Polski siatkarz przeżył trzęsienie w ziemi w Turcji. Poruszająca relacja z miejsca tragedii
- Polski siatkarz Bartosz Bućko przeżył tragiczne trzęsienie ziemi w Turcji
- Zawodnik z rodziną mieszkali w Hatay, które zostało dotknięte przez kataklizm
- Media szacują liczbę ofiar na pięć tysięcy, rannych ma być cztery razy więcej
Atakujący Bartosz Bućko w Polsce grał m.in. w BBTS-ie Bielsko-Biała, Effectorze Kielce, AZS Częstochowa czy PSG Stali Nysa. Latem zdecydował się na umowę z Hatay Büyükşehir Belediyesi i sam nie spodziewał się, co czeka go w Turcji. Do tamtejszej ligi jeździ się zarabiać duże pieniądze, bo Turcy ściągają obcokrajowców po to, by wygrywać i godnie i im za to płacą. Pobyt nad Bosforem zamienił się dla naszego zawodnika w koszmar.
- Graliśmy mecz na wyjeździe i wracaliśmy. To była godzina około trzeciej w nocy. Spałem w autobusie. Koledzy mnie obudzili i powiedzieli, żebym zadzwonił do rodziny, bo było trzęsienie ziemi w Hatay - przypomniał sobie pierwsze chwile w nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy w południowej Turcji oraz w Syrii doszło do fatalnego w skutkach trzęsienia ziemi. Zniszczenia są ogromne, a media mówią już o pięciu tysiącach ofiar.
Tragicznej nocy odnotowano aż 22 trzęsienia ziemi na terenie Turcji, Syrii oraz Libanu. Wstrząsy osiągały siłę od 6 do 7,8 stopni w skali Richtera, w gruzach legły budynki mieszkalne, szkoły oraz szpitale. Szacuje się, że wstrząsy odczuwane były na terenach zamieszkałych przez 40 mln ludzi, rannych oraz zabitych ciągle przybywa. Bartosz Bućko przyznał, że pierwsze chwile po katastrofie to był jakiś koszmar.
- Zadzwoniłem i na szczęście za drugim razem żona odebrała. Była już z naszym 10-miesięcznym dzieckiem na zewnątrz budynku. Wtedy powietrze ze mnie zeszło - opisywał swoje próby nawiązania kontaktu z rodziną w rozmowie z dziennikarzami Polsatu Sport. Żona i synek w porę ewakuowali się z budynku.
- Ta sytuacja do nas nie dotarła. Myślę, że to jeszcze do nas dotrze. Ja przyjechałem po całym zdarzeniu i widziałem skutki tego wszystkiego. Natomiast moja żona przebudziła się, wzięła syna i uciekła. Mieszkaliśmy na czwartym piętrze, schody się zawaliły i trzeba było skakać. Doceniamy, że jesteśmy teraz w bądź co bądź komfortowej sytuacji - opisywał.
Polakom udało się znaleźć transport i wyjechać do bezpiecznej od kataklizmu strefy. - Było zimno, lało, wszyscy byli przemoczeni. Dotrwaliśmy do rana. Staraliśmy się najpierw zdobyć nasze auto, które było zaparkowane dalej. Po czterech godzinach wsiedliśmy do obcego auta i dojechaliśmy do miejscowości Mersin. Tutaj jest bezpieczniej - opisywał nasz siatkarz.
Sytuacja w Turcji jest bardzo ciężka, służby walczą o to, by wydobyć spod gruzów jak najwięcej poszkodowanych. Nie pomaga zimowa aura, a także zagrożenia, które czyhają na ratowników. Z całego świata nad Bosfor dociera pomoc, a kolejne kraje wysyłają specjalne grupy poszukiwawczo-ratownicze. Polska wysłała do boju specjalny zespół strażaków HUSAR. Tureckie miasta wyglądają po trzęsieniu ziemi strasznie.
- Jadąc wyobrażałem sobie, jak może to wyglądać. Myślałem, że budynki nie są zawalone. Im bardziej zbliżaliśmy się do tego miejsca, uświadomiłem sobie, że nie jest kolorowo. Kiedy wjechaliśmy do Antiochii, przeraziłem się. Co drugi budynek był zawalony, ulice były nieprzejezdne, główny szpital przy samym wjeździe do miasta był mocno zachwiany. Koszmarne sceny, jak z filmu - opisywał Bartosz Bućko.
A media żyją kolejnymi doniesieniami ws. odnalezionych pod gruzami ludzi. W poniedziałek w Hatay - tym samym mieście, w którym gra nasz siatkarz - znaleziono żywego i rannego piłkarza z Ghany Christiana Atsu. Wcześniej 31-latek uważany był za zaginionego, ale służbom udało się wydobyć go spod gruzów i jest już pod opieką służb medycznych. Piłkarz jest ranny, skarżył się też na problemy z oddychaniem. Media informowały też o śmierci bramkarza Yeni Malatyasporu, Ahmeta Eyupa.