Lewicka: Przyklejony uśmiech Szymona Hołowni. Polska 2050 w poważnych tarapatach

Karolina Lewicka
27 marca 2023, 10:18 • 1 minuta czytania
Poranna, sobotnia konferencja dwóch liderów partyjnych oraz potencjalnych koalicjantów wyborczych, Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, została zwołana ad hoc tuż po publikacji wyników sondażu dla Tok FM i OKO.PRESS. 
Karolina Lewicka Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl

Nie przyniósł on informacji dlań korzystnych. Nawet jeśli połączą siły, otrzymują zaledwie 10%. Piszę "zaledwie", bo politycy obu formacji przekonują od kilku tygodni, że to sojusz obliczony na 15-20%.


Oczywiście, mogą się jeszcze zbudować, ale zaskakujący jest brak premii za jedność, być może zmarnowany miesiąc temu, gdy obaj panowie zamiast wspólnej listy wyborczej (której ogłoszenie spodziewane jest na początku kwietnia), zapowiedzieli listę wspólnych spraw, rozmieniając się tym samym na drobne i narażając na kpiny.

Jeśli zaś idą osobno, to w ogóle katastrofa: ludowcy od dawna błąkają się w okolicach progu, a Polska 2050 sukcesywnie słabnie od zeszłego roku, we wspomnianym sondażu ma 6%, a to wynik, jakiego nie notowała nigdy.

W 2020 roku, jako nowo powstałe ugrupowanie, dyskontujące dobry wynik swojego lidera w wyborach prezydenckich (prawie 14%), wskoczyła od razu na półkę dwucyfrową, a przed powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki osiągała nawet 20-22%. Potem jednak PO odebrała im tych swoich wyborców, którzy rozczarowani Schetyną czy Budką tymczasowo ulokowali swoje nadzieje w Hołowni.

Kabaret na konferencji Hołowni

Polska 2050 przetrwała jednak ten upływ krwi i ustabilizowała się jako trzecia siła na polskiej scenie politycznej. Coś się zaczęło psuć w ubiegłym roku. O tym za chwilę, teraz jeszcze wspomniana na początku konferencja.

Oto obaj panowie stanęli na tle budynków polskiego parlamentu, by wygłosić – w sytuacji dla siebie nieciekawej – bo jeśli nie notuje się trwale 10-procentowego poparcia, to w dniu elekcji zawsze jest ryzyko, że ugrupowanie nie przekroczy progu – apel o przygotowanie w ciągu najbliższych miesięcy w gronie partii demokratycznych trzech dużych konferencji programowych.

Kiedy głos zabrał Szymon Hołownia, konferencja przemieniła się w kabaret. Zapewniał, że będzie to "festiwal wspólnej pracy", a partie opozycyjne "będą się wzajemnie gościć". "Przypiszą sobie konkretne tematy", ale będą się też mogły "wymieniać tematami". A chodzi o to, by opowiedzieć, "jak fajnie będzie Polska wyglądać po politycznej zmianie". 

Na koniec Szymon Hołownia dorzucił, że jest jeszcze "mnóstwo czasu". Otóż nie ma już czasu na gry i zabawy towarzyskie, bo tak ta propozycja zabrzmiała. Niepoważnie, komicznie.

Jest ostatni dzwonek na to, by partie demokratycznej opozycji dogadały się co do zasad startu (jedna lista, dwa bloki, trzy bloki), przestały się żreć między sobą, wyciągnęły indywidualne i wspólne wnioski z badań i ruszyły na ubite pole, gdzie armię zbiera już PiS. Wydaje mi się, że w głębi duszy Szymon Hołownia to wie. Świadczyć mógłby o  tym jego sztuczny, przyklejony uśmiech, jaki prezentował w trakcie tej konferencji. 

Jak posypała się Polska 2050?

Wróćmy do tego, jak się posypała Polska 2050. Szymon Hołownia od początku swej bytności w polityce sytuuje się jako trzecia siła, alternatywa dla PO i PiS. Wciąż nie jest w stanie zrozumieć, że obecnie mamy w Polsce dwa plemiona: PiS-u (tu wliczamy też poparcie dla Konfederacji) i reszty świata.

Ten polityczny podział nie został narzucony z góry, przez Tuska z Kaczyńskim. Oni wykorzystali naturalne pęknięcie cywilizacyjne polskiego społeczeństwa na część europejską, progresywną, liberalną i demokratyczną oraz część narodową, konserwatywną, tradycyjną i wreszcie z autorytarnymi inklinacjami.

Czy to się Hołowni podoba, czy nie, większość tej pierwszej części zagospodarowuje Tusk. A w kampanii były premier może zyskiwać dodatkowo na tym, że jako największa siła opozycyjna ma największe szanse na pokonanie "tych drugich". Tak to po prostu działa: wyborcy, którzy nie mogą już zdzierżyć PiS-u u władzy, będą, nawet jeśli im bardzo nie po drodze z PO, głosować na to ugrupowanie, które ma szansę zwyciężyć.

Niechęć do PiS-u będzie większa niż rozczarowanie Platformą. Można się na to obrażać, ale to nie zmieni tej naturalnej tendencji. Ludzie chcą, by przegrał PiS. Kto da na to nadzieję, będzie miał głosy wyborców demokratycznych. Prościej się tego wyłożyć nie da, dziw bierze, że politycy Polski 2050 i PSL-u tego nie rozumieją, tylko złorzeczą na polaryzację. 

Z kim do wyborów pójdzie Tusk?

W grudniu zeszłego roku (Polska 2050 ma wówczas sondażową średnią 10%) trwają rozmowy Tuska i Hołowni. 12 grudnia lider PO zaprasza dziennikarzy na zamknięte spotkanie, podczas którego komplementuje Szymona Hołownię ("mam do niego zaufanie"). Między słowami można wyczytać, że panowie są na najlepszej drodze do sojuszu wyborczego.

Lider Polski 2050 wprawdzie poprosił jeszcze o kilka tygodni, ale to nie problem, Tusk deklaruje, że będzie czekał. Zależy mu na tym sojuszu, bo ma on szansę przegonić PiS w sondażach. Pierwsze miejsce koalicji ugrupowań opozycyjnych jest ważne z psychologicznego punktu widzenia. Ludzie mogą wtedy szybciej uwierzyć w zwycięstwo Tuska i Hołowni, a – jak wiemy z badań – wyborcy opozycji nie są na razie ludźmi wielkiej wiary. 

Jednocześnie w panice są ludowcy. Wiedzą, że przy marnych 5% muszą mieć koalicjanta, który ich wzmocni. Wiedzą też, że rozważany wcześniej sojusz z Porozumieniem nie da im żadnych zysków. Ich jedyną nadzieją jest zatem koalicja z Polską 2050. Ludowcy pod koniec roku są w takich nerwach, że ich występy medialne to głównie krytyka PO. Bo boją się, że za chwilę Polska 2050 sprzymierzy się z Platformą, a ludowcy będą musieli albo do nich dołączyć, albo ryzykować samodzielny start. I tak wchodzimy w Nowy Rok. 

W styczniu politycy Polski 2050 obserwują, że sondażowa tendencja jest dla nich niekorzystna – tracą poparcie. W tym czasie PiS wraca do Sejmu z nowelą ustawy o SN. Opozycja uzgodniła taktykę. Także przed świętami czterej liderzy: Tusk, Hołownia, Kosiniak i Czarzasty, spotykają się na kolacji, podczas której uzgadniają, jak się będą w tej sprawie zachowywać (na marginesie: to było ostatnie spotkanie wszystkich czterech liderów, kwartał temu).

Ale, jak pamiętamy, Polska 2050 ostatecznie wybiera inną drogę. Głosuje przeciwko, bo chce się odróżnić od reszty i dzięki temu, na co liczą stratedzy Polski 2050, odwrócić niekorzystną tendencję sondażową. 

Opozycja zaczyna się kłócić między sobą, rozmowy PO-Polska 2050 zostają zawieszone. Ludowcy też są na Hołownię wściekli, ale szybko rozumieją, że utrata zaufania Tuska do Hołowni to idealny moment, by przeciągnąć Polskę 2050 na swoją stronę. Ruszają negocjacje, które zaowocują w lutym wspomnianą już "listą wspólnych spraw".

Czy Hołownia rozumie te emocje?

Tymczasem Polska 2050 wcale nie zyskuje poparcia, tylko nieubłaganie je traci (9,8% średniej sondażowej w styczniu i 8,3% w marcu), a w niektórych sondażach (jak Ipsos dla Tok FM i OKO.PRESS) niebezpiecznie zbliża się do progu, czyli do poparcia ludowców. A to oznacza, że w ciągu kilku najbliższych tygodni, kiedy będą trwały negocjacje koalicyjne obu partii, to Szymon Hołownia nie będzie już mógł występować wobec Kosiniaka jako senior partner, który gwarantuje tej koalicji więcej głosów.

Teraz punkt ciężkości jest przy Kosiniaku, bo to on ma struktury partyjne i budżetowe pieniądze. Na dodatek, jeśli faktycznie sojusz wystartuje z 10%, to – zważywszy na to, że partie pójdą jako koalicja (bo chyba nie ludzie Hołowni z list PSL-u?) i mają do sforsowania 8-procentowy próg, za chwilę zaczną się obawy o możliwość przekroczenia tego progu i groźna powtórzenia losu lewicowego sojuszu z 2015 roku.

A sobotnia konferencja udowodniła jasno, że obaj politycy nie mają pojęcia, co z tym fantem zrobić.

Proponują fajne, programowe eventy, gdy tymczasem wyborcy dygoczą na samą myśl o trzeciej kadencji PiS-u. Hołownia mówił przed Sejmem, że rozumie te emocje. A mnie się zdawało, że wcale.