Pytania "jak się dotykasz", brak rozgrzeszenia, załatwienie się w majtki - oto cuda spowiedzi dzieci
Jest jeden Bóg.
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze.
Są trzy osoby boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
To trzy z sześciu tzw. prawd wiary, które dziewięciolatki przygotowujące się do pierwszej komunii muszą wykuć na pamięć. Ile z tego rozumieją? Trudno powiedzieć.
Bo jak to "jest jeden Bóg", skoro osoby boskie to już trzy? Nad sensem i znaczeniem Trójcy Świętej toczono dysputy na soborach, specjalnie po to, żeby ustalić prawdy wiary. No i oto są - niby jasne, a jednak trudne do zrozumienia. Zwłaszcza, gdy masz tylko dziewięć lat.
Na szczęście same osoby boskie są znane i lubiane. Bóg Ojciec to wiadomo - starzec z długą brodą, który siedzi na chmurze, Duch Święty - taki gołąb: biały, z aureolą.
Jezusek w serduszku
Jest jeszcze Syn Boży, ten sam, którego niebawem "przyjmie się do swojego serduszka". On jest najfajniejszy - też miał mamę i przyjaciół a do tego różne przygody i magiczne moce. Ksiądz mówi, że Jezus kochał dzieci, a dzieci kochały jego. Że wszystko wybaczał. Trudno go nie lubić, a jeszcze trudniej nie smucić się, że umarł. Zwłaszcza, że to za nas, za nasze grzechy. Co nie znaczy, że piekło, ta straszna kraina pełna ognia i cierpienia nam nie grozi.
Ale co to w ogóle ten grzech? "Czyn, myśl, albo słowo niezgodne z prawem boskim" - dyktuje katechetka. Najpierw myślisz, że to przykazania, a przecież nikogo nie zabiłeś, nie okradłeś, nie cudzołożyłeś, bo dzieci nie mogą przecież brać ślubu, a chodzi tu o zdradę męża albo żony.
A potem dowiadujesz się, że są inne grzech, bardzo dużo grzechów. Że jak o czymś pomyślisz, to już możesz mieć grzech. Ale jak to kontrolować? Nie umiesz.
Jeśli ze złości trzaskasz drzwiami pokoju to jak, jak gdybyś wbijał cierń w święte czoło tego przemiłego pana Jezusa. Jeśli mówisz pani w szkole, że pies zjadł ci zeszyt (a zwyczajnie go zapomniałeś), to tak, jak gdybyś dźgnął syna bożego włócznią. On ofiarowuje ci życie wieczne, a ty tak go traktujesz? Jesteś zły dzieckiem. Bo przecież Bóg jest miłością, to człowiek jest grzeszny.
Na szczęście jest spowiedź.
Spowiadaliśmy się choć raz niemal wszyscy - do sakramentu nigdy nie przystąpiło zaledwie 3 proc. Polek i Polaków.
Z zeszłorocznego badania zleconego przez OKO.press wynika, że mało kto wspomina dobrze swoją pierwszą spowiedź. Najwięcej, bo aż 35 proc. ankietowanych w pierwszej kolejności wskazało na "lęk i napięcie", z kolei 16 proc. mówiło o wstydzie i skrępowaniu. Oznacza to, że dla ponad połowy z nas było to wydarzenie negatywne. Dorosłych, którzy zapamiętali pierwszą spowiedź jako radosną, jest zaledwie 18 proc.
Tym bardziej dziwić może fakt, że ci sami ankietowani w większości opowiedzieli się za obowiązkiem spowiedzi dla dzieci przystępujących do pierwszej komunii (było za nim 50 proc.), zaś przeciw opowiedziało się 38 proc. z nich. I to wszystko przy założeniu, że dzieci przystąpiłyby do komunii tak czy siak.
Niby wół nie zapomniał, jak cielęciem był, a jednak gdy przychodzi co do czego, opowiada się za zachowaniem tradycji, która dla niego samego była przykrym doświadczeniem. Trudno się właściwie dziwić, zważywszy jak rozpowszechniona jest w Polsce retoryka spod znaku "ja przeżyłem, to i tobie nie zaszkodzi", pojawiająca się w dyskusjach niezależnie od tego, czy chodzi o brak wynagrodzenia za staże, czy też złe warunki mieszkaniowe.
Ciężki, czyli jaki?
I to mimo że hipotetycznie dzieci przygotowujące się do komunii spowiadać by się wcale nie musiały. Wedle nauczania do sakramentu eucharystii mogą bowiem podejść wszyscy ci, którzy nie popełnili grzechu ciężkiego, te zaś określa 10 przykazań.
Może i dziecko jest w stanie złamać przykazanie czwarte (szanuj ojca swego i matkę swoją), ale jak dowiaduję się z tekstu dr teologii ks. Andrzeja Persidoka, są jeszcze dwa warunki popełnienia grzechu ciężkiego. Przede wszystkim człowiek musi być świadomy, że łamie prawo boskie, a trudno zakładać, że dzieci, które nie zaczęły jeszcze przygotowań do komunii, znają przykazania.
Tymczasem na stronie jednej z parafii należącej do diecezji gdańskiej czytam, że rachunek sumienia dziecka przed pierwszą spowiedzią powinien objąć okres "od wczesnego dzieciństwa". Kopniaki w życiu płodowym? Bunt trzylatka?
Ostatnim przypadkiem, który dyskwalifikuje czyn jako grzech ciężki, jest zaś (znów za ks. dr. Andrzejem Persidokiem) wykluczenie przypadków, kiedy człowiek czyni zło przymuszony przez kogoś innego, lub działa pod presją emocji tak silnych, że niemożliwych do kontrolowania.
Jakie więc grzechy może mieć dziewięcioletnie dziecko? Zdaniem księży i katechetów – rozliczne. Na stronie innej parafii znajduję pytania, które mają pomóc dzieciom w przygotowaniach do pierwszej spowiedzi.
Wynika z nich, że grzechem jest brak modlenia się za Ojczyznę, nie dość entuzjastyczne podejście do chodzenia na mszę, nieuprawianie sportu dla zdrowia (sic!). Do tego kwiatki takie jak: "Czy umiesz się zachować przy przechodzeniu przez jezdnię?". Szatan czyha na twoją duszę nawet i na drodze, a choćbyś się starał z całych sił, zawsze znajdzie się coś, czym obraziłeś pana Boga.
I byłoby to może całkiem zabawne, gdyby nie było straszne. Poza budowaniem w dzieciach nieuzasadnionego poczucia winy, pierwsza spowiedź to też często wstyd, strach i wchodzenie butami w ich intymność. I to przez obcą osobę, często nieprzygotowaną do pracy z dziećmi, a wypytującą o kwestie, o których dziecko wolałoby nie rozmawiać, tymczasem jest do tego zmuszane - autorytetem księdza i Kościoła, strachem przed karą boską i piekłem.
Tymczasem w zaleceniach dla rodziców dzieci przystępujących do komunii czytam, że nie można wymagać od dziecka, żeby mówiło o swoich grzechach rodzicom tak, jak powie to spowiednikowi. Nie trzeba być psychologiem, żeby dostrzec, że coś tu jest mocno nie tak.
We wspomnieniach pierwszej spowiedzi przewija się lęk przed piekłem, poczucie winy, wstyd - nie tyle za "grzechy", co w związku z koniecznością wyznania ich obcej osobie. Poza tym absurdy - jak w przypadku Róży, której zakonnica chciała zabrać karteczki, na których robiła rachunek sumienia tylko dlatego, że były z Kubusiem Puchatkiem.
Są jednak i inne historie - wypytywanie o seksualność, odmowa rozgrzeszenia czy nerwy tak silne, że 9-letnia Magda wolała załatwić się w majtki, niż wyjść z kościoła.
Historia Bogny: rozgrzeszenia nie będzie
- Podczas pierwszej spowiedzi nie dostałam rozgrzeszenia. Ksiądz zapytał, czy chodzę na religię, która wtedy odbywała w salkach katechetycznych przy parafii. Akurat w godzinach, w których miałam zajęcia w szkole muzycznej. Ksiądz powiedział, że mam mu przysiąc, że od jutra zacznę chodzić na religię zamiast do szkoły muzycznej, bo inaczej nie dostanę rozgrzeszenia. Byłam przerażona, powiedziałam, że nie mogę.
To była taka kilkuminutowa przepychanka - Bogna mówiła, że naprawdę nie może wypisać się z religii, a ksiądz naciskał na nią, żeby wymusić przysięgę. W końcu powiedział podniesionym głosem, że "nigdy nie dostanie rozgrzeszenia".
- Miałam 9 lat i byłam na granicy histerii. Wstałam od konfesjonału i krzyknęłam na cały głos, bo nie umiałam poradzić sobie z nadmiarem emocji. Potem uciekłam. Za mną była kolejka dzieci, w ławkach siedzieli ludzie. Wszyscy się na mnie gapili. Ksiądz wyszedł zza kotary konfesjonału i też na mnie patrzył. Wychodziłam z kościoła i miałam wrażenie, że zaraz uderzy we mnie piorun. Bardzo się bałam. Potem przez długi czas myślałam, że spotka mnie coś złego, że będzie koniec świata przez to, co zrobiłam. Tym bardziej że podeszłam do komunii, mimo że się nie wyspowiadałam. Gdybym wypisała się ze szkoły muzycznej, zawiodłabym rodziców. Tak samo, jak zawiodłabym ich, nie mając komunii. Ten brak rozgrzeszenia był dla mnie czymś tak strasznym i wstydliwym, że nie powiedziałam o tym nikomu aż do 18. roku życia, tym bardziej że miałam i mam bardzo wielu wierzących przyjaciół.
Bogna już nigdy nie próbowała się wyspowiadać, szybko przestała też chodzić do kościoła i straciła wiarę.
- Moja córka nie chodzi na religię i ciągle jest z tym jakiś problem. Została ochrzczona, jak miała półtora roku i już chodziła. Od rodziny i znajomych dostaję komentarze: to teraz będzie już zdrowa. Od innych dzieci w szkole słyszy, że pójdzie do piekła. Nie rozumiem, jak można godzić się, żeby dziecko poszło do zamkniętego w skrzynce obcego faceta, który dopytuje o intymne sprawy. Nikt się nie zastanawia, czy moje dziecko jest wystarczająco dojrzałe, czy nie dzieje mu się krzywda. Gdziekolwiek nie idę, to towarzyszę swojemu dziecku, bo to taki wiek. Do pewnego momentu matka powinna uczestniczyć we wszystkim, a tutaj nie ma problemu.
Spowiedź jest sytuacją tyle nietypową, co delikatną. Dziecko jest skłaniane do otworzenia się i mówienia o najbardziej osobistych, często wstydliwych sprawach. Przy braku znajomości specyfiki funkcjonowania dziecka ze strony spowiednika, może wywoływać lęk czy obniżenie poczucia własnej wartości, a w skrajnych przypadkach przyjmować formę przemocy psychicznej. Tymczasem nie istnieją mechanizmy zewnętrzne, które pozwoliłyby temu zapobiec. Stawianie dziecka w sytuacji ryzyka i pytanie, jak można zminimalizować straty po doznanej krzywdzie, jest odwróceniem problemu. Należałoby się raczej zastanowić, co można zrobić, aby sytuacja nie była zagrażająca. Niestety możliwości rodziców są w tej kwestii ograniczone. Oczekuje się od nich pełnego zaufania do często obcego człowieka, co do którego nie ma pewności, czy ma przygotowanie pedagogiczne. W dodatku nie podlega żadnym zewnętrznym mechanizmom kontroli. Niedawno rozmawiałem z młodą osobą, która doznała ze strony swoich rodziców ogromnych krzywd. Od księdza usłyszała, że musi im wybaczyć. Stawia to dziecko w pozycji osoby odpowiedzialnej za kształt relacji - i to nawet ze sprawcami przemocy. Zrzuca się odpowiedzialność dorosłych na dziecko. Taka sytuacja jest karygodna, ale dobrze obrazuje, jak łatwo można, nawet nieświadomie, narazić dziecko na cierpienie.
Historia Róży: krople na uspokojenie i rodzice w piekle
- Czas przygotowania do komunii wspominam z jednej strony jako pełen ekscytacji - nie na myśl o samym sakramencie, ale jak to dziecko - o wybieraniu sukienki, przyjęciu, prezentach. Lubiłam chodzić na roraty w grudniu, bo na początku paliło się świeczki, a w kościele były choinki. Nabożeństwa różańcowe - bo podobały mi się różańce. Pamiętam, że mój był z takich małych perełek, ale zazdrościłam koleżance, która miała taki pachnący z drzewa różanego.
Ale była i druga strona - rodzice Róży byli niewierzący, ale jako że były lata 90., nie przyszło im do głowy, żeby wypisać ją z religii, albo nie zgodzić się, żeby przystąpiła do komunii.
- Mieszkaliśmy niedaleko kościoła, więc rodzice nie musieli mnie odprowadzać. Bardzo przeżywałam, że nie chodzą na niedzielne msze. Bałam się, że pójdą do piekła i się nie spotkamy po śmierci, pamiętam, że kilka razy płakałam z tego powodu. Oni nie umieli mi tego wyjaśnić, bo nie chcieli mówić, że nie wierzą w Boga, uznawali, że wiara może być wartością.
- W szkole przy sprawdzaniu listy na religii trzeba było powiedzieć, czy było się w kościele. Jeśli ktoś powiedział, że nie był, zaczynało się śledztwo z jakiego powodu, a potem ksiądz mówił o wielkim grzechu. Niektóre dzieci w końcu zaczęły kłamać, że były, bo bały się księdza. A to już było oszustwo – czyli jeden z grzechów śmiertelnych. Przerażała mnie sama nazw. Rozumiałam to wtedy tak, że od takiego grzechu można naprawdę umrzeć. Dlatego bardzo skrupulatnie przygotowywałam się do pierwszej spowiedzi - wspomina Róża.
Na końcu jej książeczki do nabożeństwa dla dzieci była lista możliwych grzechów. Ksiądz kazał zaznaczać klasie wszystkie, "które mają".
Róża: – Niektóre były tak kuriozalne, jak rzucanie śmieci na ulicę albo nienoszenie medalika czy krzyżyka, co miało świadczyć o tym, że wstydzisz się wiary, a więc grzeszysz. Pierwsi katolicy zginęli pożarci przez lwy, a ty co? W tej książeczce grzechów było kilkaset. Pamiętam, że zaznaczałam je ołówkiem, a potem przepisywałam na kartkę. Wyszło ich ze trzydzieści i byłam przerażona. Pytałam koleżanek "ile mają" i wszystkie miały mniej. Bałam się, że nie dostanę rozgrzeszenia, bo za bardzo nagrzeszyłam, a wtedy pójdę do piekła, które wyobrażałam sobie jako wielki pożar. Bałam się też, że po prostu ich wszystkich nie zapamiętam, a wtedy spowiedź będzie świętokradztwem.
Ksiądz w szkole mówił, że nie można zapisywać grzechów, że trzeba nauczyć się ich na pamięć, ale Róża zapisała. Bardziej niż księdza bała się, że zapomni i będzie miała grzech śmiertelny.
- W kościele, w rządku do spowiedzi, pilnowała nas siostra zakonna. Zaczęła mnie rugać nie za to, że zrobiłam sobie "ściągę", tylko za to, że wypisałam grzechy na zielonkawych karteczkach z Kubusiem Puchatkiem, że to brak szacunku i mam je oddać. Nie chciałam i bałam się, że to kolejny grzech - nieposłuszeństwa starszym. W ogóle dzień spowiedzi wspominam okropnie. Mdliło mnie tak strasznie, że nie chciałam zjeść śniadania. Pamiętam, że mama dała mi jakieś krople na uspokojenie. Podchodząc do konfesjonału, miałam pustkę w głowie i cieszyłam się, że wypisałam te grzechy, bo nie powiedziałabym nic. Poplątała mi się nawet formułka, mimo że znałam ją na pamięć. Podobne nerwy miałam potem dopiero na maturze, a i tak mam wrażenie, że bałam się mniej.
Poziom napięcia dziecka przystępującego do pierwszej komunii może być bardzo wysoki i wynikać między innymi z poczucia, że jest poddawane ocenie. Dodajmy do tego jeszcze, że dziecku zdecydowanie trudniej jest zdystansować się emocjonalnie do tego, co usłyszy od osoby, którą uważa za autorytet. Jeśli usłyszy coś, co sprawi, że uwierzy, że jest złe i że w związku z tym spotka je kara, może to prowadzić do poważnych problemów natury emocjonalnej i psychicznej. Te zaś mogą narastać, jeśli swoimi zmartwieniami nie podzieli się z bliskimi. Tymczasem osoba zawstydzana i to z zewnątrz, często nie chce mówić kolejne osobie o tym, czym ją zawstydzono.
Historia Kasi: 9-letnia jawnogrzesznica
- W domu wszyscy byli wierzący, zawsze chodziliśmy całą rodziną do kościoła. Czułam, że ksiądz to postać, którą bezwzględnie należy szanować, ale też ktoś dobry, godzien zaufania. Spowiedzi nie bałam się jakoś bardzo, chyba nie podchodziłam do niej aż tak emocjonalnie, jak inne dzieci, nie wiem. Trochę tylko wstydziłam się, że miałam "grzech nieczystości" to znaczy - dotykałam się. Z dzisiejszej perspektywy nie powiedziałabym nawet, że to była masturbacja, bardziej ciekawość.
Ksiądz, który spowiadał Kasię po raz pierwszy, nie zwrócił uwagi na żaden z wyznawanych przez nią grzechów - poza tym jednym.
- Zaczął wypytywać mnie o szczegóły - a jak to robiłam, a czy oglądałam do tego jakieś brzydkie filmy. Na początku mnie zatkało, tak kompletnie. Do dziś pamiętam, że spociłam się dosłownie w minutę. Czułam tętno na skroniach i wiedziałam, że jestem cała czerwona. W końcu powiedziałam mu, że razem z kuzynami znaleźliśmy gdzieś za szkołą rozrzucone gazetki - oczywiście chodziło o gazetki porno. Wiesz, ja miałam wtedy 8 lat - nigdy z nikim nie poruszałam takich tematów, nie wiedziałam, co to znaczy "masturbacja" a co dopiero "porno". Czułam się długo po spowiedzi zbrukana. Myślałam często o tym, że jestem brudną grzesznicą, że nikt nigdy nie robił takich obrzydlistw jak ja. Wtedy wydawało mi się, że to kwestia tego "strasznego grzechu", który popełniłam, ale dziś wydaje mi się, że prędzej był to efekt przekroczenia moich granic przez tamtego księdza.
Jak na ironię, Kasia podczas komunii poczuła słynną "łaskę bożą" - była szczęśliwa, że ktoś akceptuje tę straszną grzesznicę, którą była. Więcej - że wybaczył jej grzech, o którym nie powiedziałaby nikomu innemu. Tak mocno wkręciła się w wiarę, że przez kilka kolejnych lat marzyła o zostaniu zakonnicą. Przeszło jej, gdy zaczęła pilnie wczytywać się w Ewangelię i historię Kościoła. Kupy się to nie trzymało.
- Zastanawiam się czasem, na ile uwarunkowała mnie ta pierwsza spowiedź. Najpierw jesteś koszmarnie zawstydzana i stresujesz się tak, że masz natychmiastową reakcję somatyczną. Myślisz o sobie jak najgorzej, po czym przyjmujesz komunię - wszystko jest ci wybaczone, jesteś znów "czysta", Jezus cię akceptuje. To może namieszać w głowie dziecka - mówi Kasia.
Przekonania dotyczące poczucia winy, grzechu, czy lęku przed karą bywają wdrukowywane już na wczesnych etapach rozwoju. Może to utrudniać ich modyfikowanie w dalszym życiu niezależnie od tego, jak dalece nasze postrzeganie świata się zmieniło. Szczególnie trudno pozbyć się głęboko zakorzenionego lęku. I to nawet, jeśli jego źródło uważamy za irracjonalne. Dochodzi do tego presja społeczna, która sprawy wcale nie ułatwia. Znam wiele osób deklarujących się jako niewierzące, które jednak uczestniczą w życiu kościoła i nakłaniają do tego swoje dzieci ze względu na oczekiwania otoczenia i lęk przed napiętnowaniem.
Historia Magdy: największy wstyd dzieciństwa
- Dopiero co opanowałeś w miarę czytanie, a tu dostajesz kilkanaście stron modlitw, przykazań, sakramentów - często trudnych i niezrozumiałych. W lekturach "Karolcia", która znajduje magiczny niebieski koralik, a tutaj "umęczon pod ponckim piłatem". Nigdy wcześniej nie stykasz się w szkole z koniecznością nauczenia się na pamięć takiej ilości materiału. Więcej - nie ma takiej pamięciówy i przez kilka kolejnych lat.
Magda nie rozumiała, czego się uczy, nikt też jej niczego nie objaśniał. Motywował ją strach - że "nie zda" i nie będzie mogła przystąpić do komunii. Że rodzice będą źli, że pójdzie do piekła, no i oczywiście, że wszyscy w szkole będą się z niej śmiali.
- Pamiętam taką sytuację, że musiałam zostać po mszy zaliczyć kolejną z modlitw. Jednocześnie strasznie chciało mi się do toalety. Do domu miałam blisko, zdążyłabym wyjść i wrócić w 20 minut - jeszcze przed końcem mszy. Tyle że za bardzo bałam się księdza - że nie zaliczy mi modlitwy, bo nie byłam na mszy, że będę potępiona na wieki. I wiesz, co się stało? Załatwiłam się w majtki. Jak bardzo 8-letnie dziecko musi się bać, żeby stało się coś takiego? Najgorsze jest to, że i tak zostałam do końca mszy, a potem zaliczać modlitwę. Czymże jest wstyd w obliczu wiecznego potępienia? Oczywiście były tam też inne dzieci, a ja trzęsłam się ze strachu, że zauważą.
Magda jest wierząca, ale przez lata chodziła do kościoła tylko dlatego, żeby nic złego nie stało się jej, ani jej rodzicom. Nie na darmo przez tyle lat pakowano jej na religii i w kościele do głowy, że pan bóg za dobre wynagradza, a za złe karze. A przecież nieobecność na mszy to też grzech.
- Jak można "budować wiarę" na strachu? Pierwsza komunia nie skłania do czynienia dobra, do bycia lepszym człowiekiem. Pomijając już, że większość dzieci nie ma pojęcia, co to znaczy "przyjąć Jezusa do swojego serduszka", nikt im tego za bardzo nie tłumaczy. Nigdy nie doświadczyłam spowiedzi, która wniosłaby cokolwiek do mojego życia, była rozmową, kazała zastanowić się nad czymkolwiek. To znaczy owszem, z czasem zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy ma to w ogóle jakikolwiek sens. Ten sakrament nie był dla mnie oczyszczający, tylko uwłaczający - zwłaszcza gdy byłam nastolatką.
Mimo że Magda jest wierząca, a Kościół był ważny w jej życiu i to jeszcze na początku studiów, nie ochrzci dziecka. Nie chce, żeby należało do tej instytucji. Żeby szukać, czy znaleźć boga, nie jest do niczego potrzebny Kościół i ksiądz. Czasem mogą to nawet skutecznie utrudnić albo zrazić.
Czytaj także: https://natemat.pl/451444,jak-powinna-wygladac-spowiedz-najgorsze-wspomnienia-z-konfesjonalu