Padł nowy "rekord Polski". Nie uwierzycie, ile gasili auto elektryczne pod Trójmiastem

redakcja naTemat
28 marca 2023, 10:32 • 1 minuta czytania
Niedaleko Trójmiasta prawdopodobnie padł... nowy polski rekord w gaszeniu auta elektrycznego. Akcja opanowania pożaru trwała prawie 21 godzin. Strażacy opublikowali zdjęcia z tego zdarzenia.
Auto elektryczne gaszono prawie 21 godzin. Fot. Facebook / Ochotnicza Straż Pożarna w Chwaszczynie

Jak podaje portal expresskaszubski.pl, do tej sytuacji doszło w niedzielę 26 marca przed godz. 21:00 przy Jeziorze Tuchomskim. Strażacy potwierdzili, że w płomieniach stanął samochód elektryczny. "Działania zakończono o godz. 17:50 następnego dnia" – poinformowała Ochotnicza Straż Pożarna w Chwaszczynie.


Zdjęcia opublikowane z miejsca zdarzenia wyglądają dramatycznie. Na jednym z nich widzimy uchwycony moment, kiedy samochód elektryczny był jeszcze w całości objęty płomieniami. Na drugim zdjęciu można też zobaczyć już ugaszone, kompletnie zniszczone auto.

"Padł nowy rekord Polski w gaszeniu auta elektrycznego" – zauważył jeden z internautów. Jak podkreślił, gdyby pojazdu nie "wykąpano" w specjalnej wannie, która podobno musiała dojechać z Gdańska, wspomniany "rekord" byłby jeszcze... lepszy.

Na miejsce wysłano specjalny samochód z kontenerem, który został wypełniony wodą. To w nim zanurzono wrak elektryka. Expresskaszubski.pl wylicza, że straty spowodowane przez pożar oszacowano wstępnie na około 190 tys. zł. Nie są jeszcze znane koszty całej akcji gaśniczej. "To pierwszy pożar samochodu elektrycznego na terenie powiatu kartuskiego" – czytamy.

Jak się gasi auta elektryczne?

W Polsce aut elektryczne wciąż jeździ statystycznie niewiele, dlatego akcja spod Trójmiasta może wzbudzać spore emocje.

– Średni czas działań gaśniczych przy pożarach pojazdów elektrycznych wyniósł ok. 1,5 godziny. Czas trwania pożaru tesli z 27 grudnia 2022 roku to 4 godziny i 34 minuty. Najdłuższy pożar z dnia 10 września 2021 roku trwał 9 godzin i 16 minut – mówił na początku stycznia rzecznik prasowy PSP bryg. Karol Kierzkowski. Jego wypowiedź cytuje portal wGospodarce.pl.

Jak wskazał Kierzkowski, jedną z metod gaszenia elektryków jest umieszczanie ich w kontenerze wypełnionym wodą, ale nie zawsze można to zrobić. Z kolei w rozmowie z Energetyka24 tłumaczył, że takie pożary różnią się przede wszystkim rozpoznaniem.

– Identyfikujemy wtedy charakterystyczne dla aut elektrycznych cechy i w oparciu o to dokonujemy wyboru procedury, która uwzględnia m.in. ryzyko porażenia prądem. Na szczęście samochody elektryczne łatwo rozpoznać. A samo gaszenie nie różni się niczym od gaszenia samochodu spalinowego – przekonywał.

Problemem jest jednak płonąca bateria. Zużywa się w takich sytuacjach dużo więcej wody. –Przy samochodach spalinowych zużywamy 1-2 metry sześcienne wody. W autach elektrycznych zużywamy nawet kilkanaście metrów sześciennych – dodał rzecznik PSP.