Lewicka: Alternatywa dla POPiS-u. To Konfederacja skorzystała na polaryzacji

Karolina Lewicka
03 kwietnia 2023, 09:50 • 1 minuta czytania
Rywalizacja między Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim osiągnęła pełnoletność. W tym roku minie osiemnaście lat od wyborów parlamentarnych z 2005 roku, w których obie, powstałe cztery lata wcześniej partie walczyły ze sobą o zwycięstwo. Ostatecznie władzę wziął PiS, a prowadzone przed kamerami negocjacje z PO dotyczące utworzenia wspólnego rządu spaliły na panewce.
Karolina Lewicka Fot. Maciej Stanik

Kaczyński wybrał sojusz z Lepperem i Giertychem, a Tusk wobec takiej koalicji rządowej przeszedł na pozycję "totalnej opozycji". 


Z roku na rok wzajemne relacje między obu ugrupowaniami tylko się pogarszały. Momentem przełomowym będzie zaś katastrofa smoleńska i sformułowane przez prezesa PiS-u oskarżenie wobec ówczesnego premiera Tuska o "zamordowanie" Lecha Kaczyńskiego, w porozumieniu zresztą z Władimirem Putinem.

Kiedy PiS wrócił do władzy w 2015 roku, rozpętał kampanię nienawiści wobec całej PO i samego Tuska. Ten konflikt wszedł wręcz na poziom metafizyczny – obie strony wciąż mówią o uniwersalnym i ponadczasowym starciu sił dobra z siłami zła.

Przez te niemal dwie dekady nie brakowało śmiałków, którzy twierdzili, że Polacy są tą wojną zmęczeni i łakną alternatywy – siły, która nie będzie Platformą i nie będzie PiS-em. Udawało im się wyszarpać dla siebie kawałek tortu, ale szybko przemijali z wiatrem, gdy tymczasem PiS i PO trwały w najlepsze.

Palikot, Petru, Kukiz. W ostatnich latach "alternatywą" zapragnęli być Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz.

– Jesteśmy alternatywą dla PiS-u i anty-PiS-u – deklarował szef ludowców, a Szymon Hołownia przekonywał, że to Polska 2050 jest alternatywą dla "politycznych, zwaśnionych plemion". Jednak strzępili języki po próżnicy. Wbrew ich politycznym chęciom i planom zostali zaliczeni przez wyborców do obozu anty-PiS, nie uznano ich formacji za "trzecią drogę".

Obietnice obu liderów, że przyciągną do siebie dotychczasowych wyborców, rozczarowanych i PiS-em, i PO nie zostały spełnione. Zabranych Platformie wyborców, Szymon Hołownia zaczął "oddawać" zaraz po powrocie Tuska, a Jarosławowi Kaczyńskiemu niczego nie udało się wyszarpać.

Konfederacja zabiera głosy PiS

Jeśli nawet jego wyborcy chwilowo obrazili się na PiS, to nie przepływają do żadnego ugrupowania opozycji demokratycznej. Po prostu zastanawiają się, czy w ogóle wziąć udział w wyborach. A jeśli jednak pójdą do urny, to zapewne wrzucą głos na PiS. 

W polityce, inaczej niż w życiu, gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają. Ale intuicja owych wspomnianych przeze mnie śmiałków była słuszna. Pomiędzy dwoma politycznymi twierdzami jest przecież pewien obszar do zagospodarowania. Jeśli obie dominujące siły biorą łącznie nawet 60% głosów, to pozostaje jeszcze 40%, którymi dzielą się mniejsi gracze, w tym ci zupełnie nowi na scenie.

Część tych głosów zbiera Konfederacja, której wyborcy nie włączają ani do obozu Zjednoczonej Prawicy, ani do bloku opozycji demokratycznej. Całą tę kadencję Konfederacja była postrzegana jako siła "osobna", tak definiowana i tak traktowana. 

Sondaże były niejednoznaczne. Konfederacja urosła na pandemii, stając się wręcz partią jednego tematu: sprzeciwu wobec maseczek, szczepień czy lockdownów. Niewykluczone, że właśnie wtedy zapadli w pamięć udręczonym, walczącym o przeżycie przedsiębiorcom, którzy – nawet jeśli rozumieli i akceptowali politykę obostrzeń – to emocjonalnie trudno im było być obojętnym wobec restrykcji, pogrążających ich biznesy i stawiających pod znakiem zapytania całą zawodową przyszłość.

Ale pandemia się skończyła i Konfederacja osłabła. W styczniu 2022 roku notują 9% średniej sondażowej, dwanaście miesięcy później jest jeszcze gorzej – 7%. Ale poniżej progu wyborczego nigdy nie spadają, to dla nich dobry znak. Po agresji Rosji na Ukrainę dość oczywiste jest, że Konfederacja będzie oczekiwać na zniechęcenie Polaków do uchodźców i wówczas ochoczo wskoczy na antyukraińską falę. Ale fala nie wzbiera, Polacy wciąż są w swej masie życzliwi wojennym przybyszom.

Rośnie za to inflacja, która znów uderza w małych i średnich przedsiębiorców – płacą coraz więcej za prąd, gaz, surowce i podnoszą ceny, ryzykując tym samym utratę klientów. Frustracja, w trzecim roku walki z przeciwnościami losu musi być potężna. Tymczasem rusza pełną parą kampania wyborcza i licytacja: kto da więcej?

Konfederacja i jej rebranding

Partie demokratycznej opozycji, nauczone doświadczeniem, wiedzą, że muszą iść w socjalną stronę, bo inaczej ponownie wygra PiS. Żywa gotówka do ręki znów jest w grze, po każdej ze stron. Tylko Konfederacja krytykuje "rozdawnictwo", trafiając swoją narracją do gospodarczych liberałów, kiedyś przy PO, teraz osieroconych. 

Konfederacja przechodzi też na początku nowego roku rebranding. Z czterech tworzących ją podmiotów – KORWiN, Ruch Narodowy, Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna, Partia Wolnościowcy – wypada ostatnia formacja posłów Dziambora, Kuleszy i Sośnierza.

Szefem partii KORWiN zostaje, w miejsce Janusza Korwin-Mikkego – Sławomir Mentzen, młody i szalenie popularny w mediach społecznościowych biznesmen, który zmienia nazwę formacji na Nową Nadzieję.

Grzegorz Braun zostaje na pokładzie (ponoć swoją osobą oraz prorosyjską narracją gwarantuje około 2% głosów), ale nie będzie eksponowany (na lutowej konwencji nie pozwolono mu zabrać głosu).

O skrajnych poglądach obyczajowych partia chwilowo nie chce pamiętać (choć ostatnio Mentzen wyrwał się z propozycją "nierozerwalnych ślubów cywilnych", co by cofnęło nas do czasów sprzed Wielkiej Rewolucji Francuskiej, której to ustawodawstwo wprowadziło obowiązkowe śluby cywilne z jednoczesnym prawem do rozwodu). Ale już do słynnej piątki Mentzena, ogłaszanej w 2019 roku ("Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej"), nikt wracać nie chce, no może z wyjątkiem podatków.

Po prostu przestała być wygodna w czasie kampanii, co nie znaczy, że stała się nieaktualna, podobnie jak i reszta "światopoglądu". Wszak to, co proponuje Mentzen, np. odnośnie bicia dzieci, nie jest wcale odległe od tego, co rekomendował w latach 90. Janusz Korwin-Mikke w swojej, wydanej dwukrotnie książce "Vademecum ojca". Przypomnijmy: dziecko powinno podlegać normalnej tresurze w myśl wskazań Pawłowa; można sprać szczeniaka; ojciec powinien być bezwzględny, by nie rzec: okrutny. 

Teraz jednak Konfederacji opłaca się budować wizerunek technokratów, a nie radykałów w sferze obyczajowej. Pozostaje jeszcze kwestia młodych wyborców, zwłaszcza mężczyzn, zapatrzonych w tę koalicję libertarian z narodowcami. To nic nowego.

Dekadę temu Kongres Nowej Prawicy (partia Korwina) miał wśród elektoratu do 25 roku życia 28% poparcia. W wyborach w 2015 roku ludzie między 18. a 29. rokiem życia w 17% zagłosowali na partię KORWiN. I zawsze było tak samo: Korwin uwodził młodych wyborców, którzy – gdy tylko dorośli – porzucali jego ugrupowanie na rzecz innych. Wówczas jednak Korwin miał już nowy narybek. I ta sytuacja powtarza się od trzech dekad.

Fenomen Korwina

Przyczyny tego stanu rzeczy są różne – od lęku młodych mężczyzn przed procesem emancypacji ich rówieśniczek po przekonanie, że nie trzeba opłacać się ZUS-owi na starość, bo ona jest, w wieku dwudziestu kilku lat, po prostu niewyobrażalna. Ale równie trafną diagnozę sformułował kilka lat temu, dziś już śp. Ludwik Dorn, analizując fenomen Korwina.

Podał wówczas trzy przyczyny: sytuacja na rynku pracy, sytuacja na rynku mieszkaniowym oraz sytuacja na rynku kredytowym. W ostatnim czasie, zwłaszcza jeśli chodzi o możliwość wzięcia kredytu i kupno własnego mieszkania, sytuacja drastycznie się pogorszyła. Niewykluczone, że i stąd ten przyrost poparcia młodych. 

Z kolei Kazimierz Kutz nazywał Janusza Korwin-Mikkego "produktem ubocznym walki PO z PiS". Nic się nie zmieniło, gdy jego partia zmieniła nazwę oraz twarz i zawiązała sojusz z narodowcami, a sam Janusz Korwin-Mikke jest już politykiem, zważywszy na wiek i kondycję, schodzącym ze sceny. Wychował sobie jednak poważnych spadkobierców.

Dosłownie, wszak 21-letni Sławomir Mentzen zaczynał swoją polityczną przygodę w – tak, tak – Unii Polityki Realnej, pierwszej partii Korwina, powstałej już (najpierw jako stowarzyszenie) w 1989 roku.