"Pseudoserwisy rowerowe" czekają na ciebie. "Ludzie dają się okradać, jak przychodzi wiosna"

Rafał Badowski
22 marca 2023, 10:13 • 1 minuta czytania
Ludzie alarmują, że czują się oszukiwani w serwisach rowerowych. Słyszą, że w ich rowerach trzeba wszystko wymienić i kwota zaczyna się od 1000 zł. Często nie mają wystarczającej wiedzy i mają poczucie, że w warsztatach bezlitośnie to wykorzystują. Nie twierdzimy, że wszędzie tak jest, bo na pewno na rynku są uczciwi fachowcy. Jak nie dać się oszukać?
Jak nie dać się naciągnąć w serwisie rowerowym? Oto historie rowerzystów. Fot. Karol Makurat / Reporter

Ile powinien kosztować przegląd roweru?

Najbardziej podstawowy przegląd roweru kosztuje około 100 zł. W jego zakres wchodzi sprawdzenie hamulców, sprawdzenie przerzutek, sprawdzanie stanu łańcucha, smarowanie napędu czy pompowanie kół.


Jeśli zrobimy bardziej zaawansowaną wersję podstawowego przeglądu, to serwis powinien zawierać też centrowanie kół, kontrolę stanu napędu czy sprawdzenie montażu poszczególnych części. Jego cena najczęściej waha się od 200 do 250 zł i – jak zapowiadają w jednym z pytanych przez nas serwisów – wraz z inflacją może rosnąć. Gdy przegląd roweru ma zawierać jeszcze wymianę części, to dopłacić możemy za zębatki z tyłu 100-500 zł, łańcuch 60-250 zł, klocki hamulcowe 25-100 zł za jedno koło, linki hamulcowe 4x20 zł za metr czy pancerz do przerzutek do 50 zł. To najczęściej wymieniane części, które zużywają się w rowerach. Należy pamiętać, że ceny zależą od jakości roweru oraz wymienianych części. Niestety, nie wszyscy posiadacze jednośladów orientują się, czy serwis proponuje im optymalne rozwiązanie, czy po prostu próbuje naciągnąć na pieniądze. A naciągaczy, jak wynika z historii naszych rozmówców, nie brakuje. Szczególnie wiosną, gdy zaczyna się sezon rowerowy.

Robert: Zaczynają od 1000 zł

Robert miał dość rowerów z sieciówek, którymi jeździł od ponad 10 lat, bo nie było go wcześniej stać na nic lepszego. Trzy lata temu kupił rower kultowej amerykańskiej firmy Marin w autoryzowanym sklepie, który zajmował się też serwisowaniem.

Gdy przejechał się na nowym Marinie w sklepie na próbę i od razu zapłacił, wszyscy byli mili i zadowoleni. W ciągu trzech miesięcy miał zrobić pierwszy przegląd w ramach gwarancji, za który zapłaci tylko około 50 zł. Dbał jak o każdy nowy wymarzony sprzęt. Sporo jeździł, ale rower wciąż był jak nowy. Po około dwóch miesiącach przyszedł zrobić przegląd. Zapytano, ile przejechał kilometrów. Odpowiedział, że nie jest pewien, ale co najmniej setki, bo sporo jeździł na nowym sprzęcie. Sprzedawca próbował natychmiast ustalić standardową cenę przeglądu, czyli około 250-300 zł, mimo że wcześniej w ogóle nie było o tym mowy w ramach pierwszego przeglądu. Dopiero po zrobieniu awantury i wykazaniu, że w karcie gwarancyjnej była mowa o przeglądzie za 50 zł, wykonano mu przegląd za tyle, a raczej wbito pieczątkę do karty gwarancyjnej, bo niczego zrobionego tam nie zauważył. Wrażenie dobre nie było. Potem sytuacje się powtarzały. – Nie polecam, zaczynają od 1000 zł i dopiero od tej kwoty rusza negocjacja (rower trzy lata temu kosztował w internecie 1400 zł), bo oczywiście niemalże wszystko trzeba według nich wymienić. Ostatecznie zrobili mi tylko linki hamulcowe i przerzutki za niecałe 400, ale tak "zrobili", że wróciłem po dwóch miesiącach z tymi linkami, bo się kompletnie zerwały, a rzekomo znów były nowe. Wcześniej nowe jeździły 2 lata – opowiada. Robert nie lubi mieć poczucia, że jako klient jest wyciskany jak cytryna, a tu wrażenie było zawsze dość jednoznaczne. Dlatego popytał znajomych i znalazł serwis na granicy Warszawy i Piaseczna. Mógł tam szczerze zapytać o cennik wszystkiego, co trzeba wymienić, uzyskać szczerą poradę, co naprawdę trzeba zrobić. Dlatego, że wcześniej polecił go stały klient, któremu sprzedawca obiecał, że Robert zapłaci właśnie tyle, ile będzie trzeba. Na początku tego sezonu (2023) 700 zł kosztowała go wymiana dużej liczby części plus przegląd i czyszczenie gratis. W pierwszym omawianym serwisie zapłaciłby sporo więcej.

Jarek: W serwisach naciągają dziewczyny

Podobne wrażenia miał Jarek, który rowerem porusza się codziennie do pracy od wielu lat. Zwraca uwagę, by uważać na przeglądy w serwisach na początku sezonu. – Odbijają sobie za zimę, kiedy serwisy stały puste, naciągają też dziewczyny, bo te często się nie znają – opowiada.

– Trzeba z rowerem podjechać do kilku serwisów, żeby nie dać się naciąć i porównać ceny. No i teraz mają żniwa, bo są pozimowe przeglądy i ludzie muszą kilka dni na rower czekać, są kolejki do przeglądów. Wizyta wygląda zazwyczaj tak, że idziesz hamulce wyregulować, a gość ci mówi, że trzeba wymienić to, tamto i siamto i bulisz 750 zł – opowiada o swoich doświadczeniach Jarek. Dodaje, że znacznie większa szansa na wysokie ceny jest w typowo warszawskich serwisach. Lepiej poszukać czegoś na obrzeżach miasta, choć nigdy nie ma tu reguły. A najlepiej oddać rower do tradycyjnego rzemieślnika, który para się tym od wielu lat i ma etykę, która nie pozwala mu naciągać klientów.

Monika: Zapłaciłam 550 zł, ale rower dalej był niesprawny

O historii pewnej właścicielki roweru Merida opowiedział nam bloger Kamil ze strony endurorider.pl. Dziewczyna brała do serwisu chłopaka lub kolegę, bo traktowano ją jak osobę zieloną, mimo że całkiem dobrze "ogarniała temat". Monika kupiła nową Meridę Juliet, prosty rower do codziennej jazdy do pracy. Zrobiła serwis w dwóch warsztatach, w tym duży przegląd za ponad 550 zł, co było wówczas znaczącą kwotą w stosunku do wartości jednośladu. Właścicielka nadal była jednak niezadowolona, bo łańcuch skakał. Okazało się, że "serwis" nie zauważył. Pancerz przerzutkowy był nowy tylko na ostatnim odcinku, a cała reszta ta sama, czyli od fabrycznego stanu roweru. Tylna linka była nowa, ale... już rozerwana. Hamulce z nowymi klockami bardzo ciężko chodziły. Chwyty po przeglądzie obracały się na kierownicy, co jest niedopuszczalne ze względów bezpieczeństwa. I to wszystko po przeglądzie. Takich historii jest wiele, gdy przeglądu się po prostu nie dopilnuje.

Piotr: Nic nie zrobili, a zapłaciłem 150 zł

Rozmawiamy też z Piotrem, który lubi wypuszczać się na rowerowe wyprawy zarówno na polskiej Suwalszczyźnie, jak i na drogi południa Europy. – Dawno temu, jak zaczynałem jeździć na rowerze, to dałem rower do serwisu "no name", aby wykonali przegląd po zimie. Miało być smarowanie, sprawdzenie łożysk itd., a okazało się, że nic nie zrobili. Cena wynosiła około 150 zł. Wyraźnie szli na ilość przeglądów – opowiada. – Nawet w moim poprzednim serwisie nie mogli sobie poradzić z naprawą szprych w tylnym kole. W sumie pękło mi 10 szprych co dwa miesiące, ale koła mi nie wymienili – dodaje Piotr. – I do tego chcieli za robociznę – nie dowierza.

Magda: Cena przeglądu była uczciwa

Magda z Piaseczna ma za to pozytywne doświadczenia z przeglądu. Odnowiła kilkuletni, ale mocno wyeksploatowany i źle przechowywany rower z Decathlonu. – Obawiałam się, że naprawa wyniesie połowę wartości roweru, ale udało mi się znaleźć mały warsztat w okolicy, gdzie ceny były przystępne: za wymianę łańcucha i zębatek, całego układu hamulcowego oraz opony z dętką zapłaciłam 550 zł – mówi. Biorąc pod uwagę, że ten model w Decathlonie kosztował prawie 1900 zł, cena wydała się Magdzie akceptowalna. – Przy tańszych rowerach z marketu zdarzało się, że cena naprawy przewyższała wartość roweru. Na razie rower sprawuje się dobrze, ale odnawiałam go dla syna, a on jeździ okazjonalnie – zaznacza.

Co mówią eksperci?

Rozmawiamy z Kamilem, blogerem rowerowym (endurorider.pl), który mówi, że wczesną wiosną wielu ludzi, serwisując rower, popełnia ten sam błąd. – Mimo że od lat osoby takie jak ja w kółko piszą, żeby wszystkie przeglądy roweru robić na spokojnie w zimę w sprawdzonych, prawdziwych serwisach, to ludzie dają się okradać rok w rok, jak tylko przyjdzie wiosna. Przy aktualnej sytuacji na świecie ceny części oraz robocizny po prostu szaleją. Patologiczne pseudo serwisy chcą klienta jednorazowego, który nigdy później do nich nie wróci, więc każdy "przycina", ile wlezie i nie ma przed tym żadnych oporów – opowiada Kamil. Zapytaliśmy w serwisie na warszawskim Żoliborzu, co wpływa na cenę przeglądów rowerów.

– To dystans decyduje o tym, w jakim stanie jest rower. Mazowsze jest płaskie. Jeśli ktoś nie starał się zamęczyć roweru, to jednoślad powinien długo wytrzymać. Oczywiście są osoby, które nie dbają o rowery. Jeśli jednak rower nie stoi na balkonie, to powinien być sprawny – mówi Marcin Baranowski w rozmowie z naTemat. Marcin twierdzi, że należy szukać warsztatów polecanych przez znajomych. – W świecie sklepów zaprzyjaźnionych nie mamy raczej takich doświadczeń, że ktoś zapłacił więcej, niż powinien. Nowe działa lepiej. Ale to klient decyduje o tym, jaki zakres usług podejmie. My przedstawiamy mu dwa zakresy – że można zrobić za mniej i wtedy rowerem też da się jeździć, a można zrobić optymalnie, tak, że rowerem będzie można się ścigać – dodaje. Zaznacza, że nie wszystko przypisywane serwisom rowerowym jest ich rzeczywistą winą. – Pewnym wypaczeniem dzisiejszych czasów jest to, że wciąż montuje się nowe i nowe. Chodzi zwłaszcza o te części, które zużywają się najczęściej, czyli łańcuch i zębatki, klocki hamulcowe. Dlaczego tak się dzieje? Poprzez robienie części gorszej jakości generuje się większy ich obieg na rynku – zwraca uwagę. – Metal zastępowany jest plastikiem, metale są z gorszych stopów. Części zużywają się szybciej. Kiedyś łańcuch potrafił przejechać 10 tysięcy kilometrów, dziś przejeżdża 2 tysiące kilometrów. – Części na ogół są sprowadzane z krajów azjatyckich, takich jak Malezja, Wietnam, Chiny, gdzie wciąż jest tania siła robocza, choć nie tak tania, jak kiedyś. Są tam też duże możliwości produkcyjne. Ale jeździmy też więcej niż kiedyś, pamiętajmy o tym – zaznacza.

Marcin zwraca uwagę, że ceny rowerów i części wzrosły znacząco po pandemii koronawirusa, co może przyczyniać się do naszego wrażenia, że w serwisach jest drogo.

5 rad dla robiących przegląd roweru