Królewscy zagrali koncert w mieście The Beatles. Siedem goli i wielki powrót Realu

Maciej Piasecki
21 lutego 2023, 22:55 • 1 minuta czytania
Kapitalne widowisko obejrzeli kibice, którzy we wtorkowy wieczór wybrali mecz Liverpoolu FC z Realem Madryt. Choć angielski klub prowadził 2:0 po kwadransie, ostatecznie Królewscy zwyciężyli aż 5:2 (2:2). Po dwa gole zdobyli Vinicus Junior oraz Karim Benzema. Sprawa awansu w dwumeczu jest już raczej formalnością.
Vinicius Junior zdobył przeciwko Liverpoolowi dwa gole. Brazylijczyk był jednym z najważniejszych graczy Realu. Fot. PAUL ELLIS/AFP/East News

Po losowaniu par fazy pucharowej Champions League jasne było, że dwa pojedynki zapowiadają się wyjątkowo dobrze. Obok dwumeczu Paris Saint-Germain z Bayernem Monachium kibice w Europie mogli sobie również ostrzyć zęby na powtórkę ubiegłorocznego finału Ligi Mistrzów. Tak się bowiem złożyło, że Liverpool FC trafił na Real Madryt.

Faworytem tej rywalizacji wydawał się wicelider LaLiga. Piłkarze ze stolicy Hiszpanii jednak podobnie jak angielski rywal, nie mogą zaliczyć trwającego sezonu 2022/23, do specjalnie udanych. Strata Królewskich do liderującej w kraju Barcelony jest z tygodnia na tydzień coraz większa (po 22 kolejkach osiem punktów), dodatkowo Real przegrał już z Robertem Lewandowskim i spółką mecz o Superpuchar Hiszpanii.

Walka o obronę tytułu LM wydaje się dla drużyny trenera Carlo Ancelottiego priorytetowa. Podobnie sytuacja wygląda po stronie klubu z miasta The Beatles. Zespół prowadzony przez Jürgena Kloppa tuła się w Premier League w okolicy dziesiątego miejsca i również potrzebuje sukcesu, który przykryłby słabą, ligową dyspozycję.

We wtorek na legendarnym stadionie Anfield w Liverpoolu oglądaliśmy zatem dwa poranione ligowymi problemami, ale nadal wielkie teamy.

Dwa błyskawiczne ciosy Liverpoolu

Mecz rozpoczął się idealnie dla gospodarzy. Już w 4. minucie przepięknym strzałem popisał się Darwin Nunez. Do samego końca nie było pewne, czy Urugwajczyk zagra, ze względu na problemy zdrowotne, ale ostatecznie wyszedł w pierwszym składzie LFC i otworzył wynik.

Nunez wykorzystał idealną asystę, którą popisał się Mohamed Salah. Urugwajczyk wyskoczył idealnie zza pleców Edera Militao.

Dziesięć minut później było już 2:0. Tym razem LFC skorzystał z fatalnego błędu, jaki popełnił Thibaut Courtois. Bramkarz, na którego plecach Real dojechał do ubiegłorocznego finału, nie ustrzegł się technicznej wpadki.

Piłka, którą próbował opanować, nieszczęśliwie odbiła się Belgowi od uda. Na taką okazję tylko czekał bardzo blisko ustawiony Salah. Egipcjanin do asysty dołożył zatem gola i to w pierwszym kwadransie pojedynku.

Dublet Viniciusa, kuriozalny błąd bramkarza

Real potrafił już przyzwyczaić, że w Lidze Mistrzów jest niezwykle groźny, niezależnie od wyniku na stadionowej tablicy. Po 14. minutach było 0:2, a w 36. minucie Królewscy doprowadzili do remisu. Dwa trafienia zaliczył Vinicius Junior.

Pierwszy gol dla gości to efekt pięknego strzału "spod kolana" Brazylijczyka. Napastnik Realu nie potrzebował wiele miejsca w polu karnym i mimo asysty kilku rywali, zdołał oddać uderzenie, które wylądowało idealnie przy tuż słupku. To była 21. minuta.

Kwadrans później do fatalnego błędu Courtois dostosował się... vis a vis Belga. Alisson w sobie tylko znany sposób zamiast wybić piłkę i oddalić zagrożenie, nastrzelił futbolówką Viniciusa. Ten miał trochę szczęścia, bo odwrócił już głowę w drugą stronę, ale zostawił wystawioną nogę, co było kluczowe. W końcu szczęściu trzeba czasem dopomóc.

Do przerwy wynik nie uległ już zmianie. Tempo gry było jednak bardzo szybkie, a z perspektywy boiska, to Real mógł wyjść na prowadzenie. W doliczonym czasie swoją okazję miał Rodrygo. Idealnie obsłużony od Viniciusa inny z Brazylijczyków w ostatniej chwili został uprzedzony przez Andrew Robertsona. Gdyby nie interwencja obrońcy, Rodrygo miał przed sobą już tylko pustą bramkę gospodarzy.

Idealne otwarcie Królewskich

Po godzinie gry na tablicy wyników widniało już łącznie sześć goli. Real nie zwalniał tempa i z wyjściowego 0:2 Królewscy wyszli na 4:2. W 47. minucie na listę strzelców wpisał się Militao, dobrze dostawiając głowę do piłki po rzucie wolnym. Idealnie piłkę dośrodkował w tej sytuacji Luka Modrić. Chorwat wykorzystał jeden z wariantów rozegrania stałego fragmentu gry, a stoperowi Realu nie pozostało nic innego, jak oszukać defensorów przeciwnika.

W drugich 45. minutach przebudził się też Karim Benzema. Francuz, który zaliczył anonimową pierwszą odsłonę, znalazł się przy piłce przed polem karnym i długo się nie namyślając, kropnął w stronę bramki.

Real i Benzema mieli sporo szczęścia w tej sytuacji, bo rykoszet zmylił Alissona.

Cztery gole zdobyte na wyjeździe uspokoiły Królewskich. Trudno się temu dziwić, w końcu przed spotkaniem taki scenariusz ludzie z Madrytu braliby w ciemno.

Błyskawicznie okazało się jednak, że Real nie zamierzał na tym poprzestawać. W 67. minucie piłkę w środku pola stracił Fabinho i zaczęły się problemy gospodarzy. Królewscy wyszli z błyskawiczną kontrą, którą napędził 37-letni Modrić.

Kto wykończył akcję? Przebudzony na dobre Benzema. 5:2 dla Realu, prawdziwa egzekucja.

Nawet tak wierni kibice LFC mieli już dosyć, co było słychać w ostatnich minutach. Na Anfield długimi fragmentami głośniejszy był bowiem sektor gości, szczelnie wypełniony przez fanów mistrzów Hiszpanii. Pojawiły się też gwizdy w reakcji na gromkie "Ole!" po wymianie wielu podań przez gości, przy biernej postawie... przegranych graczy The Reds.

Rewanż w Madrycie odbędzie się 15 marca. Sprawa awansu wydaje się jednak rozstrzygnięta.

Liverpool FC – Real Madryt 2:5 (2:2) Bramki: Darwin Nunez (4), Mohamed Salah (14) – Vinicius Junior (21, 36), Eder Militao (47), Karim Benzema (55, 67) Żółte kartki: Harvey Elliott – Vinicius Junior. Sędziował: Istvan Kovacs (Rumunia). Widzów: ok. 54 000.