. Proponowałyśmy, by w ustawie była przewidziana co najmniej dyscyplinarna odpowiedzialność za mobbing, by w ogóle pojawiło się w niej określenie mobbing oraz by takie sprawy były prowadzone przez pełnomocników ds. praw człowieka przy komendantach wojewódzkich. 

Zaczęła się też rozmowa dotycząca tego, że służby mundurowe są wyciągnięte spod prawa, jeżeli chodzi o mobbing. Również w 2021 roku odbyło się spotkanie komisji MSWiA, w którym brał udział zastępca komendanta głównego policji. Na to spotkanie przyjechali również nasi podopieczni i nasze podopieczne, ale rzeczywistość została przypudrowana.

Dowiedzieliśmy się, że wszystko działa, jak trzeba, że jest zapewniona pomoc. Znowu zderzyliśmy się ze ścianą. Znowu można mówić o pewnym przyzwoleniu na mobbing. Te procedury, które są wdrożone, działają, owszem, ale tylko na papierze. Nie mają żadnej mocy sprawczej. 

Ktoś z tego korzysta?

Ludzie nawet nie wiedzą o istnieniu tych procedur. Jedna z naszych podopiecznych od nas dowiedziała się, że w policji są jakieś procedury antymobbingowe. Gdy zaczęła u siebie w komendzie o to pytać, to nawet odmówiono jej wglądu do tej procedury, która jest jawna, więc tak naprawdę powinna wisieć w widocznym miejscu w każdej komendzie. 

Ruszyła fundacja, są działania, które mają prowadzić do zmian systemowych i zaczęły pojawiać się zgłoszenia?

Sporo osób zgłosiło się po pierwszym artykule w mediach, a później szło pocztą pantoflową. Tak naprawdę ludzie ze służb boją się z nami rozmawiać. Jak już nas poznają i wiedzą, że nie jesteśmy jakimś ramieniem zbrojnym resortów siłowych, ani wysłannikami piekieł, tylko faktycznie oddolną inicjatywą, to obdarzają nas zaufaniem.

Bardzo dużo osób boi się zadzwonić do nas, wysłać mail, a nawet przedstawić się swoim imieniem. Rozumiemy to. Nikt z nich nie wie, co jeszcze może się wydarzyć, jak jeszcze strona służbowa może zaatakować, z której strony.

Po zgłoszeniu nadużycia zdarzają się też pogróżki ze strony np. mobbera?

Izolacja w środowisku jest jednym z narzędzi, które mobber zawsze wykorzystuje. Żeby czasem ta zaraza nie przeszła na innych członków wydziału, działu, jakiejś komórki. W służbach mundurowych bardzo łatwo to zrobić, bo w związku z tą hierarchicznością łatwo wydać polecenie, żeby ten pan, czy ta pani nie przychodziła na odprawy, a później ją/jego z tego, co tam było i tak się rozlicza.

Kolejnym sposobem działania mobbera jest wydawanie poleceń, które są niewykonalne. Takie otrzymała jedna z naszych podopiecznych. W sprawie, przy której pracowała, istniało podejrzenie, że osoba pokrzywdzona została pobita jakąś gałęzią, dlatego policjantce kazano szukać tego kija w lesie.

Inny przykład: kobiety z jednego wydziału zostały przeniesione do pokoju na końcu korytarza, a decyzję tę miał uzasadniać fakt, że uprawiają seks z kolegami w trakcie czynności służbowych, dlatego nie mogą przebywać w pokojach razem z innymi funkcjonariuszami.

Brzmi absurdalnie.

Tak. Jesteśmy w NATO, w UE. Mamy 2023 rok. Zaskoczę panią, jak łatwo przełożony, zwłaszcza w tak skostniałych strukturach, może zastraszyć takimi działaniami, jak łatwo jest sponiewierać, ustawić do pionu, doprowadzić do różnych, trudnych stanów emocjonalnych, lękowych.

Sama wywodzę się ze służb i wiem, że dryl wojskowy w służbach mundurowych jest konieczny, bo jest to rodzaj służby, nie pracy. Nie wyjdę ze służby, nie trzasnę drzwiami. Poza tym składam przysięgę, zanim zostanę przyjęta do służby. To wszystko jakoś zobowiązuje, mundur również, ale nikt z nas nie godzi się na nierówne traktowanie, na bycie czyimś popychadłem.

Mamy w fundacji policjantkę, księgową, która przez to, że powiedziała "wystarczy", została przeniesiona do patrolu. I nikogo nie dziwi, że specjalistka, osoba wykształcona, z doświadczeniem, pracująca latami na danym stanowisku, nagle zostaje przeniesiona do patrolu.

Ja również zostałam przeniesiona do pracy w wydziale, w którym nigdy nie pracowałam. A skoro nigdy tego nie robiłam, to łatwo wychwycić moje błędy, łatwo obniżyć opinię i w rezultacie podziękować. Wszystko to odbywa się w białych rękawiczkach, bo przecież przełożony mógł, bo ma takie możliwości, bo tak przewiduje ustawa.

Co jest w zgłoszeniach, które docierają do fundacji?

Zazwyczaj zgłoszenia dotyczą spraw mobbingowych, molestowania seksualnego. Pomagamy dziewczynom, również, jeśli chodzi o kwestie wsparcia psychologicznego, oczywiście nie prowadzimy długofalowych porad, terapii, chodzi raczej o interwencję kryzysową.

Zwykle początkiem konfliktu jest sytuacja, w której ktoś wyrazi sprzeciw, swoje zdanie. Oczywiście formy mobbingu są bardzo różne, od prymitywnych – typu wyzywanie, umniejszanie umiejętnościom – po bardziej wyrafinowane historie – liczba postępowań dyscyplinarnych, jakość tych postępowań.

Mobberzy przede wszystkim próbują zgromadzić wokół siebie popleczników, aby osoba zgłaszająca została odizolowana, by została z problemem sama.

Do nas zgłaszają się osoby, które faktycznie są już pod ścianą, kiedy strona służbowa narobiła już tyle szkód, że jest to trudno odkręcać. Strona służbowa bardzo się angażuje w kwestie udowodnienia, że zgłoszenie nie miało racji bytu, ale jeszcze nie słyszałam historii, aby udostępniono osobie pokrzywdzonej możliwość skorzystania choćby z pomocy prawnej, a przecież w każdej ze służb są prawnicy.

Kobiety często słyszą niewybredne żarty na temat swojego wyglądu, seksistowskie uwagi: "fajnie twój tyłek wygląda w mundurze", "jakbyśmy byli sami, zrobiłbym to i tamto". Oczywiście mówię o tym językiem możliwym do publikacji, ale w rzeczywistości jest on bardzo wulgarny.

Ale chyba nie jest tak, że krzywdzą tylko mężczyźni, a ofiarami są tylko kobiety?

Oczywiście, że nie. Jesteśmy mało solidarne. Jest nas mniej w służbach mundurowych, a potrafimy się same kopać po kostkach. Do fundacji również dotarło zgłoszenie o mobbingowanym mężczyźnie, gdzie mobberem była kobieta.

A zgłoszenia dotyczące gwałtu?

Mamy takie, ale sprawa jest w toku. Nie dano wiary tej dziewczynie. Znowu mechanizm wyparcia. Nic złego w tych cudownych służbach wydarzyć się nie może. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Może taka jest nasza mentalność, że wszystko trzeba zachować w tajemnicy, zabrać to do grobu.

Dlaczego nie oczyszczać tego środowiska z pewnych zachowań albo z osób, które dopuszczają się takich zachowań, dając służbą szansę na działanie na naprawdę wysokim poziomie?

Niedługo razem z Lewicą będziemy się zabierać do pisania projektu ustawy antydyskryminacyjnej, która ujednoliciłaby historie ze wszystkich służb mundurowych. Dałaby jeden akt prawny.

Postulujemy, by powstał organ, który będzie wyciągnięty spod jurysdykcji służb mundurowych, będzie zupełnie od nich niezależny. Organ, który tworzyliby prawnicy, psychologowie, powinien być finansowany z budżetu państwa, bo to nie są historie, które może ogarnąć fundacja, która ma 3 lata.

To do tego organu wpływałyby zgłoszenia ze wszystkich służb mundurowych, dotyczące dyskryminacji, nierównego traktowania. Oczywiście nie zabierałby on praw przyznanym policji czy prokuraturze do prowadzenia postępowań karnych. Nie o to chodzi. 

Nie ma pani czasami takiego poczucia, że uderza głową o ścianę, bo ten system jest tak skostniały?

Im więcej będziemy o tym mówić, im więcej przypadków nagłaśniać, im więcej będziemy robić różnego rodzaju wrzutek dla rządzących i dla posłów opozycji, tym większe prawdopodobieństwo, że otworzą się w końcu drzwi albo jakaś furtka.

Mam wrażenie, że uderzam głową o ścianę, ale jednocześnie jestem też pełna nadziei. Liczę na rozsądek osób, które będą mogły, może nie teraz, ale w przyszłości, decydować o tym, czy służby mundurowe będą bliżej wschodu, czy zachodu.

Oby dało się wprowadzić struktury pomoce w służbach mundurowych. Ich wprowadzenie wcale nie spowoduje lawiny zgłoszeń, skarg, ale pomoże tym, którzy realnie pomocy będą potrzebować. Chodzi o to, żeby ludzie nie zostawali sami z problemem i by system nie był tak bezduszny, jak dziś, gdy liczą się tylko tabelki, statystyki, a nie ma w tym człowieka.