Służby milczą w sprawie incydentu pod Bydgoszczą. "Dzieje się rzecz bardzo zła. Tak się nie robi"

redakcja naTemat
28 kwietnia 2023, 13:41 • 1 minuta czytania
Nadal oficjalnie nie wiadomo, co właściwie stało się w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą. Kilka dni temu spadł tam obiekt wojskowy, o którym wiadomo w zasadzie jedynie to, co ustalili nieoficjalnie dziennikarze. Prokuratura nie zabiera głosu w sprawie, a to zdaniem generała budzi niepokój. Jak tłumaczy w naTemat gen. Waldemar Skrzypczak, "dzieje się rzecz bardzo zła". – Świadczy o braku strategii informacyjnej, która jest konieczna do ucięcia spekulacji – słyszymy.
Bydgoszcz: Oficjalne informacje w sprawie nie są podawane przez służby Fot. Polska Press / East News

Kilka dni temu w Zamościu pod Bydgoszczą został znaleziony "dziwny" obiekt, który od razu oceniany był jako coś na kształt pocisku wojskowego. Widniały na nim "napisy w języku rosyjskim".

Jak ustaliła PAP, trafić na niego miała osoba, która wybrała się na konną przejażdżkę po okolicy. To ona miała zawiadomić służby. Czy faktycznie tak było, tego nie wiadomo, bo jedyna oficjalna informacja w sprawie została przedstawiona przez resort Zbigniewa Ziobry.

"Wydział Wojskowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, pod nadzorem Prokuratury Krajowej, wszczął postępowanie w sprawie szczątków powietrznego obiektu wojskowego znalezionego w lesie kilkanaście kilometrów od Bydgoszczy. Miejsce zdarzenia oprócz prokuratorów badają wojskowi eksperci, policja, żandarmeria i przedstawiciele SKW" – napisał na Twitterze Zbigniew Ziobro.

Co wiadomo o obiekcie spod Bydgoszczy

Od tego czasu do mediów nie spłynęła żadna oficjalna informacja. Wszystkie ustalenia poczynili dziennikarze, którzy powołują się na anonimowe źródła.

Wiadomo z nich tyle, że osoba, która zgłosiła sprawę służbom, trafiła na obiekt 22 kwietnia. Radio RMF FM ustaliło, że to część rakiety "powietrze-ziemia" (zrzucany z samolotu), choć pojawiły się też informacje, że chodzi o pocisk "ziemia powietrze". Mogła być to także antyrakieta, co potwierdzałoby informację, że incydent był konsekwencją ćwiczeń, które wykonywała polska armia.

Od początku niepokój wzbudzać miały także "napisy w języku rosyjskim", które zauważone miały być na obiekcie. Jak podkreślał w rozmowie z naTemat gen. Roman Polko, nie musi to jednak oznaczać, że rakieta została wystrzelona z terytorium Rosji, bo cyrylica nie musi oznaczać języka rosyjskiego. Sprzęt radzieckiego pochodzenia, na którym widnieją takie napisy, posiada również polska armia.

Ostatnie doniesienia w sprawie przedstawiał Onet, który wskazywał, że ma to być "jednostka napędowa rakiety ziemia-powietrze dalekiego zasięgu". – Nadal trwają poszukiwania głowicy bojowej (...) Ruch rakiety śledziło Centrum Operacji Powietrznych. Widzieli ją na radarach – mówi wysoki rangą oficer, na którego powołuje się Onet. "Trwa ustalanie, jakiej klasy jest to pocisk oraz potwierdzanie, skąd dokładnie przyleciał" – czytamy.

W naTemat pisaliśmy także, że istnieje film, na którym widać obiekt, który leciał nad Bydgoszczą 21 kwietnia. Zarejestrowały go kamery portalu "Bydgoszcz w budowie", a autor nagrania Krystian Dobosz powiedział nam, że powstało ono przy okazji dokumentowania budowy.

Jeśli informacja o tym, że na znalezisko natrafiono już 22 kwietnia, jest prawdziwa, mogłoby to oznaczać, że niezidentyfikowany obiekt, który uchwyciły kamery, jest właśnie tym, co spadło pod Bydgoszczą.

Czy faktycznie tak było, to trudno ustalić, bo wody w usta nabrała gdańska prokuratura okręgowa, która prowadzi sprawę, ale też Centrum Operacji Powietrznych, do którego zwróciliśmy się z pytaniem.

Brak oficjalnych informacji. Gen. Skrzypczak: "Budzi to niepokój"

O komentarz w sprawie poprosiliśmy gen. Waldemara Skrzypczaka, który w rozmowie z naTemat nie ukrywa, że jest zdziwiony takim podejściem służb. Jak tłumaczy, świadczy to o braku strategii informacyjnej.

W każdej tego typu strategii jest zapisane, że wszystkie informacje, którymi się dysponuje, powinno się przekazać tak, aby uciąć wszelkie spekulacje, ale też niepokoje ludności miejscowej, która jest zaniepokojona tym, co się wydarzyło i co jeszcze może się wydarzyć. Waldemar SkrzypczakGenerał Wojska Polskiego

Jak wyjaśnia, wytłumaczeniem dla takiego podejścia służb może być ich brak wiedzy o tym, co naprawdę stało się pod Bydgoszczą.

– Obawiam się, że wszyscy, którzy odpowiadają za tę strategię informacyjną, nie mają wiedzy o tym, co tak naprawdę się stało i stworzenie jakiegokolwiek scenariusza jest poza ich możliwościami. Bo fakt, że kilka dni po incydencie nie mamy informacji, budzi niepokój i wiarygodność do osób, które realizują strategię informacyjną – tłumaczy ekspert.

Gen. Skrzypczak dodaje, że to, co dzieje się wokół sprawy spod Bydgoszczy, może jej tylko zaszkodzić.

Dzieje się rzecz bardzo zła, bo wszystkie informacje, które docierają do ludzi, są oparte o spekulacje i informatorów dziennikarzy. Co by się nie wydarzyło, informacja spekulacyjna będzie funkcjonowała w społeczeństwie i nawet w przypadku pojawienia się oficjalnych komunikatów zostanie poczucie, że odpowiedzialni za strategię informacyją próbują coś ukryć i zafałszowali prawdziwy obraz tego, co się wydarzyło. Tak się nie robi. Waldemar SkrzypczakGenerał Wojska Polskiego

Incydent pod Bydgoszczą. Gen. Skrzypczak: Nie było wybuchu

Jak tłumaczy gen. Skrzypczak, fakt, że nie mówi się o wybuchu, może świadczyć o tym, że obiekt, który spadł w Zamościu, nie miał głowicy bojowej. Ewentualnie że głowica nie była uzbrojona.

Jak dodaje, ma świadomość, że do takich sytuacji może dojść w czasie ćwiczeń, co pamięta z własnego doświadczenia. Wspomina sytuację z lat 90., kiedy z wojskowego samolotu spadła bomba, jednak nie na teren poligonu.

– Na poligonie w Orzyszu samolot wypuścił bombę na boisko szkolne. Okazało się, że pilot nie wykonał wszystkich procedur, które były konieczne, żeby spadła tam, gdzie spaść powinna. Nie wykluczałbym zatem tego, że jest to zdarzenie o charakterze przypadkowym – wyjaśnia.

Czy mieszkańcom Bydgoszczy i Zamościa grozi niebezpieczeństwo?

Zaniepokojenie okolicznych mieszkańców wywołuje fakt, że obiekt, który znaleziono w lesie pod Bydgoszczą, spadł na teren ogólnodostępny. Nie można więc wykluczyć, że incydent mógł nieść za sobą ofiary, jak miało to miejsce jesienią w Przewodowie, gdzie zabłąkana rakieta zabiła dwóch mężczyzn. To jednak zdaniem generała sytuacja mało prawdopodobna.

Od początku spekulowało się o tym, że zdarzenie było skutkiem ćwiczeń wojskowych. Jak wyjaśnia gen. Skrzypczak, przyczyną incydentu mógł więc być przypadek połączony z wadliwym sprzętem.

– Nie wykluczałbym takiego zdarzenia, że to miało charakter niezamierzony, bo jeżeli jest to rakieta poradziecka, a zakładam, że tak jest, to ta rakieta ma już bardzo wiele lat i nie musi być w pełni sprawna technicznie. Skłaniałbym się więc ku temu, że to wada rakiety lub przypadkowe odpalenie rakiety skutkowało tym, że ona się tam znalazła – wyjaśnia.

Ekspert dodaje, że zdaje się, że rakieta "szczęśliwie" nie miała głowicy bojowej (to świadczy o bombie szkoleniowej – red.), bo gdyby miała, to wywołałoby wybuch, który byłby "zauważalny i słyszalny", a więc nie do przeoczenia. Niósłby też za sobą szkody.

Sytuacja potencjalnie mogła zagrażać ludności cywilnej, bo obiekt spadł na terenie leśnym, otwartym dla cywilów, jednak gen. Skrzypczak zaznacza, że wojsko ma tzw. korytarze przelotowe, zatem nie ma zbytnio możliwości, by tego typu samoloty przelatywały nad miejscami dużych skupisk ludzkich. Zagrożenie jest więc w ten sposób zminimalizowane.