Pisarka twierdziła, że ma raka, zbierała pół mln zł na leczenie. Ta historia to scenariusz na film

Daria Siemion
04 czerwca 2023, 14:58 • 1 minuta czytania
Zbiórka na operację glejaka była fałszywa, a 38-letnia wolsztynianka podrobiła dokumentację medyczną – to ustalenia Prokuratury Rejonowej w Dębicy, która bada sprawę pisarki Eweliny R. Jej historia to scenariusz na film.
Pisarka Ewelina R. z Wolsztyna udawała, że ma raka. Jest akt oskarżenia Fot. Isaac Holmgren / unsplash.com / Zdjęcie ilustracyjne

Na stronie Urzędu Miejskiego w Wolsztynie czytamy, że Ewelina R. jest dziennikarką, pisarką i prawniczką. Autorka zadebiutowała w 2014 r. powieścią, w 2016 r. ukazała się kolejna jej książka, o Jerozolimie. W kolejnych latach opublikowała rozmowy z bezdomnymi.


W 2017 roku otrzymała list gratulacyjny od zastępcy Burmistrza Wolsztyna Tomasza Spiralskiego. Współpracowała z Medium Publicznym, tygodnikiem TVP, Radiem Kampus, "Głosem Wolsztyńskim". Swoim fanom rozdawała autografy.

Udar i glejak, fatalna diagnoza

Kiedy w 2021 roku Ewelina R. obwieściła na swoim Facebooku, że miała udar, wszyscy jej współczuli. "Trzymaj się, Ewelinko, jesteśmy z Tobą" – pisali w komentarzach. Kilka miesięcy później te same osoby zeznawały przeciwko niej w sprawie oszustwa.

Ewelina R. każdego dnia relacjonowała w social mediach swoją walkę z chorobą. Chodziła na spacery, rehabilitację, wrzucała zdjęcia butów. Wspierała ją przyjaciółka Teresa Staniszewska, która według policji nie istnieje.

Teresa Staniszewska, której profil widzimy na Facebooku, to zadbana kobieta w średnim wieku. "Ewelina pomogła mi, gdy byłam osobą bezdomną. Teraz ja chcę jej pomóc" – czytamy na jej profilu w social mediach.

W lipcu 2021 roku Staniszewska założyła w serwisie Pomagam.pl zbiórkę na rzecz R. Jej nazwa to: "Udar to nie wyrok". Za pośrednictwem mediów społecznościowych prosiła o wpłaty – tych nie brakowało.

– Przed świętami wpłacaliśmy z mężem pieniądze na cele charytatywne. Poprosiłam, żeby 200 zł wysłał Ewelinie. Było mi jej szkoda – mówi Elżbieta Kurowska, pokrzywdzona w sprawie.

– Nie znałam jej osobiście. Kiedyś wysłała mi zaproszenie na Facebooku. Weszłam na jej profil i zobaczyłam bardzo interesującą, elokwentną osobę. Pomyślałam: a co mi tam, przyjmę – zawiesza głos na chwilę. – I wtedy zaczęła się ta dziwna historia...

– Teraz wiem, że relacje pani Teresy służyły uwiarygodnieniu rzekomej choroby. Ewelina jest autorką książki o bezdomności. Pomyślałam, że wtedy musiały się poznać. Przykro mi było, że taki dobry człowiek jest tak chory – opowiada.

"Ewelina niedzielę rozpoczęła w szpitalu. W nocy bardzo źle się czuła, ból głowy, wymioty, biegunka. Pomagajmy, proszę. Nie jest dobrze..." – relacjonowała Staniszewska na stronie zrzutki.

Kiedy udało się zebrać założoną kwotę – kilka tysięcy złotych, Staniszewska założyła kolejną zbiórkę, tym razem zatytułowaną: "glejak + udar". W tym samym czasie Ewelina R. poinformowała na swoim Facebooku o kolejnej diagnozie. "Mam glejaka III stopnia" – napisała, prosząc o wsparcie.

Znajomi pytali ją, dlaczego nie leczy się na NFZ, skoro leczenie glejaka w Polsce jest refundowane. "Nie mam ubezpieczenia, pilnie potrzebuję prywatnej operacji" – odpowiadała. Atmosferę w social mediach podkręcała Staniszewska. "Czasu zostało coraz mniej. Bez operacji Ewelina nie przeżyje do końca roku" – apelowała o wpłaty.

1 października 2021 roku Ewelina R. poinformowała na Facebooku, że zebrała już 400 tys. złotych. "Muszę podzielić się dobrą wiadomością. Dzięki wsparciu ludzi z całego świata (Polski, Szwajcarii, Izraela, Ameryki) uzbieraliśmy na operację prawie 400 000 zł. Brakuje jeszcze 100 000 zł" – czytamy w jej wpisie.

Jej profil śledziły tysiące osób. – Dziwiło mnie to ciągłe ponaglanie, ale pomyślałam, że to taka desperacja, wola życia. Wiedziałam też, że Ewelina wysyła prywatne wiadomości z prośbą o przelew. Bardzo było mi jej żal, nie miałam podejrzeń – mówi Kurowska.

– Nie wiem, ile pieniędzy Ewelina wyłudziła w ten sposób. Możliwe, że tyle, ile deklarowała, czyli prawie pół miliona. To jest oszustka na niebywałą skalę. Nie chcę, by była bezkarna – mówi w rozmowie z naTemat.

Znany dziadek, bogaty narzeczony

Beata Elon była jedną z pierwszych osób, które zauważyły nieścisłości w historii R. – Ewelinę poznałam jakieś 8 lat temu. Dołączyła wtedy do grupy na Facebooku zrzeszającej polskich Żydów. Tam znajduje się wiele wpływowych osób, zamożnych – zaczyna rozmowę z naTemat.

– Ewelina przedstawiała się tam jako wzięta Żydówka, ale myliła podstawowe pojęcia w zakresie judaizmu. Niektórym podawała się za wnuczkę wybitnego pianisty Artura Rubinsteina, innym mówiła, że to jej wujek. Wtedy pierwszy raz poczułam niepokój – kontynuuje.

– Ewelina nosi bardzo zacne żydowskie nazwisko, historyczne. To otwiera jej wiele drzwi. Z tego, co wiem, zmieniła je w 2014 roku. Wcześniej nazywała się I. Podobno R. to panieńskie jej matki. Nie wiem, ile w tym prawdy.

– Jedna z moich koleżanek, bo nad sprawą Eweliny pracowałyśmy całą grupą, skontaktowała się z jej bratem. Powiedział, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Dla mnie to dość symptomatyczne – mówi Elon.

– Później zgłosiła się do mnie pani Sabina Baral, autorka książki "Zapiski z wygnania". Opowiedziała mi, jak miała się spotkać z Eweliną w Kalifornii. Ewelina miała wtedy tam mieszkać. Do spotkania jednak nie doszło. Pani Sabina czekała na nią w kawiarni, ale R. nie przyszła. Wieczorem napisała, że "złamała nogę".

– Najbardziej niewiarygodne były jednak opowieści o jej narzeczonym, zamożnym "Polakożydzie" – twierdzi Elon.

– Ewelina miała wziąć z nim ślub, ale okazało się, że ślubu nie będzie. Jej narzeczony miał zginąć w zamachu terrorystycznym w Turcji. Mówiła, że zostanie pochowany na najbardziej prestiżowym cmentarzu w Jerozolimie. Takim, na którym chowa się prezydentów i ludzi z Listy Schindlera. Nie ukrywam, zdziwiło mnie to. Postanowiłam to sprawdzić.

– Okazało się, że na tym cmentarzu nie pochowano nikogo o tym nazwisku. Sprawdzałam dalej. I kolejna szokująca wiadomość: taka osoba nie zginęła w zamachu w Turcji. Wtedy już byłam pewna, że mam do czynienia z oszustką.

Kolejne wątpliwości Elon budziło rzekome wykształcenie R. – Ewelina przedstawiała się jako prawniczka – mówi.

I faktycznie, na portalu GoldenLine Ewelina R. twierdzi, że jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Warszawskim, a na portalu LinkedIn twierdzi, że jest tam adiunktem. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z władzami UW. – Ewelina R. nie jest i nie była naszym pracownikiem ani studentką – usłyszeliśmy.

Kiedy powiedzieliśmy o tym Beacie Elon, nie była zdziwiona. – To jest jeszcze nic. Kiedyś wrzuciła do sieci zdjęcie znanego izraelskiego aktora, który miał polecać jej książkę. Okazało się, że on nic o tym nie wie – śmieje się w rozmowie z naTemat.

Na stronie Urzędu Miejskiego w Wolsztynie przeczytaliśmy, że Ewelina R. była członkiem Otwartej Rzeczpospolitej–Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii. Organizacja zaprzecza, jakoby była to prawda.

"Przejrzałem dzisiaj wszystkie deklaracje członkowskie, od 1999 roku, i nie ma tam żadnej osoby o imieniu Ewelina. Podobnie na listach obecności z Walnych Zebrań czy listach składkowych" – napisał do nas pan Damian Wutke. – Muszę przyznać, że jej kłamstwa do pewnego momentu wydawały mi się zabawne i nieszkodliwe, ale kiedy zaczęła zbierać pieniądze i twierdzić, że ma glejaka, coś we mnie pękło. Zaczęłam śledzić tę sprawę – mówi Elon.

Fałszywa dokumentacja, stockowy szpital

Pewnego dnia Ewelina wrzuciła do sieci szkic starszej kobiety. "Spotkałam ją w kolejce w onkologa" – napisała. Do zdjęcia dodała wzruszający opis. "Najpierw zmarł jej syn, teraz ona ma raka"

– Ewelina miała naszkicować ją w trakcie rozmowy, a to było zdjęcie z podręcznika do nauki rysunku. Ta kobieta nie istnieje! – mówi Kurowska. – Tak samo kierowca, który miał wozić ją do szpitala. On też jest z tej książki, kilka stron dalej – dodaje, pokazując screeny.

To wzbudziło podejrzenia Kurowskiej, która opowiedziała o nich Elon. – Zapytałyśmy ją, dlaczego tak zmyśla. Powiedziała, że "starała się jakoś ożywić zbiórkę" i "to chyba nie jest przestępstwo" – mówi Elon. – Faktycznie, to akurat nie było... – dodaje.

Z czasem pojawiało się coraz więcej osób niewierzących w chorobę R. Niepokój wzbudzały zdjęcia kroplówek – były opisane cyrlicą. "Takie rzeczy w polskim szpitalu? Bardzo ciekawe" – myślała Elon.

Czara goryczy przelała się, gdy R. opublikowała na Facebooku czarnobiałe selfie na tle szpitalnego pokoju. – To był fotomontaż. To zdjęcia przedstawia amerykańską prywatną placówkę. Ona dokleiła tam swoją głowę! – mówi Elon.

Beata Elon, chcąc ostrzec innych, podzieliła się swoimi spostrzeżeniami na Facebooku. Okazało się, że osób mających wątpliwości jest więcej. Ewelina, chcąc dowieść, że nie jest oszustką, udostępniła w sieci kartę choroby. – To podróbka – mówi nasza rozmówczyni.

Dokumentacja miała pochodzić z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka we Wrocławiu. Skontaktowaliśmy się z placówką. Usłyszeliśmy, że Ewelina R. nie jest i nie była ich pacjentką, a lekarz, którego podpis widnieje na dokumentach, nie jest i nie był tam zatrudniony, być może nie istnieje. Pełna treść oświadczenia szpitala dostępna poniżej.

"W związku z niepokojącymi informacjami, jakie docierają do nas ze strony mediów na temat zbiórki na operację glejaka organizowanej prerz Panią Ewelinę R., Dolnośląski Szpital Specjalistyczny im. Marciniaka – Centrum Medycyny Ratunkowej oświadcza, że Pani Ewelina R. nigdy nie była pacjentką Szpitala im. Marciniaka, nie była również wpisana w kolejkę osób oczekujących na operację glejaka w naszym Szpitalu. Okazywana w mediach społecznościowych przez Panią Ewelinę R. dokumentacja medyczna nie została wytworzona w Szpitalu im. Marciniaka. Wskazany jako rzekomy autor dokumentacji dr n. med. Stefan Bauman onkolog neurochirurg ne jest i nigdy nie był zatrudniony w Szpitalu im. Marciniaka". Dolnośląski Szpital Specjalistyczny im. T. Marciniaka we Wrocławiuoświadczenie w sprawie Eweliny R.

Później, gdy sprawa przycichła, R. twierdziła, że operacja odbędzie się w innej placówce. Miała jednak trudności ze wskazaniem jej adresu. – Podała adres jakiegoś szpitala. Okazało się, że ten szpital od kilku lat znajduje się gdzie indziej – mówi Elon.

Przestępstwo (nie)doskonałe

Elżbieta Kurowska była pierwszą osobą, która zawiadomiła policję w sprawie R. – Nie chodzi mi o 200 zł, które wpłaciłam. Kwota nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest to, że takiej osobie, gdy się rozkręci, trudno przestać. Chciałam to przerwać – mówi w rozmowie z naTemat.

W styczniu 2022 roku Elżbieta Kurowska poszła na policję. – Na policji dowiedziałam się, że Teresa Staniszewska, która zbierała pieniądze dla R., nie istnieje. Tak powiedział mi policjant – mówi rozmówczyni naszego portalu.

Do lutego 2022 roku w całej Polsce wpłynęły cztery zawiadomienia dotyczące Eweliny R. Obecnie sprawę prowadzi Prokuratura Rejonowa w Dębicy, do której trafiło pierwsze z nich – to złożone przez panią Elżbietę.

– Śledczy dostali od Pomagam.pl listę adresów e-mailowych osób, które za pośrednictwem portalu wysłały R. pieniądze. W marcu dostałem wiadomość z policji w Dębicy, żebym podał swoje dane i miejsce zamieszkania. Miałem zostać przesłuchany na komendzie w Warszawie, gdzie mieszkam. Odpowiedziałam na maila i złożyłem zeznanie, ale z tego, co wiem, wiele osób to olało – mówi kolejny poszkodowany sprawie.

– W toku poczynionych ustaleń w trakcie dochodzenia ustalono, iż  portal Pomagam.pl uzbierał środki w kwocie ponad 40 tys. zł., natomiast kwota wyłudzenia, jaką zarzuca się Ewelinie R., wynosi 8 tys. 702 zł – poinformował nas prokurator Lesław Godek. Dlaczego tak mało? – Jest tak z uwagi na fakt, że nie wszystkie osoby, które wpłacały pieniądze na portalu Pomagam.pl, czują się pokrzywdzone – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.

– I właśnie na tym polega fenomen tego przestępstwa – uważa Elon. – Bardzo dużo osób wpłaciło bardzo małe kwoty. Ludzie wpłacali po 20, 10, 5 zł. O takie pieniądze nikt nie będzie walczył w sądzie. Ludzie mają swoje życia, dzieci, pracę, nie mają czasu ani ochoty na bieganie po komendach – mówi.

Ewelinie R. prokuratura zarzuca przestępstwo z art. 286 § 1 kk. dotyczące doprowadzenia do nierozsądnego rozporządzenia mieniem, czyli oszustwa. Ponadto toczy się przeciwko niej osobne dochodzenie w sprawie sfałszowania szpitalnej dokumentacji. Za to pierwsze przestępstwo grozi jej od 6 miesięcy do 8 lat więzienia, za drugie od 3 miesięcy do 5 lat.

Portal Pomagam.pl w odpowiedzi na wiadomość wysłaną przez Beatę Elon zaleca, aby skontaktować się z organizatorem zbiórki. – Oni "nie są w stanie weryfikować organizatorów", ale 10 proc. od każdej wpłaty biorą – oburza się Elon. – To zniechęca do wpłacania pieniędzy na takie zbiórki. To też nóż w plecy dla osób naprawdę chorych – zauważa. Podobnego zdania jest Kurowska:

– Mnie najbardziej przeraził zasięg tej mistyfikacji. To nie była osoba, która wpadnie na taki pomysł raz i się zaspokoi. Ona rozszerzała swoją działalność na wiele innych rzeczy. Bałam się, że to dojdzie do miliona. Ta sytuacja pokazała mi, jak bardzo elastyczna jest granica oszustwa, jak z niewinnych kłamstewek o przystojnych narzeczonym, można przejść do przestępstwa i nie czuć się winnym.

Próbowaliśmy skontaktować się z Eweliną R. Nie odpowiedziała na naszą wiadomość. Nie wiadomo, ile pieniędzy zebrała ze wszystkich źródeł. Ewelina R. za braki w dokumentacji medycznej obwinia lekarzy. Uważa, że jest ofiarą zniesławienia ze strony Beaty Elon. Wcześniej twierdziła, że ktoś podszywa się pod jej zbiórkę, a sprawa jest zgłoszona policji. 14 maja z Facebooka zniknęło jej konto.

Czytaj także: https://natemat.pl/396303,oszust-z-tindera-co-robi-dzisiaj-simon-leviev