Jędrzejak o pracy w "Dzień dobry TVN". "Dwa lata leczenia, brania leków"

Joanna Stawczyk
05 maja 2023, 08:18 • 1 minuta czytania
Bartek Jędrzejak, który od wielu lat jest jedną z twarzy "Dzień dobry TVN", sympatię i uznanie widzów zdobył ogromnym entuzjazmem i poczuciem humoru. Zawsze jest zwarty i gotowy do pracy w różnych zakątkach Polski. W najnowszym wywiadzie powrócił jednak temat jego choroby. Prezenter przez dłuższy zmagał się z depresją. Natłok obowiązków odbił się na jego psychice.
Bartek Jędrzejak wymownie o pracy w "Dzień dobry TVN". "Dwa lata leczenia" Fot. Instagram.com / @bartekjedrzejak_official

Bartek Jędrzejak wymownie o pracy w "Dzień dobry TVN". "Dwa lata leczenia"

Bartek Jędrzejak od lat pracuje w paśmie śniadaniowym TVN, gdzie informuje widzów o pogodzie, a przy okazji o ciekawostkach, które spotyka w miejscach, do których podróżuje ze swoją mapą pogodową.

Praca z kamerą, popularność czy pieniądze nie chronią celebrytów przed problemami życia codziennego. Pogodynek niestety przekonał się o tym na własnej skórze. Po raz pierwszy o depresji opowiedział w ubiegłym roku. Wyznał, że podczas choroby bardzo schudł.

"Wszyscy mówili 'jak ty świetnie wyglądasz, ale masz takie smutne oczy'. Ja bałem się wychodzić z domu, a wyjście do łazienki, ubranie się, umycie, to było jako zdobycie Mount Everestu. Do tego dołączyły napady lękowe i brak apetytu" – oznajmił w rozmowie z magazynem "VIVA!".

Tymczasem na łamach "Życia na Gorąco" przyznał, że praca w "Dzień dobry TVN", choć jest dla niego satysfakcjonująca, to nieraz mocno obciążająca. Napięty grafik i ciągłe wyjazdy potrafią dać w kość na dłuższą metę.

"Oczy otwieram już około godziny piątej. O ósmej rano zaczynamy 'Dzień dobry TVN', a ja godzinę wcześniej muszę być na planie. I bardzo często wstaję kilka minut przed dźwiękiem budzika" – podkreślił Jędrzejak.

"Niestety, dzieje się tak również, kiedy mam wolny dzień i mogę pospać dłużej. Nie potrafię spać na siłę, ale na szczęście jestem mistrzem drzemek" – wyjaśnił. Prezenter długo bał się mówić o swojej chorobie. Dziś już nie ma oporów.

"Sądziłem, że jestem jak Titanic. Kiedy wypływał w morze, wszyscy byli przekonani, że jest niezniszczalny i niezatapialny. Ja też tak o sobie myślałem, ale w pewnym momencie wpadłem na skałę lodową i zacząłem tonąć. Na szczęście bardzo szybko znalazłem szalupę ratunkową i nie spadłem na dno" – podkreślił.

"Mówię o tym głośno, otwarcie, choć na początku miałem z tym pewien kłopot. Ale teraz mam to już gdzieś. Przeszedłem depresję i nerwicę lękową. Dwa lata leczenia, brania leków, trzy lata psychoterapii" – wyliczył.

Jędrzejak dziś wie, że to przede wszystkim on wymagał zbyt wiele od siebie i nakładał na siebie presję. "Wszystko na już, wszystko najlepiej, żadnej taryfy ulgowej, trzeba łapać, ile się tylko da. A mi po prostu głowa w pewnym momencie powiedziała: 'Jędrzejak, dość'. Najważniejsze, żeby jak najszybciej otrzymać odpowiednią pomoc" – oznajmił.

"Przede wszystkim od psychiatry, który nas zbada, zdiagnozuje i zapisze leki. Później niezbędny jest psycholog, który pomoże zrozumieć, dlaczego pojawiła się depresja. Ważni są też ludzie wokół. Bliscy i ich wsparcie, dzięki którym poczujemy się bezpiecznie" – podsumował.

***

Przypominamy, że każda osoba, która boryka się z depresją lub ma problemy i chciałby porozmawiać, może zadzwonić pod jeden z poniższych numerów telefonu: