E-recepty ułatwiły nam życie, ale rośnie też patologia. Ministerstwo ureguluje e-recepty na żądanie

Beata Pieniążek-Osińska
27 marca 2023, 10:50 • 1 minuta czytania
Wypełnij krótki formularz on-line i otrzymaj receptę w 5-10 minut – tak kuszą platformy i strony internetowe, gdzie za odpowiednią opłatą możemy otrzymać receptę na dowolny lek bez wizyty i porady u lekarza. E-recepty były wybawieniem w pandemii, ale szybko to rozwiązanie zaczęło też być nadużywane. Samorząd lekarski oraz resort zdrowia idą na wojnę z patologią.
Minister zdrowia zamierza ukrócić e-recepty "na żądanie" jedynie po wypełnieniu ankiety. Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

W Polsce jak grzyby po deszczu powstają różnego rodzaju strony internetowe i aplikacje umożliwiające uzyskanie recepty na dowolny lek. Ich rozkwit umożliwiło wprowadzenie e-recepty.

Jednak funkcjonowanie niektórych tego typu platform może budzić wiele wątpliwości. Chodzi o kwestie prawne, a także etyczne, bo za każdą receptą stoi jakiś lekarz, który musi użyć swojego prawa do wystawienia zlecenia na leki.

Z kolei według prawa, bez osobistego badania nie powinien wydać takiej recepty, a w przypadku kontynuacji leczenia, powinien oprzeć się na potwierdzającej chorobę dokumentacji medycznej. Tymczasem niektóre z platform wydających recepty "na żądanie" wystarczy wypełnić krótką ankietę i na podstawie tych odpowiedzi – oczywiście za stosowną opłatą – otrzymujemy kod do e-recepty. Rozwiązanie to wśród pacjentów jest coraz bardziej popularne.

Chodzi o czas i koszt. Otrzymanie w ten sposób recepty to koszt od 50 do 100 zł, a trwa to naprawdę kilka minut. Wizyta prywatna u lekarza to koszt od ok. 100 zł, a niekiedy kwoty te sięgają nawet 350-400 zł. Gorzej jednak z dostępnością nawet do tych prywatnych wizyt. Nie zawsze mamy czas, aby czekać dwa tygodnie czy miesiąc, szczególnie gdy kończy się lek, który bierzemy na stałe.

Jednak wystawianie w ten sposób e-recept zaczyna być źródłem patologii. Za pomocą niektórych platform recepty na dowolne leki wystawiane są "od ręki" na podstawie krótkiej ankiety, a analiza tempa wystawiania recept wskazuje, że w niektórych przypadkach lekarz nie miał najmniejszych szans na to, aby zdążyć w jakikolwiek sposób zapoznać się z dokumentacją medyczną, ale także z ankietą przesłaną przez pacjenta. Po prostu z automatu wystawiane są recepty, jakie zamawia klient.

Badanie lekarskie to podstawa

Wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Klaudiusz Komor potwierdza, że dzięki niektórym takim platformom można zamówić np. sterydy na siłownię i dostać na niego receptę "nie widząc doktora".

Jak przypomina, olbrzymi udział w postawieniu diagnozy stanowi badanie lekarskie, a żadna teleporada nie zastąpi wizyty diagnostycznej. – To nie może odbyć się przez teleporadę. Pacjent musi być zbadany – przekonuje.

Według Klaudiusz Komora, wprowadzenie teleporad, które bardzo dobrze sprawdziły się w pandemii, zostało naciągnięte, a patologię trzeba ograniczyć.

Błędna interpretacja czy luka w przepisach?

Komisja Etyki Lekarskiej NRL w lutym w specjalny stanowisku pisała, że "błędną" interpretacją zasad obowiązujących w telemedycynie jest komercyjne wystawianie zwolnień i recept online na żądanie.

Krytycznie oceniła to zjawisko "zwłaszcza w sytuacjach, kiedy:

Według Komisji, lekarze wydający w opisanym trybie recepty i zwolnienia narażają się na odpowiedzialność zawodową z powodu naruszenia artykułów Kodeksu Etyki Lekarskiej. Chodzi m.in. o niedochowanie należytej staranności i niepoświęcenie pacjentowi należytego czasu czy brak dbałości o odpowiednią jakość opieki nad pacjentem.

Zmiany jeszcze w tej kadencji?

Problem dostrzegł także resort zdrowia, który zapowiada, że jeszcze do końca tej kadencji ureguluje sprawę.

– Jeśli lekarz w ciągu kilkunastu minut wystawia kilkadziesiąt recept, to widać, że nie jest to poparte jakimś badaniem, informacją na temat zdrowia pacjenta. Razem z Naczelną Izbą Lekarską pracujemy nad tym, żeby to zmienić. Widzimy, że jest to nadużywane. Lekarz nie jest fizycznie w stanie wystawić tylu recept w takim czasie – mówił wiceminister zdrowia Waldemar Kraska na antenie Radia Plus w ubiegłym tygodniu.

– Robią to osoby, które tylko posługują się pieczątką lekarza, a wystawiają recepty z automatu – stwierdził wiceszef resortu zdrowia Waldemar.

Przyznał, że na radzie trudno stwierdzić, w jaki sposób zostanie to ograniczone, a jednocześnie zapewnił, że prace nad odpowiednimi rozwiązaniami są już na zaawansowanym etapie. Jak mówił Waldemar Kraska, jedną z możliwości mogłoby być wprowadzenie limitów dla lekarzy na wystawianie recept.

Zmiany miałyby być wprowadzone na mocy rozporządzenia jeszcze w tej kadencji.

Dowolny lek, dowolny lekarz

Zgodnie z art. 42 ust. 1 i 2 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, lekarz orzeka o stanie zdrowia określonej osoby po uprzednim, osobistym jej zbadaniu lub zbadaniu jej za pośrednictwem systemów teleinformatycznych lub systemów łączności, a także po analizie dostępnej dokumentacji medycznej tej osoby.

Lekarz może, bez dokonania badania pacjenta, wystawić receptę niezbędną do kontynuacji leczenia jeżeli jest to uzasadnione stanem zdrowia pacjenta odzwierciedlonym w dokumentacji medycznej.

"Z opisu stron wynika, że prowadzą je podmioty medyczne, a same recepty wystawiane są przez lekarza z prawem wykonywania zawodu, niezależnie od specjalności. Prowadzi to do sytuacji, w której receptę na dowolny lek (również leki narkotyczne), może wystawić dowolny lekarz, również dentysta, a niektórzy medycy potrafili wystawić tysiące recept, nie widząc pacjentów" - pisał jeszcze w ubiegłym roku w interpelacji do Ministerstwa Zdrowia poseł Lewicy Krzysztof Gawkowski.