PiS zbiera kwity na Tuska. W partyjnej centrali powstała specjalna komórka

Katarzyna Florencka
13 lutego 2023, 08:53 • 1 minuta czytania
Przygotowania do nadchodzących wyborów parlamentarnych nabierają tempa. W centrali Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie powstała specjalna komórka, która ma jedno zadanie: znaleźć jak najwięcej danych, którymi będzie można w kampanii zaatakować Donalda Tuska.
Jarosław Kaczyński Fot. Mateusz Jagielski/East News

PiS szuka haków na Tuska

Badania zamawiane przez Prawo i Sprawiedliwość jednoznacznie pokazują: Donald Tusk jest postacią budzącą w ich elektoracie tak negatywne emocje, że może on zmobilizować nawet tych wyborców, których rządy Zjednoczonej Prawicy rozczarowały. Właśnie w atakach na lidera PO w szeregach koalicji rządzącej upatrywana jest szansa na utrzymanie władzy.

– Jeśli trzeba czymś zmobilizować naszych wyborców, to są to rządy Tuska – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską anonimowy polityk PiS.

Osiągnięcie celu ma ułatwić działalność specjalnej partyjnej komórki, która zajmuje się prześwietlaniem całej działalności Donalda Tuska w latach 2007-2014 – czyli wtedy, gdy był on premierem. W obszarze zainteresowań researcherów z Nowogrodzkiej znajdują się wszystkie publiczne wystąpienia Tuska oraz decyzje urzędowe podejmowane w Kancelarii Premiera.

Rozmówcy WP przekonują, że "arsenał przeciwko Tuskowi jest potężny", a do skutecznej dla PiS kampanii nie są potrzebne materiały służb specjalnych. – Chodzi o urzędowe papiery, memoranda, notatki, dokumenty z czasów rządów Platformy. Wszystko jest na tacy – tłumaczy jeden z polityków.

Przykładem strategii PiS jest choćby zeszłotygodniowa konferencja Mateusza Morawieckiego, podczas której premier wyliczał działania Platformy Obywatelskiej sprzed kilkunastu lat, jego zdaniem związane z zacieśnianiem współpracy między Polską a Rosją.

Kontrowersyjna współpraca Radosława Sikorskiego

Politycznej amunicji dla PiS dostarczają zresztą sami współpracownicy Donalda Tuska. W ostatnim czasie głośno było o Radosławie Sikorskim i jego współpracy z Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Cała sprawa rozpoczęła się, kiedy holenderska gazeta"NRC" napisała, że Sikorski otrzymuje z ZEA 100 tys. dolarów rocznie za doradztwo przy konferencji Sir Bani Yas. Polityk przekazał, że poproszono go o dołączenie do Rady Doradczej Forum w 2017 roku, dwa lata przed tym, jak zaczął zasiadać w PE.

"Dlatego uważam za niesprawiedliwe i niewłaściwe łączenie tej prestiżowej roli z moją działalnością posła do PE. Oświadczam niniejszym, że na moje głosowania w PE w żaden sposób nie wpływa działalność zewnętrzna" – podkreślił.

Europoseł PO przekazał jednocześnie, że jego zdaniem zaangażowano niewspółmierne środki do przekazania mu wezwania CBA.

"Podjeżdżam pod bramę po powrocie z Brukseli, a tu pięć osób wręcza mi pismo. Nie kwestionuję prawa do kontroli i deklaruję współpracę, ale to nie jest optymalne użycie kadr. Można było przysłać pocztą. Chyba że chodzi o zastraszenie lub pokazówkę w TVPiS" – napisał.