Burza po wpisie Palikota o "bezdomnych ludzkich śmieciach". Biznesmen broni swojej oceny
Już tytuł "Bezdomne ludzkie śmieci" wywołał falę komentarzy. W środku było równie kontrowersyjnie. Janusz Palikot opisał między innymi widok kobiety, która "onanizowała się w śmietniku". Użył między innymi określeń, na co zwróciła uwagę między innymi Marta Nowak w serwisie gazeta.pl, "podniecone, zwierzęce, obłąkane podniecenie", "jęki śmiecia ludzkiego", "nie tyle obłąkany człowiek, ale już nie człowiek", "jakaś resztka", "całkowicie zezwierzęcona", "jakby same organy, już niczym niepołączone w człowieka". Powszechne oburzenie wzbudził też fragment, w którym Palikot porównał bezdomnych z San Francisco do więźniów z Majdanka, którzy – jego zdaniem – mieli w sobie "więcej z człowieka" niż ci mieszkający w śmietniku w Kalifornii.
Na Twitterze wytyka mu się brutalny język i porównuje go na przykład do Władysława Frasyniuka. Politycy PiS stwierdzają, że to za rządów PO miało nie być szacunku dla biednych i bezdomnych, co doprowadziło do utraty władzy przez tę formację. Po tekście nawoływano do usunięcia Janusza Palikota z Rady krakowskiego muzeum sztuki współczesnej MOCAK.
Odpowiedź Palikota na krytykę dot. tekstu o bezdomności w San Francisco
Tymczasem Janusz Palikot napisał "list otwarty" w obronie wyrażania własnych poglądów. Przytoczył słowa Martina Niemöllera, niemieckiego pastora i teologa luterańskiego, który "w mrocznych czasach faszyzmu opisał mechanizm niszczenia tkanki społecznej i postępującej dominacji 'jedynie słusznych poglądów'". : "Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem. Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą. Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było". Dalej Palikot napisał o "agresji i histerii", jaką wywołał jego wpis na bloga. "Literacka forma nigdy nie powinna być przedmiotem politycznej dyskusji. Niestety, cała historia ludzkiej podłości pełna jest stosów, na których palono książki i ich autorów za niewygodne lub obrazoburcze, zdaniem sędziów, poglądy. Sam pomysł usunięcia mnie z Rady krakowskiego MOCAK, jako kary za napisane słowa wydaje się być absurdalny. Ale przecież to codzienność. Warta reakcji. Tu i teraz" – czytamy.
Palikot podkreśla w "liście otwartym", że wpis na bloga napisał jako "syn więźniarki z Majdanka, który całe życie słyszał tę historię.:"Nie jestem w stanie chodzić na Majdanek. Nie byłem w stanie patrzeć na bezdomnych w San Francisco. Nie boję się słów, ani odpowiedzialności. Więźniowie z Majdanka mieli w sobie resztkę ludzkiej godności, nawet jako czysty rewers, a oni tam, w najbogatszym mieście świata, już jej nie mają. Niestety. Jak to nazwać?". Dalej twierdzi, że trzeba mieć wiele złej woli, by nie widzieć jego przerażenia, a podłość. Że media elektroniczne nadają jego eseistycznej w zamierzeniu książce kontekst publicystyczny, bo tylko tak potrafią. "Uważacie, że tak nie wolno pisać?" – pyta. I dodaje: "To spalcie (uprzedzam, że to metafora): 'Piekło' Dantego, 'Piekło' Boscha, 'Braci Karamazow' Dostojewskiego, 'Chłopów' Reymonta czy opinie Piłsudskiego o Polakach, 'Pana Cogito' Herberta.