"Nie zostałam matką, bo..." Kobiety powiedziały nam, dlaczego wybrały bezdzietność
Nikogo nie obciążać
– Są dni, kiedy tylko leżę, ledwo się odzywam – mówi Marta, po czym milknie. Wiem, że zbiera myśli, dlatego się nie odzywam. – Nie chciałabym być taką matką, bo co to jest za życie dla dziecka? – pyta retorycznie i uśmiecha się łagodnie.
Marta jest spokojna. Nie toczy wewnętrznej bitwy: mieć czy nie mieć dzieci. Ona już zdecydowała.
Ma 35 lat, kilka bliskich przyjaciółek, swoje mieszkanie w centrum Warszawy, półki zapełnione książkami, czterdzieści siedem roślin doniczkowych, kota i pracę, którą lubi. To jej wystarcza. Nie chciałaby do tego zbioru, jakkolwiek to brzmi, dodawać jeszcze dziecka.
Nie jest też w żadnym związku, raczej nie planuje być, choć wiadomo, że w życiu różnie bywa. – Kiedyś chciałam mieć dzieci. W liceum mówiłam, że nawet piątkę. Lubiłam filmy i seriale o rodzinach i właśnie taką filmową, kochającą się, liczną i trochę chaotyczną rodzinę chciałam mieć – żartuje rozmówczyni.
Dziś Marta nie jest pewna, czy naprawdę tego chciała, czy może czuła, że tak wypada, bo takie są społeczne oczekiwania. Swoich prawdziwych potrzeb i pragnień nie słuchała.
– Im stawałam się starsza, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że nie nadaję się na matkę. Że nie chcę mieć dzieci i to z różnych powodów. Za bardzo sobie cenię bycie samą, wygodę, komfort i życie na własnych warunkach, co niektórzy mogą uznać za egoizm, choć ja tak nie uważam. To jest spojrzenie w siebie i uznanie, że nie jesteś typem człowieka, który nadawałaby się do życia z kimś, do poświęceń – przekonuje.
Lubię mieć swój świat, a z dziećmi nie byłoby to możliwe. Dlatego świadomie podjęłam tę decyzję. Trochę też przeraża mnie, gdy widzę, jak wygląda życie z dzieckiem. Cały czas musisz się o nie troszczyć, czuwać. Myślę, że gdybym miała dziecki, pewnie bym o nie zadbała, bo jestem odpowiedzialna, ale raczej odbiłoby się to na moim zdrowiu psychicznym. A nie chciałabym być nerwową matką, bo moja mama taka była – nerwowa, krzycząca i sfrustrowana.
Marta przyznaje, że choć kiedyś lubiła dzieci, dziś ją męczą. – Lubię dzieci moich przyjaciółek, ale po godzinie mam dość i chcę wyjść. Cenię sobie to, że mogę je zostawić – podkreśla.
Nie bez znaczenia są tu też pieniądze. Sytuacja finansowa 35-latki nie jest najlepsza, dlatego nie ma pojęcia, jak miałaby utrzymać większą rodzinę i wychować dziecko. – Te koszty mnie przerastają. Pewnie wszyscy rodzice tak myślą, ale w mojej obecnej sytuacji... Nawet na utrzymanie samej siebie ledwo mi starcza – zaznacza.
Jest jeszcze jeden argument. Ostatni, ale nie najmniej ważny. Marta zmaga się z problemami psychicznymi. – Zastanawiam się, czy w takiej sytuacji powinnam mieć dzieci? Czy powinnam być matką? Nie chciałabym nikogo sobą obciążać – słyszę.
Urodzić i wrócić
– Właściwie nie wiem, czy na pewno nie chcę mieć dziecka – zaczyna rozmowę Ola. I szybko dodaje: – Nie wiem też, czy chcę je mieć. Nie mogę się nad tym tak naprawdę zastanowić, bo nie mam do tego odpowiednich warunków – przyznaje zdecydowanym głosem.
Ola to zorganizowana, ambitna i pracowita 34-latka, ale praca nie jest jej całym życiem. Stara się pamiętać – co jest istotne zwłaszcza dla jej zdrowia psychicznego – że musi dbać też o swoje życie prywatne, odpoczywać i spędzać czas z bliskimi. Jednak życie w pojedynkę w dużym mieście, choć oczywiście nie tylko, kosztuje.
I tu pojawia się wyjaśnienie, czym są wspomniane przez nią warunki. Po pierwsze jest sama. – Nie jestem typem randkowiczki, nie jestem kochliwa, ale chciałabym stworzyć z kimś fajny związek. Choć przyznaję, że nie jestem szczególnie aktywna w staraniach o zmianę mojego statusu. Niestety, nie zawsze mam też na to czas – denerwuje się.
Ola pracuje w mediach, co wpływa na nieregularne godziny pracy, bo deadline, bo kolejny projekt, bo ktoś się niecierpliwi, a lista zadań się wydłuża. – Wiem, że zawsze mogę zmienić pracę, że dziś wiele osób narzeka na swoją sytuację, ale z tą zmianą wcale nie jest tak łatwo. Utrzymuję się sama, tylko na siebie w tej kwestii mogę liczyć – dodaje.
Tak płynnie przechodzimy do tego, co "po drugie" nie pozwala zastanowić się nad posiadaniem dziecka, a właściwie, co jest stanowczym argumentem przeciw. Ola nie ma etatu, zatrudniona jest na umowie śmieciowej.
– Jak miałabym myśleć o dziecku, jeśli zostałabym bez środków do życia? Kto by je utrzymał? Musiałabym chyba wrócić do rodziców i liczyć, że za swoje skromne emerytury utrzymają siebie, mnie i dziecko. Nie ma mowy. A poza tym w moim przypadku nie istnieje coś takiego jak L4, nie mówiąc nawet o urlopie macierzyńskim. Musiałabym pracować do dnia porodu, urodzić i za chwilę wrócić do działania. Według mnie jest to nierealne – przyznaje Ola.
Efekt mrożący
W połowie 2022 roku CBOS przeprowadza badanie, którego wyniki dla wielu osób wydają się szokujące. 32 proc. Polek w wieku 18-45 planuje potomstwo w najbliższej perspektywie, natomiast 68 proc. nie ma takich planów. Oznacza to, porównując odpowiedzi do udzielonych w 2017 roku, że odsetek kobiet, które zamierzają mieć dzieci, zmniejszył się o 9 punktów procentowych.
Trzeba dodać, że w tych 68 proc. są także te kobiety, które już mają dziecko lub dzieci, ale nie zmienia to faktu, że wzrósł odsetek kobiet bezdzietnych w wieku 18–45 lat, które nie planują zmieniać swojej sytuacji – z 22 proc. do 42 proc.
To efekt między innymi zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Strachu przed tym, z czym musiałyby się zmierzyć, gdyby okazało się, że płód ma ciężkie wady.
– Ten efekt mrożący trwa przez cały czas, nawet w sytuacji, kiedy pojawia się ryzyko zagrożenia życia. Z tego powodu mamy aż trzy zgony kobiet, bo lekarze bali się działać w sytuacji, gdy zdrowie i życie było zagrożone, a serce płodu nadal biło. Lekarze bali się, że będą posądzeni o wykonanie zabiegu aborcji niezgodnie z ustawą. Zapomnieli, że są od tego, żeby ratować życie, jeżeli jest ono zagrożone – mówiła w rozmowie z naTemat aktywistka Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu, który jest częścią inicjatywy Aborcja Bez Granic.
Idealny scenariusz
"Z czasem ci się to zmieni" – słyszy Agnieszka, kiedy otwarcie przyznaje, że nie chce mieć dzieci. A mówi o tym nie od dziś, bo od dawna czuła, że nie chce być matką.
– Mówię o tym, od kiedy byłam małą dziewczynką, a teraz mam 26 lat, więc wyobraź sobie, ile razy słyszałam takie zapewnienia: setki razy – podkreśla.
– Dlaczego jednak od początku uważałam, że nie chce mieć dzieci? Wcale nie dlatego, że miałam nieszczęśliwe dzieciństwo. Nie uważam też, że nie poradziłabym sobie, że jestem nieodpowiedzialna. To też nie tak, że trafiałam na złych facetów. Nie. Mało tego - uważam, że byłabym dobrą matką! Bo traktuje dzieci jak małych ludzi i mam z nimi zawsze dobry kontakt – mówi Agnieszka.
Uważam, że posiadanie dziecka to taki sam wybór czy nawet zachcianka, jak kupienie sobie domku na wsi. Czy to jest zły pomysł? Dla kogoś kto tego chce – nie. Jednak nie wmawiajmy światu, że to idealny scenariusz dla wszystkich. Jakieś obligo.
Zdaniem Agnieszki spełnianie społecznych oczekiwań, a nie słuchanie siebie, może zwyczajnie skończyć się niezadowoleniem. Ludzie wierzą, że dzieci są dopełnieniem związku albo etapem w życiu – nie niezależnym wyborem. A to mit.
– Czy posiadanie dzieci jest egoizmem? W bardzo dużej mierze tak. Ludzie decydują się na nie z własnej potrzeby opiekowania się kimś lub co gorsza stworzenia kogoś na swoje podobieństwo. Nie mówiąc już o prymitywnej roszczeniowej postawie, że ktoś nam na starość ma podać szklankę wody. Tymczasem powołujemy do życia osobny byt, który może być zupełnie inny, niż tego oczekujemy, nawet jeśli wychowamy go w leśnym przedszkolu, na bio warzywach, czytając mu wiersze Korczaka – wylicza dosadnym tonem. Agnieszka nie chciałaby też rezygnować z tego, co zawsze było dla niej ważne – związek dwóch osób. Kobieta nie wyobraża sobie, by życie jej partnera i jej kręciło się wokół kogoś nowego, a nie wokół nich samych.
– Zawsze też widziałam ciążę jako coś bardzo niepożądanego dla mojego ciała. Obrzydzał mnie i przerażał poród, połóg, jego konsekwencje. I nie chodzi tu o jakieś płytkie pragnienia posiadania dłużej jędrnych piersi czy płaskiego brzucha, ale lista powikłań po ciąży i po porodzie jest nieskończenie długa – zaznacza.
– Uważam, że im mniej ludzi decyduje się na posiadanie dzieci, tym lepiej. Powinny to robić jednostki naprawdę zdeterminowane, które tę decyzję przemyślały i które posiadają naprawdę duże zaplecze finansowe – dodaje.
Po prostu lubię moje życie, moje doświadczenia, szanuje swoje ciało, swój czas i nie chciałabym nigdy żyć dla kogoś. Chciałabym zawsze żyć dla siebie. Poza tym – po prostu jestem wygodna, jak każdy z nas zresztą. Może po prostu też jestem perfekcjonistką i lubię coś robić na sto procent, a nie chciałabym być matką na sto procent, czyli nie być sobą.
Jest jeszcze jeden bardzo ważny argument: – Nie możemy nigdy polegać w życiu na żadnej osobie na sto procent, tym samym na żadnym mężczyźnie. Zawsze można się rozstać, rozwieść, sprzedać dom, zerwać kontakt. Ale dziecko? Musicie do końca życia mieć ze sobą kontakt, bo wspólnie powołaliście na świat istotę - nawet jeśli już się nie kochacie lub wręcz nienawidzicie.
Alternatywa dla oczekiwań
Peggy O'Donnell Heffington, autorka książki "Bez dzieci: długa historia nie bycia matką", w eseju opublikowanym w "The New York Times" przekonuje, że bezdzietność nie jest wymysłem millenialsów, współczesności.
Zawsze istniały kobiety, które nie widziały siebie w roli matki. – Wiele kobiet w średniowiecznej Europie zostało zakonnicami z powodu prawdziwej pobożności religijnej. Ale przynajmniej dla niektórych z nich przywdzianie habitu było społecznie akceptowalną alternatywą dla oczekiwań, małżeństwa i macierzyństwa. Taką, która pozwalała im czytać, pisać i uczyć się – pisała Heffington.
Brak wsparcia, pieniędzy i czasu – to jedne z głównych powodów, dla których kobiety nie chcą rodzić dzieci. Choć lista ta jest zdecydowanie dłuższa. Czy jednak powinny tłumaczyć się ze swojej decyzji? Niekoniecznie. Mają prawo żyć w zgodzie ze sobą.
Są też kobiety, które zrezygnowały z macierzyństwa po długiej i wyczerpującej – fizycznie i psychicznie – walce o dziecko. Są takie, które wielokrotnie roniły choćby z powodu endometriozy. Są takie, które przeszły przedwczesną menopauzę. Są takie, które urodziły się bez macicy lub z jej niedorozwojem – zespół Mayera-Rokitansky'ego-Küstera-Hausera. I choć dla nich Dzień Matki może nie być najłatwiejszym dniem w roku, one też nie muszą się nikomu tłumaczyć.
Czytaj także: https://natemat.pl/489491,sila-onkomatki-jak-teraz-umre-to-syn-nie-bedzie-mnie-nawet-pamietal