Michalik: Biden spotkał się z opozycją, nie zamienił słowa z nikim z reżimu PiS. To sygnał
Ponadto wypowiedź Kaczyńskiego, że "Biden nic nie powiedział" jest zgodna z narracją Kremla, która brzmi "Biden nie powiedział w Warszawie niczego sensacyjnego, niczego godnego uwagi".
Nagrał ją i udostępnił publicznie znany aktywista LGBT Bart Staszewski. W typowej dla krajów autorytarnych reakcji Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, nie przeprosił za słowa prezesa PiS, ani ich nie wytłumaczył opinii publicznej, nie odniósł się też do zbieżności słów Kaczyńskiego z propagandową narracją Kremla.
Powiedział natomiast, że "zostały przekręcone" (nie wyjaśniając, jak miały brzmieć w oryginalnym brzmieniu i na czym polegało "przekręcenie"), zaatakował natomiast Staszewskiego, mówiąc, że ten "destabilizuje relacje polsko - amerykańskie".
W tym momencie nie od rzeczy byłoby zapytać słowami wieszcza, czy ten ptak swoje gniazdo kala, co je kala, czy ten, który mówić o tym nie pozwala? Nie musimy jednak sięgać do aż tak dawnych autorytetów.
Przypomnę, że prawo do informacji jest nie tylko prawem obywatelskim zapisanym w polskiej konstytucji, ale jest także zapisane w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, w której jest uznawane za prawo nie tylko ważne samo w sobie, ale też stojące na straży innych praw. "Każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice".
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka przypomina, że bez prawa do informacji przestrzeganie innych praw człowieka, wolności politycznych i osobistych, może szybko stać się iluzją.
Tak - dodam od siebie - jak to się dzieje, krok po kroku, od niespełna dekady w Polsce. Atakowanie ludzi ujawniających niekorzystne informacje o poczynaniach polityków PiS, bez względu na to, czego dotyczą i jaka jest ich waga, to standardowe postępowanie członków tej partii. Nic dziwnego - opowieść o tym, co się dzieje w Polsce, snuta przez oficjalną rządową propagandę jest już tak niedorzeczna i zakłamań, że nie wytrzymuje konfrontacji z najmniejszym choćby skrawkiem rzeczywistości.
Dlatego za rządów PiS każdy przebłysk prawdy musi być wypalony gorącym żelazem - to jest cena utrzymania ludzi w kłamstwie - i jak sobie to wyobraża Kaczyński - cena utrzymania przez PiS poparcia.
Prawda o wizycie Bidena wydaje się jednak być taka, że celem amerykańskiego prezydenta była wizyta na Ukrainie, dla której wizyta w Polsce była tylko przykrywką. Oczywiście w niczym nam to nie umniejsza - to zrozumiałe w tych okolicznościach geopolitycznych, jednak faktem jest, że Biden rozmawiał z wysokimi rangą przedstawicielami opozycji, Donaldem Tuskiem, Rafałem Trzaskowskim czy Tomaszem Grodzkim, a nie zamienił słowa z nikim z reżimu PiS, z Kaczyńskim na czele, co w świetle nadchodzących wyborów wydaje się jasnym wskaźnikiem jego politycznych preferencji.
Same słowa o roli wolności i demokracji w życiu narodów, także nie mogły być w smak Kaczyńskiemu, który od niemal dekady pozbawia Polaków jednego i drugiego.
Społeczeństwo płaci za rządy Kaczyńskiego i PiS utratą kontaktu z rzeczywistością i światem, oddalaniem się od nowoczesności i utrwalaniem mentalu homo sovieticus, od którego wcześniej zaczęliśmy odchodzić. Płaci zbliżającym się widmem utraty członkostwa w UE i groźbą wpadnięcia z powrotem w strefę wpływów Rosji - co oznacza unicestwienie wolności i nadziei na jakąkolwiek trwałą poprawę losu i warunków życia w dającej się przewidzieć przyszłości.