Prof. Matczak o nowelizacji Dudy: To nie usuwa możliwości organizowania polowania na czarownice

Maciej Karcz
02 czerwca 2023, 19:49 • 1 minuta czytania
Prezydent Andrzej Duda w pośpiechu złożył do Sejmu nowelizację ustawy zwanej "lex Tusk", którą zaledwie kilka dni temu bez dłuższego namysłu podpisał. – Ta cała tzw. "poprawka" nie usuwa możliwości organizowania polowania na czarownice i budzi ogromne wątpliwości – komentuje w rozmowie z naTemat.pl konstytucjonalista prof. Marcin Matczak.
Marcin Matczak komentuje nowelizację lex Tusk. Fot. WOJCIECH STROZYK / REPORTER

Co sądzi pan o decyzji prezydenta odnoście nowelizacji tzw. ustawy "lex Tusk"?

Prof. Marcin Matczak: Po pierwsze należy powiedzieć, że komisja ds. rosyjskich wpływów to organ, który sądem nie jest, a będzie rozstrzygał w kwestiach, które powinny podlegać kognicji sądów powszechnych.


Po drugie, mimo że prezydent proponuje, żeby w ustawie nie było tych środków zaradczych w postaci środków karnych, które są przewidziane w kodeksie, to nadal pozwala na poddawanie represjom ludzi, których na ofiary wybierze rząd.

W jaki sposób?

Członkowie tej komisji są całkowicie bezkarni, dlatego mając gwarancję bezkarności i realizując polityczne zamówienie, mogą przeprowadzać swoisty seans nienawiści i organizować polowanie na czarownice.

Podobna sytuacja miała miejsce w połowie ubiegłego wieku, kiedy to komisja McCarthy’ego miała ścigać komunistycznych szpiegów w USA. Komisja PiS może oskarżać dowolnie wybranego człowieka, bo nie tylko polityka, ale dziennikarza czy naukowca o współpracę z Rosją. Tu nie ma żadnej kontroli sądowej, czy te oskarżenia w ogóle maja sens. 

Czyli poprawka prezydenta niczego nie zmienia?

– Zgadza się. Ta cała tzw. poprawka nie usuwa możliwości organizowania polowania na czarownice i budzi ogromne wątpliwości. Poza tym, pan prezydent w poniedziałek zaakceptował tę ustawę, podpisał ją, a dzisiaj mówi, że tam trzeba wprowadzić bardzo dużo zmian. To jest kompletnie niezrozumiałe.

W takim razie, dlaczego Andrzej Duda zaprzecza własnym słowom?

– Moim zdaniem to tylko potwierdza, że ktoś, kto wymyślił ten projekt, całkowicie się pogubił. Ta ustawa jest tak zła, że nie da się jej poprawić żadnymi poprawkami.

Jak więc działania powinny podejmować odpowiednie organy, jeżeli w sprawie rosyjskich wpływów zebrano odpowiednie dowody?

Przede wszystkim w sprawie wpływów rosyjskich powinny działać nie komisja, ale prokuratura i służby. Jeżeli mają odpowiednie dowody, powinny pójść do sądu, postawić daną osobę w stan oskarżenia i przed niezależnym sądem te kwestie rozstrzygnąć.

Tak się to załatwia w cywilizowanych państwach. Jeżeli wymyśla się coś tak karkołomnego jak jakiś "super-sąd" złożony z polityków, to niestety później nawet drobne poprawki tego czegoś, co jest bardzo złe, nie czynią czymś dobrym.

Co w takim razie cała ta sytuacja tak naprawdę oznacza dla PiS-u w kontekście nadchodzących wyborów?

To oznacza, że trzon tego pomysłu politycznego nadal jest i umożliwia urządzanie igrzysk, polowania na czarownice tuż przed samymi wyborami. To nadal będzie możliwe.

Bez względu na to, do kogo się będzie można odwołać, jakiego rodzaju kary się usunie albo doda, to trzon tego pomysłu się nie zmienił. 

Czego powinniśmy się w takim razie spodziewać?

Jedna opcja polityczna utworzy organ, za pomocą którego będzie ścigała swoich przeciwników politycznych i to, jak mówiłem, bez żadnej kontroli, w poczuciu kompletnej bezkarności, której gwarancja w tej ustawie została zawarta. 

Bezkarności? Może pan powiedzieć coś więcej?

Przypominam, że tam jest wpisane, że członkowie Komisji nie podlegają żadnej odpowiedzialności za to, co robią. Komisja będzie mogła tych ludzi atakować, oskarżyć ich o najgorsze przestępstwa.

A przecież w obliczu trwającej wojny w Ukrainie, nie ma nic gorszego niż współpraca z Rosją. Ten spektakl będzie transmitowany przez media, które także Prawo i Sprawiedliwość kontroluje. 

Wydaje się, że właśnie taki jest zamiar obozu rządzącego.

Zgadza się. W związku z tym możliwość przeprowadzenia takiego seansu nienawiści, upublicznienia go przed wyborami nadal będzie wpisana w tej ustawie, nawet jeżeli te poprawki prezydenta zostaną wprowadzone.

Krótko mówiąc, narzędzie polityczne nadal jest w rękach tych ludzi. Oni się trochę wystraszyli, bo chcieli pójść zbyt daleko, ale trzon tego narzędzia, jakim jest możliwość rzucenia na opozycję oskarżenia o współpracę z Rosją pozostaje bez zmian.

Powiedział pan, że PiS zdał sobie sprawę, że poszedł za daleko. Czyli działanie prezydenta to nic innego, jak gaszenie pożaru?

Z całą pewnością. Ta ustawa prowadzona była przez proces legislacyjny i wszyscy komentatorzy mówili, że jest absolutnie niekonstytucyjna, katastrofalna, a mimo to przepchnięto ją kolanem przez Parlament.

Później prezydent ją dostaje i także dokładnie wie, że to rozwiązanie jest bez sensu konstytucyjnie, bo ma dostęp do tych wszystkich ekspertyz. Wie, że to łamie wszystkie możliwe przepisy konstytucji i prawa międzynarodowego, a mimo to ją podpisuje i to jeszcze dość szybko.

A tu nagle rozpętuje się burza. 

I to nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Protestuje Unia Europejska, protestuje Departament Stanu Stanów Zjednoczonych. Jeden z najbardziej poważanych tygodników na świecie, "The Economist", pisze, że to jest prawo stalinowskie, i wtedy dopiero ci ludzie trzeźwieją. 

Czyli te zmiany nie miały na celu zapewnienia zgodności ustawy z Konstytucją?

Wydaje się, że rząd nie słucha argumentów, boi się tylko międzynarodowego wstydu. No więc teraz nagle następuje gaszenie pożaru i rozwiązywanie problemu, który sam PiS i prezydent spowodowali.

Powiedział pan o strachu przed międzynarodowym wstydzie. Jak zatem będzie odbierany na świecie Andrzej Duda?

Napisałem w jednym komentarzu, że nie ma równości na świecie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: student podpisał arkusz egzaminacyjny i go oddał, a potem przychodzi do wykładowcy, bo np. sobie z kimś porozmawiał i uświadomił sobie, że zrobił mnóstwo błędów.

I mówi, że on to musi teraz poprawić. To po prostu narażanie się na śmieszność, a prezydent właśnie tak robi. Mimo to dalej są ludzie, którzy nadal go traktują poważnie. 

A więc prezydent się ośmieszył?

Taka sytuacja jest nie do przyjęcia. Prezydent ma służby, miał czas, jest prawnikiem, otrzymał mnóstwo ekspertyz, które wskazywały na to, że ta ustawa to jeden wielki błąd.

Wyszedł na mównicę, powiedział, że wszystko jest właściwie OK, bo ustawa może funkcjonować. A tu nagle po 3 dniach mówi jednak, że jest zła i trzeba ją poprawić. To jest po prostu niepoważne, nie można tak traktować obywateli.