Nie żyje Wayne Shorter. Słynny saksofonista grał w zespole Milesa Davisa
- Wayne Shorter zmarł niemal w wieku 90 lat.
- Słynny saksofonista najbardziej znany był z występów razem z Milesem Davisem.
- Shorter współpracował również z Joni Mitchell oraz Carlosem Santaną.
Wayne Shorter nie żyje
O śmierci Wayne'a Shortera poinformowano m.in. za pośrednictwem jego oficjalnego konta na Facebooku.
"Dzisiaj o 4 rano Wayne Shorter spokojnie kontynuował swoją wspaniałą podróż w nieznane. Był otoczony kochającą rodziną. Cytując go: 'Czas iść po nowe ciało i wrócić, aby kontynuować misję'" – czytamy w poście informującym o odejściu jazzmana.
Shorter był bardzo wpływowym muzykiem, którego kariera trwała niemal pół wieku. "Enigmatyczny, nieustraszony saksofonista ukształtował kolor i kontur współczesnego jazzu jako jeden z jego najbardziej podziwianych kompozytorów" – możemy przeczytać na łamach "New York Timesa".
Artysta należał do dwóch najsłynniejszych jazzowych zespołów: Art Blakey's Jazz Messengers i Miles Davis Quintet. Później razem z Davisem założyli Weather Report, w ramach którego nagrali dwa przełomowe albumy: "In a Silent Way" oraz "Bitches Brew". Saksofonista współpracował również z innymi znanymi artystami, m.in. z Joni Mitchell oraz Carlosem Santaną.
Za pośrednictwem Facebooka pożegnał się z nim jeden z nich. Herbie Hancock to pianista i wielokrotny zdobywca nagrody Grammy, który grał razem z Shorterem w Miles Davis Quintet.
"Wayne Shorter, mój najlepszy przyjaciel, zostawił nas z odwagą w sercu, miłością i współczuciem dla wszystkich oraz duchem poszukiwania wiecznej przyszłości. Był gotowy na swoje odrodzenie. Jak każdy człowiek jest niezastąpiony i osiągnął szczyty doskonałości jako saksofonista, kompozytor, orkiestrator, a ostatnio kompozytor mistrzowskiej opery '…Ifigenia'. Tęsknię za jego obecnością w pobliżu i jego wyjątkowymi Waynaizmami, ale jego duch i serce są zawsze ze mną" – czytamy we wzruszającym wpisie.
Polscy jazzmani żegnają Shortera
Na swojej tablicy odejście legendarnego saksofonisty skomentował Jan "Ptaszyn" Wróblewski, który jest z kolei ikoną polskiej sceny jazzowej.
"Głupio to tak brzmi rzucanie stylami, bo Shorter po prostu potrafił grać wszystko. Do tego był wybitnym kompozytorem, więc jego muzyka była wybitnie jego. Trochę wymykał się wszelkim klasyfikacjom i porównaniom, co zresztą wystawia najlepsze świadectwo. Przez ponad dwie dekady to właśnie on dyktował warunki saksofonistom. Jego zespoły stały na samym szczycie" – napisał "Ptaszyn".
"Niestety dwa jego występy, jakie pamiętam, były naznaczone przez życie. Pierwszy, na Jamboree kilka godzin po śmierci córki. Drugi, ponad 30 lat później, w katowickim NOSPRZe był już walką z samym sobą. Wybrnął z niej wyśmienicie, ale swój koronny tenor musiał całkowicie zastąpić sopranem" – dodał jazzman.